HFM

artykulylista3

 

Aurorasound HFSA-01

050 053 Hifi 7 8 2023 007
Shinobu Karaki jest specjalistą od preampów gramofonowych. Zbudował też słuchawkowy, ponoć bardzo udany. W modelu High Fidelity Stereo Amplifier 01 znajdziemy oba. Wieść niesie, że dorównują urządzeniom w osobnych obudowach, z których każde kosztuje tyle co pół integry. To by oznaczało, że sam wzmacniacz dostajemy za darmo. Patrzę na śliczne pudełko i myślę sobie: ależ elegancki prezent!








Karaki-san jest skromnym i pracowitym… wizjonerem z gruntowną wiedzą i bezkompromisowym podejściem do obwodów elektronicznych. W Japonii zyskał sobie ogromny szacunek – w branży nazywają go ponoć „młodym Kondo” (Hiroyasu Kondo to legenda japońskiego hi-endu; założył i do końca życia – w 2006 roku – prowadził firmę Audio Note). Przez 29 lat pracował w japońskim oddziale Texas Instruments. Pozostał wierny firmie aż do… wcześniejszej emerytury. Przeszedł na nią w 2009 roku i już w następnym założył własną: Aurorasound. Na początku jej działalność ograniczała się do rynku lokalnego, jednak z czasem produkty trafiły do USA i Europy. Agresywna ekspansja nie jest jej celem. Firma ma pozostać manufakturą w starym stylu.
Pracują w niej trzy osoby, a produkcja odbywa się ręcznie. Karaki-san używa komponentów wysokiej klasy, na przykład japońskich transformatorów,  pozostając równocześnie przeciwnikiem absurdalnie wysokich cen w high-endzie. Ich kalkulacja ma być uczciwa.
HFSA-01 nie został wyposażony w zdalne sterowanie, co ma być przejawem bezkompromisowego podejścia do jakości dźwięku. Dla niektórych brak tego udogodnienia to dyskwalifikacja, bo nie będą za każdym razem podchodzić do sprzętu, żeby zrobić głośniej. Shinobu zdawał sobie z tego sprawę i poświęcił mnóstwo czasu na poszukiwanie rozwiązania, które nie będzie degradować sygnału. Nie znalazł go jednak. Mógł machnąć ręką i dodać pilot, bo kompromis zauważy może jeden na stu klientów, ale tego nie zrobił.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

Gałki skromne, wystarczającej
jakości.

    
 

Budowa
Wzornictwo HFSA-01 to lata 70. XX wieku w czystej postaci. I to raczej nie stylizacja, ale wybór koncepcji wygodnej zarówno dla producenta, jak i użytkownika. Na przykład pokrętła są plastikowe, ale też wystarczająco ładne i porządne, by nie zepsuły obrazu całości. Nie wpływają na nic poza samopoczuciem posiadacza, więc po co generować koszty?
Urządzenie wygląda piękne i ma wdzięk płynący z prostoty wzornictwa, symetrii i swoistej surowości. Poza frontem i aluminiowym tyłem obudowę wykonano ze stali. Całość wspiera się na dużych aluminiowych nóżkach izolujących od wibracji. Nietypowa szerokość 36 cm nie trzyma żadnego standardu: dużej wieży, midi ani mini. Ale to bez znaczenia, ponieważ na HFSA-01 i tak nie można niczego postawić. Nie należy go też wciskać w szafkę, bo się ugotuje.
Na froncie z nieśmiertelnego szlifowanego aluminium nie umieszczono ani jednej diody; wystarczy, że świeci obwódka wokół włącznika zasilania. Nie przewidziano wyboru kolorów ani wykończeń. Jedyny element dekoracyjny stanowią mahoniowe wstawki na bokach płyty czołowej. Inne urządzenia Aurorasound mają drewniane całe skrzynki, ale w HFSA-01 tej opcji nie przewidziano. Zapewne dlatego, że pracujący wzmacniacz generuje bardzo dużo ciepła.
Cztery takie same pokrętła służą do regulacji głośności, wyboru źródła i dwupunktowej regulacji barwy; zwykle bywa +/- 10 dB, ale tutaj jest +/-12 dB. Na papierze różnica wydaje się niewielka, ale w praktyce okazuje się duża. Korektor można pominąć przełącznikiem „Direct”. Jest jeszcze wybór trybu mono, który się przydaje przy słuchaniu starych płyt monofonicznych.
Wyjście głośnikowe zrealizowano w formie osobnych odczepów dla impedancji 4-6 i 8 omów. Są to standardowe terminale z plastiku, jak widać – wystarczające. Podłączanie widełek oraz gołych przewodów nie jest zbyt wygodne ze względu na wąski rozstaw. Trzy wejścia liniowe i jedno phono MM zrealizowano na gniazdach RCA. Złącze zasilania sąsiaduje z dostępem do bezpiecznika – rozwiązanie sensowne i wygodne, choć jakby coraz rzadziej stosowane.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

Transformatory wyjściowe.

    
 

Wnętrze
HFSA-01 jest konstrukcją hybrydową z tranzystorowym stopniem wejściowym i końcówką mocy opartą na kwartecie pentod EL84. Odwracacz fazy to autorski projekt z wykorzystaniem wzmacniacza operacyjnego Texas Instruments OPA604A. Płytki z lampami zamontowano na wysokich nóżkach tłumiących wibracje. W zasilaniu zastosowano duży transformator z rdzeniem EI; wyjściowe są podobnej wielkości. Z sekcji zasilania wyprowadzono osobne obwody do części tranzystorowej i lampowej, a prostownik zrealizowano na diodach z węglika krzemu firmy Rohm. W torze znajdziemy selekcjonowane komponenty, w tym kondensatory elektrolityczne Nichicona, foliowe Wimy czy rezystory Dale. Regulacja głośności bazuje na niebieskim Alpsie, a regulacja barwy – na układzie CR. Półprzewodnikowy preamp korekcyjny wykorzystuje elementy Linear Technology. Sama obudowa jest bardzo sztywna. Podstawą konstrukcji jest klatka z aluminiowych kątowników. Stalowa blacha to przykrywka, nie element nośny.
Ogólnie układ jest przejrzysty, a robota – koronkowa.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

Przełącznik trybu mono
i gniazdo słuchawkowe.

    
 

Konfiguracja systemu
Lampy EL84 dostarczają 14 W w ultraliniowym trybie push-pull. Ze względu na niską moc HFSA-1 wymaga uważnego doboru głośników, podobnie jak legendarne Audio Innovations czy Unison Research o niemal identycznych parametrach. Tego rodzaju wzmacniaczy nie kupują ludzie przypadkowi, a ci, którzy cenią barwę ich brzmienia, mają świadomość wymagań. Nagroda jest warta wysiłku.
Tempo 6 grają u mnie już tyle lat, że znam je na wylot. Słuchałem na nich wzmacniaczy Audio Innovations czy Unisonów Simply, dysponujących mocami rzędu 12 W, a nawet mniej. Miałem okazję podłączać 7-watowe triody, a rekordzistka dostarczała całe 4 W i wtedy faktycznie pojawiły się poważne problemy.
Reszta testowego systemu to standard, czyli C.E.C. CD 5, okablowanie Hijiri i filtr Ansae Power Tower. Kolumny stały na kamiennych płytach o grubości 3 cm, a HFSA-01 – na pięknym blacie stolika Base 6. Jeżeli chodzi o wskazówki dotyczące konfiguracji, to dla HFSA-01 poszukiwałbym towarzystwa wśród komponentów przejrzystych, z klarowną i zdecydowaną górą pasma.
Wzmacniacz wygrzewałem przed słuchaniem całą dobę, a wcześniej wzmacniacz odrobił 400 godzin, bo tyle potrzebuje fabrycznie nowy egzemplarz.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

Wejścia.

    
 

Wrażenia odsłuchowe
Znam zbliżone konstrukcje i dobrodziejstwo ich inwentarza. Spodziewałem się powtórki, nawet na nią czekałem. Włączyłem i musiałem sprawdzić, czy w środku na pewno zainstalowano EL84. Nie wiem, jak Karaki-san to zrobił, bo...
Jeżeli chcemy zaserwować ciężkie łojenie, skomplikowane, nabite dynamiką składy na EL84 i 14 watach, to świadczy to tylko o niezrozumieniu uwarunkowań technicznych. To w ogóle nie powinno grać. Tymczasem wzmacniacz okazał się, uwaga, wydajny (!) i przywalił tak solidnie, że usiadłem z wrażenia. Oczywiście, bierzmy pod uwagę realia i nie porównujmy go z tranzystorami oddającymi rzetelne 150 W, ale – po pierwsze – usłyszałem dźwięk masywny i mocny, a po drugie – bas był potężny, gęsty i nawet energiczny, jak na lampę. Co ciekawe, średnica nie nosiła tak gorącej i bajkowej sygnatury, jak się spodziewałem. Przeciwnie, okazała się konkretna i mięsista, tak samo jak dół. Coś takiego z EL84? Pierwsze słyszę.
Spójrzmy okiem sędziego, który ma zakodowany wzorzec dźwięku z sali koncertowej. Ale też zna konstrukcje na EL84 oferujące 14 W. Doświadczenie z nimi podpowiada: średnica gorąca, wokale i instrumenty – okrągłe, ale już bas powinien być domyślny i ograniczony do górnego podzakresu. Góra wycofana, z matową otoczką, jakby charakterystyka opadała już przy 10 kHz, ale przecież koncentrujemy się na średnicy, bo wprowadza w trans tak, że wszystko inne traci znaczenie. Tymczasem Aurorasound okazuje się zupełnie inna.

Reklama

Obiektywnie: na pewno daleka od neutralności i równowagi tonalnej. Dół jest do tego stopnia wyeksponowany, że ortodoksi spytają: co za diabeł? Jest też poluzowany, co słychać właśnie w metalu – kiedy stopa strzela seriami, te się zamazują i układają w niemal jednolitą falę. Jednak przy swojej mocy wzmacniacz prezentuje aż nieprawdopodobnie energiczny i sprężysty atak. Energia fal akustycznych faktycznie masuje żołądek. Wybrzmienia się ciągną, ale zostaje zachowany puls, który podkreśla tempo muzyki. To świadomy kompromis, dający satysfakcję ze słuchania i poczucie, że prezentacja jest żywa i pełna emocji.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

Szkielet obudowy na kątownikach

    
 

Brylantowo świetlista góra stanowi przeciwwagę dla obfitości basu. Jest tak barwna, że można się zachwycać dźwięcznością dzwoneczków i namacalnością perkusjonaliów. Może to i nieprawda, ale muzyka dla twardzieli, która na EL84 nie ma prawa brzmieć poprawnie, wciąga. Piosenki Dream Thetater brzmią wręcz złowieszczo, niczym nadciągająca nawałnica. Riffy pompują powietrze nie wiem skąd pochodzącym impulsem niskich tonów. Przyznaję, że grałem bardzo głośno, a zniekształcenia się nie pojawiły.
W średnicy jest coś ujmującego i choć tego nie słychać w gitarach, to wokal zachowuje lampowy realizm i czytelność, zaś organy Hammonda brzmią po prostu obłędnie – z mięchem, nasyceniem i bliskością. W koncertowych realiach odbierzemy dźwięk jako suchy i pusty i zapragniemy powrócić do kłamstwa Aurory. Najdziwniejsze, że konstrukcja, z zasady wrażliwa na natłok bodźców, nie gubi się. Zachowuje przejrzystość, chociaż wszystko jest grubsze i podane w gęstym sosie. Słychać jednak mnóstwo informacji, a źródła pozorne mają wystarczająco dużo miejsca.

Reklama

Od pierwszych sekund uwagę zwraca przestrzeń. Wiadomo, to lampa, więc zbudowanie spektakularnej głębi nie jest aż takim wyczynem. Ale Aurora robi coś spektakularnego: wychodzi ze sceną naprzód, kompletnie odrywając ją od głośników. Bez trudu otacza najpierw je, a chwilę później… słuchacza. Na „Amused to Death” Rogera Watersa ten efekt uzyskano dzięki technice nagrywania. Aurora robi to samo ze zwykłymi płytami. Prowadzi to do zabawnych sytuacji. Łapiemy się na przykład na tym, że głos wokalisty odzywa się z boku i odruchowo odwracamy głowę. Niby się przyzwyczajamy, ale za każdym razem, kiedy dzwoneczek zawibruje tuż obok, podskakujemy w fotelu. Jeżeli efekty przestrzenne są dla was ważne, to tego wzmacniacza musicie koniecznie posłuchać. Jest wyjątkowy i w pewnym sensie oryginalny: teoretycznie podobne rzeczy potrafią elektrostaty czy cebulki MBL-a, ale HFSA-01 robi to inaczej. Oszukuje mózg tak sprawnie, że reagujemy automatycznie, choćbyśmy się starali zapanować nad odruchami. Nie da się, bo to biologia.

Reklama

Mniejszy skład pozwala urządzeniu zabłysnąć. Ogromna przestrzeń zapewnia luz: źródła na scenie są porozstawiane, a precyzyjna lokalizacja zwiększa odczucie realizmu. Średnica zachowuje tą samą mięsistość i nasycenie barw. Instrumenty są powiększone, a wokale bezpośrednie. Mniej skomplikowany materiał zapewnia swobodę wysokim tonom. Rozdzielczość i wyrazistość są zupełnie nie z bajki EL84. W Audio Innovations góra pasma była wycofana, a kontury wygładzone. W Aurorze wszystko słychać wyraźnie i niczego nie trzeba się domyślać. HFSA-01 wysokich tonów nie żałuje; niektórzy powiedzą nawet, że przesadza. Hojność jednak nie razi. Może dlatego, że czytelność i wyrazistość zyskują oparcie w dolnym zakresie. Pomaga też dźwięczność i szlachetność wykończenia alikwotami.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

Gniazda głośnikowe.

    
 

Bas jest w mniejszych składach mocny, ale poluzowany, miękki i niekoniecznie konturowy. Zachowuje natomiast energiczny atak. Atmosfera lampy przynosi płynność narracji, szerokie płaszczyzny lub barwne pejzaże. Wrażenia z odsłuchu Pink Floyd czy Dire Straits można podsumować krótko: jasne, przejrzyste granie, duża ilość szczegółów i pulsujący bas. Tyle że najważniejsze dostajemy między wierszami – to rozmarzony balladowy trans.
Muzyka wokalna – wiadomo: jest bezpośrednia, realistyczna, z fenomenalną czytelnością tekstu. Z tym, że w nagraniach Take 6 zauważymy już słynne lampowe ciepło. Jedna piosenka wystarczy do podjęcia decyzji o zakupie. Jak się okazuje, w dobrej aplikacji EL84 można nie tylko uniknąć cofnięcia góry, ale nawet uczynić z niej główną atrakcję. Tam, gdzie dochodzi bas, pojawia się  jego poluzowanie, ospałość, ale też energia ataku.

Reklama

W symfonice dostajemy krystaliczną klarowność, lotne wysokie tony z dźwięcznym oparciem, dużą scenę oraz mnóstwo powietrza. Kontrabasy są zdecydowanie pogrubione, ale to miłe kłamstwo. Dzięki czytelności i zdecydowanej górze smyczki są mięsiste, ale też jasne, błyszczące, bez śladu zmatowienia. Blacha błyszczy. Zyskuje triumfalny, nośny charakter i lepiej się przebija przez tutti.
Kiedy kontrafagot schodzi na sam dół swojej skali, nawet w piano, wywołuje odczuwalne poruszenie powietrza. Z punktu widzenia wysokiej wierności to oczywiście bzdura – w rzeczywistości instrument wtedy cicho mruczy. Ale pokażcie mi jedną osobę, której się to nie spodoba. Spodoba się też ksylofon, który rozwiewa ostatnie dylematy na temat góry. Może to i nadrealizm, nadprzejrzystość i retusz barw, ale znów nie znajdzie się purysta, który chciałby cofnąć zmiany. Tak czy siak, zawsze na końcu przychodzi wniosek, że przestrzeń to najmocniejszy atut HFSA-01.

050 053 Hifi 7 8 2023 001

 

HFSA-01.

    
 

Konkluzja
Aurorasound nie ma nic wspólnego z podobnymi konstrukcjami z naszej młodości. Stanowi wręcz ich zaprzeczenie. A już jak się udało Karaki-sanowi zrobić na bazie EL84 wzmacniacz uniwersalny, grający efektownie, ze szwungiem na skrajach pasma – nie mam pojęcia. Każdy jego następny piecyk wezmę na warsztat natychmiast. Facet naprawdę się zna, a jego koncepcja brzmienia czaruje i wciąga.

    

Reklama

  


aurorasound hfsa 01

Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 07-08/2023