HFM

artykulylista3

 

Rotel S14

020 023 Hifi 10 2023 006Rotel przez sześć dekad działalności wyspecjalizował się w produkcji klasycznych wzmacniaczy stereo. Wydawało się, że montowanie w nich DAC-ów, związane z powszechną cyfryzacją muzyki, traktuje jako przymus i nie ma do niego serca. Aż do przełomu lat 2022 i 2023.




Pod koniec 2022 roku wielbicieli marki zelektryzowała informacja o wypuszczeniu pierwszego wzmacniacza stereo wyposażonego w streamer. Wcześniejsze konstrukcje zawierały tylko DAC. W zapowiedziach prasowych wymieniano liczne zalety nowego modelu, jednak rynkowy debiut S14 okazał się, łagodnie mówiąc, przedwczesny. Wszystko przez aplikację sterującą.


Falstart
Nikt by nie miał do Japończyków pretensji, gdyby z powodu dopieszczania oprogramowania sterującego pracą streamera opóźnili debiut S14 o kilka miesięcy. Zresztą, prace nad nim odbywały się w takiej tajemnicy, że nie było nawet kontrolowanych przecieków do prasy.
Pierwsi zagraniczni recenzenci już w lutym 2023 pełni nadziei rzucili się na nowy wzmacniacz Rotela i… odbili się od ściany. Choć wydaje się to dziwne, oryginalnie udostępniona przez producenta aplikacja na smartfony notorycznie się wieszała. Ucierpiały na tym funkcjonalność urządzenia oraz honor Japończyków, więc szefowie Rotela szybko wycofali ją ze sklepów Googla i Appla, po czym na długie miesiące zapadła niepokojąca cisza.
Testowany egzemplarz trafił do redakcji pod koniec maja, jednak w oczekiwaniu na pełną funkcjonalność niezobowiązująco brzdąkał w letnie wieczory. Poprawioną wersję firmowej apki Rotel udostępnił dopiero 27 lipca i w zasadzie moment ten można uznać za formalny debiut wzmacniacza S14.

020 023 Hifi 10 2023 001

 

Otwory wentylacyjne
nie są tu tylko dla ozdoby.

  

 


Budowa
Patrząc na przednią ściankę, można się zastanawiać, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Tuner to? Odtwarzacz sieciowy? A może coś innego? Mimo że wzmacniacze Rotela ze względu na liczne przyciski można poznać na końcu świata, S14 cechuje zaskakująca powściągliwość. Sześć przycisków z lewej strony wyświetlacza, umożliwiających bezpośredni dostęp do wszystkich źródeł, i trzy z prawej, służące do konfiguracji, to zbyt mało jak na najnowocześniejszą konstrukcję producenta z 60-letnim stażem. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, ponieważ dostęp do większości opcji daje wejście w menu.
Tylna ścianka to już nowoczesność pełną gębą. Widać wyraźnie, że projektanci postawili na muzykę cyfrową. Wyposażyli go w cztery wejścia: koaksjalne, optyczne, USB-A i asynchroniczne USB-B. Dla posiadaczy źródeł analogowych pozostawiono ledwie jedno RCA. Cyfrowość podkreślają również trzy gniazda anten łączności bezprzewodowej, jedno do transmisji Bluetooth i dwa do Wi-Fi. Poza tym znajdziemy tam wyjście subwooferowe oraz z preampu dla dodatkowej końcówki mocy lub zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego. Osobiście polecam to ostatnie rozwiązanie, ponieważ 3,5-mm dziurka na froncie już na starcie eliminuje wszystkie audiofilskie nauszniki wyposażone we wtyki 6,3-mm.
Zanim chwyciłem śrubokręt, pomyślałem, że tak naprawdę S14 jest rozbudowaną wersją któregoś z wcześniejszych modeli wyposażonych w DAC, np. A14MK2. Nic bardziej mylnego, ale widać to dopiero po zdjęciu pokrywy.
Podstawą zasilania jest konkretny toroid, wykonany przez Rotela i wspomagany parą elektrolitów po 10 tys. μF każdy. Przypominam, że japoński producent nie stosuje uniwersalnych rozwiązań dostarczanych przez podwykonawców, lecz projektuje i wykonuje zasilacze dla każdego urządzenia osobno. W proces ten zaangażowana jest jedna czwarta załogi, co świadczy o wadze, jaką przywiązuje się do tego zagadnienia. Projektanci stronią też od układów impulsowych. W efekcie ten niepozorny piecyk może zassać z sieci ponad ćwierć kilowata.

020 023 Hifi 10 2023 001

 

Sztywna obudowa ze stalowych
blach i aluminiowy front.

  

 


Część cyfrową i analogową wnętrza fizycznie od siebie odseparowano. Na samej górze znalazła się ta pierwsza, z układem ESS Sabre ES9028Q2M. Przetwornik ten może pracować z rozdzielczością 32 bity/384 kHz, którą w Rotelu S14 nieznacznie ograniczono. Przy transmisji przewodowej z komputera będą to 24 bity/384 kHz, zaś dla pozostałych źródeł cyfrowych: 24 bity/192 kHz.
Za łączność bezprzewodową odpowiada ekranowy układ LS10 kalifornijskiej firmy Libre. Ma zintegrowane Wi-Fi, AirPlay2 i Chromecast. Natomiast Bluetooth pochodzi od największego specjalisty w branży, firmy Qualcomm. Niewielki, również ekranowany scalak z kodekiem aptX HD połyskuje w bezpośrednim sąsiedztwie własnej antenki.
Do obsługi displayu służy 32-bitowy procesor Nuvoton z serii N9h30. Efekty jego pracy są znakomite, a ilość detali okładek ogranicza tylko przekątna wyświetlacza oraz wzrok użytkownika.
W sekcji analogowej mamy rotelową klasykę, czyli bipolarne tranzystory Toshiby pracujące w klasie AB, po dwie pary na kanał. Uzyskano z nich 80 W przy ośmiu omach, co może nie jest wartością wstrząsającą, ale Japończycy wielokrotnie udowodnili, że cyferki nijak się mają do subiektywnego odczucia głośności. A propos tej ostatniej – regulacja na najniższych poziomach jest płynna, bez gwałtownych skoków przy niewielkim ruchu pokrętła potencjometru. Zmiany w formie graficznej pokazuje wspomniany wyświetlacz.
Na koniec tej części uwaga eksploatacyjna: S14 w czasie pracy dość mocno się nagrzewa, więc sugeruję nic na nim nie stawiać. Wpychanie go do ciasnej szafki również nie będzie dobrym pomysłem, a sterczące antenki łączności bezprzewodowej wyznaczają minimalny dystans od półki powyżej.

020 023 Hifi 10 2023 001

 

Pilot elegancki i wygodny.

  

 


Konfiguracja i obsługa
Zacznę od głównego winowajcy odpowiedzialnego za opóźnienie formalnego debiutu wzmacniacza S14, czyli aplikacji na smartfony.
Czy pamiętacie niedrogie wzmacniacze Creeka i Musical Fidelity sprzed trzydziestu lat? Na tle obowiązującego wówczas „azjatyckiego baroku” prezentowały się nad wyraz skromnie, ale czas pokazał, że to właśnie Brytyjczycy wyznaczyli kanon audiofilskiego wzornictwa. A co mają wspólnego z aplikacją Rotela? Otóż wygląda ona jak dokładny odpowiednik skromnego piecyka wśród oprogramowania sterującego streamerami.
Ascetycznie białe menu główne daje dostęp jedynie do internetowego radia, serwisu Qobuz oraz wejścia USB-A. Poza tym żadnych trybów, dodatkowych ustawień ani przewijanych ekranów. Reszta źródeł jest obsługiwana za pomocą pilota lub poprzez przyciski na przedniej ściance. Po co więc było tyle krzyku na temat niepełnej funkcjonalności S14? Po pierwsze – bez znajomości aplikacji nie wiadomo było, jakie funkcje oferuje. A po drugie – dostęp do zawartości przenośnych pamięci podłączonych do gniazda USB-A jest możliwy jedynie z użyciem telefonu lub tabletu. Być może kolejna aktualizacja to zmieni, ale na razie naciśnięcie opisanego jako USB guziczka na froncie kompletnie nic nie daje.

020 023 Hifi 10 2023 001

 

W czarnej wersji wyświetlacz
idealnie wtapia się w tło; w srebrnej
bardzo rzuca się w oczy.

  

 


W tym miejscu rodzi się kolejne pytanie: jeśli aplikacja sterująca pracą S14 jest tak prościutka, to dlaczego było z nią tyle problemów? Na nie jednak odpowiedź zna jedynie szefostwo Rotela.
Skoro jesteśmy przy apce, to warto rozwinąć temat obsługi wejścia USB-A. Wzmacniacz rozpoznaje nośniki o maksymalnej pojemności 32 GB. Zaraz, zaraz, 32 giga w trzeciej dekadzie XXI wieku? To chyba jakiś żart – pomyślałem w pierwszej chwili, ale zaraz zacząłem dostrzegać w tym głębszy sens. Markowe pendrajwy 32 GB kosztują poniżej 15 złotych, a na każdym zmieści się cała dyskografia ulubionego wykonawcy w plikach hi-res. Bezpłatne płyty testowe w postaci gęstych plików, oferowane choćby w sklepie HDtracks, rzadko przekraczają 1,5 GB, więc wbrew pozorom, te 32 giga okazuje się wystarczające. A że nie będziemy mieli natychmiastowego dostępu do całej posiadanej płytoteki? No cóż, może co bardziej sfrustrowani użytkownicy S14 powinni porozmawiać na ten temat z posiadaczami magnetofonów i gramofonów. Na pewno spotkają się z głębokim zrozumieniem.

Reklama

Skoro aplikację mamy z głowy, zajmijmy się pozostałymi funkcjami najnowszego Rotela.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że większość użytkowników Rotela S14 będzie go wykorzystywała do słuchania muzyki z serwisów streamingowych. Dzięki wbudowanej funkcji Tidal Connect i Spotify Connect czynność ta będzie dziecinnie prosta, a jeśli wzmacniacz podłączymy przewodem do komputera, to zdekoduje pliki FLAC i MQA do wspomnianej rozdzielczości 24/384 oraz DSD 256. Zaawansowanych odbiorców cyfrowej muzyki powinna zainteresować informacja, że Rotel S14 jest „Roon Ready”.
O nowoczesności Rotela S14 świadczy też ukrycie regulacji w menu. Można w nim ustawić m.in. barwę dźwięku i balans, jasność wyświetlacza, a także okres bezczynności, po którym urządzenie przejdzie w stan uśpienia. A jeśli coś pójdzie nie tak, łatwo będzie przywrócić ustawienia fabryczne i zacząć wszystko od nowa.
Choć S14 jest na wskroś nowoczesny, w pudle ze wzmacniaczem znalazłem klasyczny aluminiowy pilot. Nie ma na nim wielu przycisków, ale i tak umożliwia pełną obsługę urządzenia, z dostępem do menu włącznie. Oczywiście poza zwiedzaniem zawartości pendrajwu wetkniętego w gniazdo USB.

020 023 Hifi 10 2023 001

 

W czarnej wersji wyświetlacz
idealnie wtapia się w tło; w srebrnej
bardzo rzuca się w oczy.

  

 


Wrażenia odsłuchowe
Wszystkie wzmacniacze Rotela, z którymi się zetknąłem, wyróżniały się nieprzeciętną stereofonią. Najnowszy S14 nie odbiega od tej zasady, robi to jednak na swój własny sposób.
W lwiej części nagrań, bez względu na styl i gatunek, scena zaczynała się na linii łączącej głośniki i sięgała daleko w tył. W połączeniu ze znaczną szerokością, daleko wykraczającą poza fizyczne rozstawienie głośników, powiedzenie o „amerykańskich hektarach” będzie w pełni uzasadnione. Obraz ten był kreowany w 90% przypadków, by w pozostałych dziesięciu umieścić wykonawców krok przed kolumnami. Jednak nawet w takich momentach Rotel zachowywał wyraźny dystans pomiędzy muzykami a słuchaczem. Nie wciągał go w wir wydarzeń na scenie, lecz usadzał w pozycji obserwatora.
Drugą wyróżniającą cechą S14 okazuje się muzykalność. Bez względu na źródło (pliki, streaming, płyty CD) często łapałem się na tym, że zamiast zwracać uwagę na niuanse brzmieniowe, po prostu słucham muzyki. Nie wszystkie nagrania z recenzenckiego kanonu należą do moich ulubionych, ale tym razem sprawiały mi autentyczną przyjemność. W brzmieniu Rotela niczego nie brakowało, co na tym poziomie cenowym stanowi dużą zaletę. W kameralnych nagraniach klasyki wzmacniacz był delikatny i skupiał się na szczegółach, by w porywających orkiestrowych tutti huknąć z mocą kieszonkowej bomby. W tej cenie mikrodynamikę S14 można uznać za wzorcową; nie ma problemu z podążaniem za zmianami głośności, od ulotnego pianissimo po fortissimo possibile i z powrotem.
Przechodząc do jazzu, doceniłem kontrolę basu. Szybki i konturowy, nie miał oporów przed zejściem w najniższe rejony, a wracając, zatrzymywał się dosłownie krok przed średnicą. Z reguły pełnił funkcję służebną, podrzucając rytm wyższym częstotliwościom, jednak w kontrabasowych solówkach robił wyraźny krok naprzód i popisywał się swoimi możliwościami, niczym w trakcie spontanicznego jam session.

Reklama

Wyższe podzakresy dopasowały się do tego obrazu, prezentując lekko rozjaśnioną, świeżą i plastyczną średnicę, wypełnioną rozwibrowanymi cząsteczkami powietrza. Nie było w niej miejsca na zmysłową słodycz, ociekającą miodem. Priorytetem pozostawały precyzja oraz neutralność. Średnie tony płynnie przechodziły w wysokie, które można nazwać prawdziwą ozdobą brzmienia S14. Wokół instrumentów roztaczała się srebrzysta poświata, a drobne odgłosy tła, zazwyczaj maskowane przez solistów, zyskały pełnię praw do kreowania muzycznego spektaklu. Perkusjonalia były ruchliwe i sprawiały wrażenie, jakby zamiast z instrumentów dźwięk pochodził ze zderzających się ze sobą kulek rtęci. Coś pięknego!
Opisany powyżej charakter prezentacji powinien faworyzować nagrania akustyczne, więc z pewnymi obawami sięgnąłem po klasykę rocka. Niepotrzebnie martwiłem się na zapas. Podłączony do prądu bas dodatkowo się utwardził, zrobił krok do przodu i wraz z bębnami pokazał, co należy rozumieć pod pojęciem sekcji rytmicznej. Średnie i wysokie tony zachowały dotychczasowy charakter, choć w brzmieniu pojawiła się zupełnie nieoczekiwana drapieżność. Scena lekko rozbudowała się do góry i stworzyła ścianę dźwięków w dosłownym znaczeniu. Aranżacje Rammsteinu czy Dream Theater po brzegi wypełniały szczegóły, natomiast w spokojnych balladach i nagraniach na żywo Rotel roztaczał przed miejscem odsłuchowym szeroką panoramę. W sumie żałuję, że tę nieszczęsną aplikację poprawiono pod koniec lipca, bo chętnie odwlekłbym zwrot S14 dystrybutorowi jeszcze o kilka tygodni.

020 023 Hifi 10 2023 001

 

Po złożeniu słuchawki nie zajmują
wiele miejsca.

  

 


Konkluzja
Po krótkim namyśle nie znalazłem w Rotelu S14 żadnej wady. Prócz ceny. Katalogowa, bliska 12000 zł, wydaje się lekko przesadzona, ponieważ na tym poziomie można znaleźć kilka równie udanych urządzeń, pochodzących od renomowanych producentów i oferujących zdecydowanie większą funkcjonalność. Jeśli jednak traficie na kilkudziesięcioprocentową przecenę, to może się zrobić bardzo, ale to bardzo interesująco.
W tym roku czarny piątek wypada 24 listopada.

Reklama

 

rotel s14

Marius Zwoliński
Źródło: HFiM 10/2023