HFM

artykulylista3

 

Soul Note SA710

image 373

Ile jeszcze w Kraju Kwitnącej Wiśni znajdzie się firm produkujących wysokiej klasy sprzęt hi-fi, których w Polsce nie znamy? O jedną mniej. Soul Note przebojem wkracza do naszego kraju i, wzorem samurajów, nie bierze zakładników.Oferta obejmuje trzy wzmacniacze zintegrowane, DAC i odtwarzacze CD: konwencjonalny i z wejściem USB. Logo Soul Note można też zobaczyć na zestawach głośnikowych na podstawkę oraz preampie gramofonowym. W Europie firma pojawiła się niespełna rok temu, na wystawie High-End 2014 w Monachium.



Do recenzji dotarł najpierw wzmacniacz SA710. Zaskoczyły mnie niewielkie rozmiary obudowy. W oczekiwaniu na obiecany odtwarzacz SC710 zacząłem szukać informacji o producencie.

BudowaJak się okazało, marka jest znana od lat, ale dotychczas głównie w Japonii. Soul Note to część firmy CSR, Inc., produkującej sprzęt z segmentu profesjonalnego audio, a także domowy oraz urządzenia do transmisji bezprzewodowej. Pod marką Superscope wytwarza nagrywarki CD dla muzyków. Ma też w ofercie mikrofony i sprzęt do karaoke.
Historia firmy CSR, Inc. związana jest z osobą prezesa Norinagi Nakazawy, który jako młody inżynier rozpoczął pracę w Standard Radio Corporation. W 1971 roku amerykański Superscope, główny udziałowiec również amerykańskiego wtedy Marantza, kupił 50 % udziałów Standard Radio Corporation. Japończycy zaczęli opracowywać nowe modele Marantza, osiągając sukcesy w segmencie amplitunerów średniej klasy.
W 1975 roku firma Standard Radio Corporation zmieniła nazwę na Marantz Japan Inc. Pięć lat później Superscope sprzedał udziały w zagranicznych przedsięwzięciach Philipsowi, który postanowił podnieść prestiż japońskiego Marantza. Pan Nakazawa opracował wtedy odtwarzacz Marantz CD63, który stał się szlagierem na wszystkich rynkach.


image 3
Trafo z rdzeniem R
i symetryczny potencjometr Alpsa.



Kolejnym jego dziełem był pierwszy dzielony napęd/DAC Philips LHH100 (1988) i pierwszy w świecie odtwarzacz CD z przetwornikiem 1-bitowym HH500 (1989). Istotne dla dalszej działalności konstruktora było opracowanie urządzeń bez pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego (Non-NFB): odtwarzacza CD LHH800R (1993) i wzmacniacza LHH A700 (1994).

W następstwie zmian własnościowych, zapoczątkowanych w roku 2000, Norinaga Nakazawa, wraz z grupą pięćdziesięciu inżynierów, opuścił Marantza. Cztery lata później założył nową firmę – wspomnianą już CSR, Inc. – produkującą sprzęt pod nazwą Soul Note (pisaną także Soulnote). Tak ziścił swoje marzenia o urządzeniach hi-fi powstałych z pasji do muzyki. Stanowisko szefa inżynierów pełni obecnie w firmie Mr. Kato. Nazwa wzięła się ze sloganu: „Brzmienie współbrzmiące z duszą” („Sound Resonating to the Soul”). Wszystkim produktom Soul Note przyświeca idea „muzyka i hi-fi to jedno”. Trudno nie przyklasnąć.


image 4
Tuzin MOSFET-ów, z których
uzyskano zaledwie 10 W.



Budowa
Na grubym aluminiowym froncie SA710 umieszczono napis „Monitor Amplifier”, co sugeruje rzetelność i neutralne brzmienie. Poza nim znalazło się tam pokrętło potencjometru, przełącznik funkcji, wyjście słuchawkowe i włącznik sieciowy, nad którym świeci niebieska dioda. Kształt gałek kojarzy się ze sprzętem profesjonalnym, a duży opór, z jakim się obracają, wzbudza zaufanie.
Fazowanie płyty frontowej wysmukla bryłę wzmacniacza i sprawia, że wydaje się lekka. Faktycznie, waży tylko 6 kg.

Wzmacniacz pracuje bezszelestnie. W kolumnach nie usłyszymy nawet śladowego szumu. Obudowa SA710 ledwie się rozgrzewa, ale producent nie zaleca stawiania na niej innych urządzeń. Dla zapewnienia wentylacji wystarczy prześwit 2 cm od góry i po 5 cm po bokach. Wyprodukowano nawet sygnalną partię stolików Soul Note, których niewielkie odstępy między półkami podkreślają kompaktowe gabaryty. Najbardziej zadziwia głębokość obudowy – zaledwie 24,3 cm.
Na tylnej ściance rzucają się w oczy solidne terminale głośnikowe z groźnym podpisem – „speaker impedance 8 Ohm”. Takimi głośnikami zapewnimy wzmacniaczowi komfort pracy.
Wejścia XLR zwiastują budowę symetryczną – prawdziwą, jak można się przekonać. Trzy wejścia RCA ustawiono dość blisko siebie – przydałoby się trochę więcej luzu. Swobodny jest dostęp do dwóch wyjść RCA z przedwzmacniacza. Można do nich podłączyć dodatkową końcówkę mocy lub aktywny subwoofer.


image 5
Mnóstwo kondensatorów
Elna Cerafine.


Gniazdo zasilania to standardowe IEC. Dystrybutor polecił stosować firmowy przewód. Jest solidniejszy od tych, które nieraz można znaleźć w pudełku z droższymi urządzeniami.
Rzadko spotykanym rozwiązaniem jest przełącznik wzmocnienia: H/L – wysokiego (22 dB) i niskiego (8 dB). Umożliwia on dobranie „gainu” do użytkowanego aktualnie odtwarzacza czy innych źródeł. Ja słuchałem cały czas w pozycji H, ponieważ wzmacniacz odwdzięczał się większą dynamiką, nie tracąc subtelności.

Prawie czwartą część wnętrza zajmuje transformator z rdzeniem R, sygnowany przez Soul Note. Waży około 3 kg. Do filtracji zasilania wykorzystano baterię osiemnastu kondensatorów Elna (po 9 na kanał, 1000 ?F każdy), co daje pojemność 18000 ?F. Układy wzmacniające są zdublowane, a konstrukcja nie została objęta pętlą ujemnego sprzężenia zwrotnego.
Potencjometr to w pełni zbalansowany niebieski Alps. Dwanaście tranzystorów Toshiby typu MOSFET umieszczono na czterech osobnych radiatorach. Wyjście słuchawkowe ma moc aż 3 W (!) i wysteruje nawet najbardziej wymagające nauszniki.
W spodzie obudowy znalazły się trzy gniazda na metalowe kolce, które znajdziemy w zestawie razem z podkładkami. Producent zaleca stosować je w celu maksymalnego wykorzystania zalet wzmacniacza. Zapewnia także, że dostarcza urządzenie wystarczająco wygrzane, żeby od razu cieszyć się jego brzmieniem.


image 11
Skromny, elegancki wygląd
dobrze zniesie upływ czasu.


Wrażenia odsłuchowe
Opłaciło się poczekać na odtwarzacz Soul Note SC710. Od razu pozbyłem się obaw czy te 10 watów poruszy potężne głośniki w moich kolumnach, szczęśliwie dość skutecznych. Od czego jest jednak potencjometr podkręcony na 12? Średniej wielkości pokój wypełnił się dźwiękiem. Można było się delektować muzyką i poczuć masaż trzewi mocą basu. A to był dopiero wstęp.
Do krytycznych odsłuchów przystąpiłem po połączeniu duetu Soul Note’a przewodami XLR.
Na pierwszy ogień poszła klasyka. Taka z przytupem, czyli „Carmina Burana” pod kierunkiem Kristjana Jarviego. Dokładność, z jaką Soul Note przekazuje detale orkiestry symfonicznej w zakresie planów i głębi ustawienia instrumentów, są imponujące. Scena wydała mi się rozepchnięta, a dynamika niemal nieograniczona. Wzmacniacz gra tym lepiej, im jest głośniej. Podkręcając poziom, doszedłem do wysokich ciśnień akustycznych i nadal nie stwierdziłem zniekształceń. Jaka tajemnica tkwi w tych 10 watach – nie wiem. „Carmina Burana” ma wiele krytycznych momentów. Uderzenia w kotły są imponujące, a talerze długo dźwięczą w uszach.

Na początku „Olim lacus colueram” podskoczyłem z wrażenia – nie spodziewałem się aż takiej dynamiki. Flety świergoliły jak żywe, co jest również zasługą realizacji i dobrych mikrofonów. Także zróżnicowanie barw głosów operowych okazało się wzorcowe w tym segmencie cenowym. Baryton i chór w „Ego sum abbas” zachwycały. Tak, to idealny wzmacniacz do klasyki. Do czego jeszcze?


image 12
Otwory wentylacyjne w pokrywie


Kontrabas otwierający „Spanish Harlem” Rebekki Pidgeon („Retrospective”) potrafi wstrząsnąć szybami, ale też rozlać się w sposób niekontrolowany, jeśli się go nie powściągnie. Tu miła niespodzianka. SA710 wypuszcza go tyle, żeby nie stracić nad nim kontroli. Trzęsienia ziemi nie było, bo go tam nikt nie zarejestrował. Sejsmografy pozostały spokojne. Obecna na wyciągnięcie ręki Rebecca, perliste akordy fortepianu, szeroko rozpięte smyczki i cykanie kastanietów, których każdy ruch można umiejscowić w przestrzeni, dopełniły realistyczny obraz.
W „’s Wonderful” Diany Krall z kompilacji „The Very Best” sprawdziłem poziom słodyczy i namiętności, jaki potrafi przekazać zestaw. W swej rzetelności SA710 jest bezbłędny, a może nawet dodaje trochę ekspresji w oddechach i szeptach. I znów instrumenty perkusyjne nasyciły muzykę rytmem, wywołującym gęsią skórkę. Na tej płycie basu jest jednak więcej i schodzi niżej, więc Soul Note niczego nie ogranicza. Jeśli jest – przekazuje go dalej. I to sugestywne echo studia, uchwycone przez Ala Schmitta – słychać je chyba lepiej niż z moich ukochanych 300B.
Sięgnąłem też po płytę „Blow Up” świetnego japońskiego kontrabasisty Isao Suzuki. Jego piccolo bas wibruje w przestrzeni, aż ściska w dołku, szczególnie kiedy gra smykiem w „Aqua Marine”. Przestrzeń tego nagrania z 1973 roku została oddana tak wiernie, jakbym siedział w studiu. Dla takich momentów chce się słuchać muzyki na możliwie najlepszym sprzęcie! I Soul Note takich ekstremalnych wrażeń potrafi dostarczyć.


image 13
Wejście XLR, dwa wyjścia preout,
wygodne terminale głośnikowe.


Odsłuchałem też nagranie, które po prostu lubię. Choć nie jest ono zbyt dobrze zrealizowane, to oddaje radość muzyków w kontakcie z rozentuzjazmowaną publicznością. Mam na myśli „The Road To You” Pat Metheny Group. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałem szeroką scenę, jaką zawsze PMG zajmowała, ale nie na tej płycie. Na dodatek efektownie wybudowaną w głąb. Czynele może trochę za ostre, ale za to dźwięczne, a gitara Pata trochę wtopiona w zespół. Tak zapewne ustawił to realizator. Jest jednak coś, czego wcześniej nie zauważyłem: bas Steve’a Rodby’ego, który to mruczy jak zadowolony niedźwiedź, to wybija się z tła, podkreślając rytm. Taką architekturę brzmienia dużego zespołu trudno oddać, ale SA710 robi to z wprawą. Taki był zapewne zamysł konstruktorów i stąd nazwa Monitor Amplifier.

Konkluzja
Rzetelność Soul Note’a SA710 nie pozwoli uronić żadnego niuansu słuchanej muzyki. Nie jest słodki, ale potrafi słodycz przekazać, jeśli została zawarta w zmysłowym głosie wokalistki czy barwie instrumentu. Żaden z członków orkiestry symfonicznej nie zostanie pominięty, a przy odrobinie wprawy rozpoznamy, w której sali zrealizowano nagranie.
Mam już typ na mój top. SA710 to przyjaciel inżynierów dźwięku, ale i mój – miłośnika muzyki. Chętnie uczynię go sercem mojego zestawu na dłużej, by odkrywać moją płytotekę na nowo.


 


soul o



Janusz Michalski
Źródło: HFM 02/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF