HFM

artykulylista3

 

Marten Heritage Miles 5

martens po
Oferta szwedzkiej firmy Marten powoduje, że ciepło mi się robi na sercu. Po prostu lubię, kiedy nazewnictwo stosowane przez audiofilskiego producenta bezpośrednio nawiązuje do muzyki.

Katalog Martena to praktycznie same kolumny. Znajdziemy w nim, co prawda, jeden model wzmacniacza mocy, ale wszystkie swe wysiłki firma koncentruje obecnie na budowaniu oferty głośników. Te podzielono na pięć serii. Rozpoczynając od dołu, są to: Form, Django, Heritage, Mingus i Coltrane. Ich wygląd zapowiada duże emocje, a flagowiec Coltrane Supreme 2 może przyprawić o zawrót głowy. Jeśli ktoś się łudzi, że na zakup tego cudu technologii wystarczy milion złotych, to się zawiedzie. Słowem: w Martenie jest drogo, ale dlaczego, to się zaraz wyjaśni.



Najpierw jednak wypada wyrazić uznanie, że wytwórnia – oprócz szybowania w niebiosach – stąpa także po ziemi. Ofertę zaplanowano tak, że zainteresują się nią również miłośnicy „zwyczajnego” hi-endu. Dla nich przeznaczono serie Django i Heritage. Do testu trafiły najtańsze z trzech podłogówek Heritage – Miles 5. Linię dopełniają wolnostojące Getz 2 i Bird 2 oraz jedyne w ofercie monitory – Duke 2.


Trochę historii
Marten (jeszcze do niedawna funkcjonujący pod nazwą Mårten Design) powstał w 1998 roku z inicjatywy Leifa Mårtena Olofssona, który wcześniej zajmował się hobbystycznie garażową produkcją kolumn głośnikowych. Do pomysłu skomercjalizowania działalności natchnęły go eksperymenty z przetwornikami Accuton, produkowanymi przez niemiecką firmę Thiel und Partner. Symbiotyczny związek Accutona i Martena przetrwał do dzisiaj i w zasadzie definiuje tożsamość firmy. Aby jednak nie zakłamać obrazu, należy dodać, że w tej symbiozie równie ważną rolę odgrywa Jorma Design – dobrze u nas znana firma kablarska, która po śmierci założyciela, Jormy Koskiego, została wchłonięta przez Martena.

66 71 122008 002Obudowa z pięknie fornirowanego
MDF-u. Widać wewnętrzne
wzmocnienia.

 

 

Marten to firma rodzinna; prowadzi ją Leif wraz z dwoma braćmi – Jörgenem i Larsem. A skoro rodzina, to wiadomo, że wielką wagę przywiązuje do urodzin. Przypadające w 2018 roku 20-lecie działalności obchodzono wyjątkowo hucznie. Okrągłą rocznicę uświetniły dwa fantastyczne modele: Mingus 20 i Coltrane Momento 2. Zostały zaprezentowane na wystawie High End 2018 w Monachium. Dwa miesiące wcześniej odbył się przedpremierowy pokaz w siedzibie firmy w Göteborgu. Wśród przedstawicieli prasy nie zabrakło miejsca także dla nas, o czym więcej można przeczytać w kwietniowym wydaniu „Hi-Fi i Muzyki” („HFiM” 4/2018).

66 71 122008 002Obficie wytłumione wnętrze.

 

 

Korundowy Accuton
Zanim przedstawimy Milesa 5, warto poświęcić chwilę dostawcy przetworników, czyli marce Accuton. Należy ona do niemieckiej firmy Thiel & Partner, której nie należy mylić z, nieistniejącą już, amerykańską wytwórnią, założoną w 1977 roku przez Jima Thiela. Zbieżność nazw jest w tym przypadku czysto przypadkowa. Otóż Accuton nie pretenduje do zdominowania rynku przetworników. A to dlatego, że nie interesuje go konkurencja cenowa. Wytwarza bardzo drogie przetworniki i sprzedaje je kontrahentom świadomym tego, czego chcą i za co są gotowi słono zapłacić. Wysokie ceny wynikają ze stosowania oryginalnych, by nie rzec: unikalnych technologii i materiałów. Katalog Accutona opiera się bowiem na produktach z szafiru i diamentu.
Pojęcie „szafirowych membran” (już samo zestawienie tych słów przyprawia o audiofilską gęsią skórkę) należy jednak opatrzyć małym komentarzem. Szafir to odmiana tlenku glinu (a dokładniej trójtlenku diglinu, znanego bardziej pod nazwą korundu). Firma nie informuje jednak o dokładnym składzie chemicznym domieszek wytwarzanego przez siebie syntetycznie minerału. Bezpieczniej więc będzie mówić o korundzie. Korundowe membrany są jeszcze częściej nazywane przez Accutona i Martena ceramicznymi – i tymi dwoma pojęciami będziemy się posługiwać zamiennie. Szafir pozostawmy w spokoju.
Accuton deklaruje, że jest jedynym na świecie producentem przetworników z korundowymi membranami. Skąd wybór tego minerału? Powszechnie wiadomo, że celem każdego producenta głośników jest uzyskanie optymalnej relacji masy (ma być lekko) do sztywności (ma być twardo) membrany. Najlepsze parametry zapewnia diament, zaraz za nimi plasuje się beryl, a potem korund. Accuton berylem się nie zajmuje, gdyż ma on właściwości toksyczne. Natomiast diamentem i korundem – jak najbardziej. Znajduje to bezpośrednie przełożenie na ofertę Martena. Diament i korund znajdziemy w najdroższych modelach firmy; sam korund – w nieco tańszych.
Na przykład w testowanym Milesie 5.

66 71 122008 002Zwrotnica zmontowana
techniką przestrzenną.
Foliowe kondensatory
i świetne cewki taśmowe.

 

 

Budowa
Model ma długą tradycję – był drugim opracowanym przez Martena i debiutował w 1999 roku. Obecna wersja, wbrew nazwie, jest czwartym, a nie piątym wcieleniem Milesa. „Czwórka” nigdy oficjalnie nie zaistniała, prawdopodobnie ze względu na niechęć do tej cyfry w krajach Dalekiego Wschodu.
Miles 5 został wprowadzony w 2012 roku. To dwudrożna konstrukcja, z podziałem pasma przy 2800 Hz. Za dół i średnicę odpowiadają dwa nieprodukowane już ceramiczne woofery C173-6-095E o średnicy 17 cm. Membrany mają miękkie, gumowe zawieszenie, a cewki wykonano z tytanu. Charakterystyczne okrągłe wydrążenia na membranach służą do eliminowania rezonansów, które są zmorą bardzo twardych membran. W przypadku tych przetworników rezonanse powstawały w okolicach 4 kHz – a więc w bardzo wrażliwym akustycznie obszarze pasma.
Górę przetwarza, również ceramiczna, 25-mm kopułka C25-6-158. Zamknięto ją w kapsule w kształcie walca o średnicy 58 mm. Całość osadzono w kwadratowym kołnierzu z aluminium. Cewkę nawinięto aluminiowym drutem, a do napędu wykorzystano podwójny magnes neodymowy. Tutaj nie było potrzeby eliminowania piku, gdyż w przypadku tej aplikacji częstotliwość rezonansowa znajduje się daleko poza zakresem słyszalności. Samą membranę osadzono na miękkim, tekstylnym zawieszeniu.

66 71 122008 002Świetne przetworniki Accutona widziane od zaplecza.

 

 

Okablowanie wewnętrzne pochodzi od Jormy. Zwrotnica drugiego rzędu składa się z bardzo dobrych komponentów (m.in. aluminiowe kondensatory Mundorfa z serii EVO i polipropyleny Audyn CAP Plus). Producent podaje, że zastosował srebrno-złote kondensatory olejowe, ale naoczna inspekcja tego nie potwierdziła. W zwrotnicy nie ma typowej płytki drukowanej. Elementy zostały połączone kablami w tzw. montażu przestrzennym. To rozwiązanie spotyka się dość rzadko.
Grubość ścianek obudowy wynosi 23 mm. Wnętrze obficie wytłumiono. Na trzech poziomach ustawiono przegrody z bardzo dużymi otworami.

66 71 122008 002Przetwornik nisko-średniotonowy.

 

 

Nie ma więc podziału na mniejsze komory wewnętrzne. Szeroki otwór bas-refleksu znajduje się na spodzie kolumny. To nieco ułatwia ustawienie w przyciasnym pokoju, choć gabaryty samych skrzynek dość wyraźnie sugerują, że pomieszczenie odsłuchowe powinno być co najmniej średnie. Wydaje się, że 20-30 m² to optymalna powierzchnia.
Jako że wszystkie przetworniki mają na stałe zamontowane aluminiowe osłony z wyprofilowanej siatki, maskownic nie przewidziano. Terminale głośnikowe są pojedyncze.

66 71 122008 002Korundowe membrany
są tak delikatne, że trzeba
je chować za metalową siatką.

 

 

Po wyjęciu kolumn z pudeł najpierw przykręcamy do spodu dwie poprzeczne stalowe sztaby, a następnie – do nich – stożkowe regulowane nóżki. Te z kolei umieszczamy na krążkach z wydrążeniem w środku. Po ustawieniu kolumny są odchylone do tyłu o kilka stopni. Zarówno oglądane z boku, jak i z góry mają kształt trapezu. Producent daje do wyboru trzy wykończenia: fortepianowy orzech i takąż czerń oraz, o 3000 zł od nich tańszy, orzech matowy. Testowany egzemplarz w fortepianowym wydaniu orzecha prezentował się bardzo ładnie.
Relatywnie wysoka efektywność (90 dB) ułatwia dobór wzmacniacza. Deklarowane 4 omy wycisną z niego, co prawda, nieco więcej potu, ale w dzisiejszych czasach lamentowanie nad tą wartością należy uznać za grubą przesadę.

66 71 122008 002Wysokotonowa
odwrócona kopułka.

 

 

Konfiguracja systemu
Marteny Miles 5 zagrały w dwóch zestawieniach. I choć różniły się one tylko końcówką mocy, obie opcje zasługują na dodatkowy komentarz.
Pierwszy wzmacniacz to Emotiva XPA-DR2 – mocarna, ale ze znacznie niższej niż kolumny półki cenowej. Drugim piecem był redakcyjny Conrad-Johnson MF2250, czyli urządzenie w zbliżonej klasie. Pozostałą część toru tworzyły lampowy przedwzmacniacz BAT VK3iX SE oraz odtwarzacz Naim 5X, zasilany dodatkowym Flatcapem 2X.
Wydawać by się mogło, że końcówka Emotivy w cenie około 8 tys. zł nie poradzi sobie z ponadpięciokrotnie droższymi kolumnami. Nie mam na myśli zapasu mocy, ale – by tak rzec – niedopasowanie potencjałów brzmieniowych. Okazało się jednak, że dzięki łatwości wysterowania Milesów spora różnica klas nie stanowiła problemu. Więcej informacji o tym zestawieniu można przeczytać w teście samej Emotivy („HFiM” 10/2018).

66 71 122008 002Sztaby montujemy
we własnym zakresie.
Tylko wtedy można obejrzeć
otwór bas-refleksu.

 

 

Poniższe wrażenia dotyczą odsłuchu szwedzkich kolumn, napędzanych Conradem-Johnsonem. Aby choć skrótowo zaakcentować kluczowe różnice, powiem, że Conrad-Johnson zachował to wszystko, co pokazała Emotiva, ale niektórym elementom dodał szlachetności, a także wniósł kapitalną muzykalność.
Do wspomnianej łatwości konfiguracji należy jednak podchodzić z pewną dozą rezerwy. Nie próbowałbym na przykład łączyć Milesów 5 z piecami lubiącymi grać ostro i agresywnie. Podejrzewam, że idąc w tym kierunku, można po prostu przedobrzyć. Redakcyjny Conrad-Johnson i BAT to zestawienie zupełnie inne – o profilu brzmieniowym lekko zabarwionym lampą. W towarzystwie tych urządzeń Milesy 5 zagrały bajecznie. Przejrzystość, czystość i muzykalność – to określenia najlepiej pasujące do tego odsłuchu. Zanim jednak do nich przejdę, pozwolę sobie na chwilę audiofilskiej refleksji.

66 71 122008 002Smukłość i elegancja.

 

 

Refleksja
Lata testów odsłuchowych nauczyły mnie kilku rzeczy. Jedną z nich jest konieczność zachowania ostrożności przy przypisywaniu określonej cechy brzmienia określonej technologii. Oczywiście, istnieją takie pojęcia, jak brzmienie lampowe czy analogowe, dźwięk membrany aluminiowej czy papierowej, obudowy z bas-refleksem czy zamkniętej – listę można by znacznie rozszerzyć. W tych stereotypach znajdziemy sporo racji, ale natrafimy też na wiele przykładów, stanowiących ich zaprzeczenie. Do czego zmierzam? Otóż nie mam pojęcia, czy membrany ceramiczne zawsze będą się charakteryzowały rozpoznawalnym zestawem cech, ale – słuchając Milesów 5 – odnosiłem nieodparte wrażenie, że jest w nich coś autentycznie dla mnie nowego. A jako że przed Martenem nie miałem styczności z korundowymi Accutonami, to siłą rzeczy… proponuję przypisanie tej technologii określonego charakteru brzmienia.

66 71 122008 002Od drgań podłoża izolują
regulowane stożki z aluminium.

 

 

Wrażenia odsłuchowe
Esencją brzmienia Milesów 5 jest fascynująca przejrzystość. Wydaje się, że dźwięk rozbrzmiewa tak, jakby go nic nie zatrzymywało ani nie zasłaniało – nawet powietrze. Taka przejrzystość nie jest, co należy zdecydowanie podkreślić, ani trochę sterylna. Jest za to bardzo analogowa i zachowuje pełną paletę soczystych barw. Milesy 5, jako kolumny łatwe do wysterowania, pozwalają się ujawnić charakterowi wzmacniacza. W zestawieniu z Conradem-Johnsonem skutkuje to wspomnianą muzykalnością. Średnica czaruje, ale nie przez zmiękczenie, lecz nasączenie. W tym brzmieniu czuje się coś w rodzaju świeżej wilgoci, dającej iluzję, że płynącej z głośników muzyki nie tylko słuchamy, ale ją wręcz wdychamy. Słuchacz i koncert tworzą nierozerwalną całość.
Marteny należą do podłogówek o słusznych gabarytach, toteż ich basowi nie brakuje zapasu. Niskie tony zaliczyłbym do wielowarstwowych i jednocześnie nieskromnych. To nie jest żadne pomrukiwanie na jedną nutę – szwedzkie zestawy swobodnie różnicowały podzakresy dołu pasma. I starały się, aby podstawa harmoniczna pozostawała obecna w muzyce. To podejście nieco inne od filozofii „pojawiania się w odpowiednim momencie”, w której nierzadko takie chwilowe popisy bazują na sile najniższych składowych. Tutaj, oprócz najniższych, w swoją rolę wczuły się także nieco wyższe rejestry basu. Dzięki takim wyważonym proporcjom brzmienie, pomimo swej przejrzystości, zachowywało zdolność „otulania” słuchacza muzyką.

66 71 122008 002W przekroju poprzecznym
skrzynki mają kształt trapezu.

 

 

Dynamice także trudno cokolwiek zarzucić. Połączenie siły, energii i przejrzystej lekkości sprawiało, że żadne nagranie nie przysporzyło Martenom problemu. Choć, co ważne, nie należą one do kolumn, które próbują stopą rytmiczną zdominować przekaz. Zdecydowanie słychać tu dążenie do zachowania harmonii w skali makro. Mikrodynamika jest już bardziej dosadna – po prostu nokautuje. Zakładam, że to cecha korundowych membran i ich superszybkiej reakcji na impuls. Ale tu właśnie kryje się niezwykłość szwedzkich konstrukcji. Ich mikrodynamika w żaden sposób nie upośledzała bowiem harmonii i płynności brzmienia.
Stereofonia w wykonaniu Milesów 5 to stereofonia klasy premium. Oprócz dokładnej lokalizacji i, ograniczanych jedynie ścianami pomieszczenia odsłuchowego szerokości i głębi, obserwujemy rzadziej spotykaną cechę – wyraźne różnicowanie wysokości. Co prawda, wiele kolumn potrafi sugestywnie odtworzyć wyższą i niższą pozycję dźwięków, ale niewiele potrafi tę rozpiętość rozbudować do więcej niż dwóch „pięter”. Martenom przychodzi to z łatwością. W czasie odsłuchu odnosiłem chwilami wrażenie, że cały pokój, aż po sufit, jest zalany muzyką.

66 71 122008 002Pojedyncze terminale głośnikowe
i elegancka tabliczka.

 

 

Marteny okazały się uniwersalne pod względem repertuaru. Równie dobrze radziły sobie w kameralistyce i symfonice co w chilloucie i rocku, w wokalistyce i w techno. O jazzie nie wspomnę, bo sama nazwa modelu do tego zobowiązuje. Aby zaś symbolice stało się zadość, na talerzu odtwarzacza nie mogło zabraknąć „Kind of Blue”. Trąbka Milesa przeszywała powietrze niczym miecz – który nie rani, lecz przenika.
Warto dodać, że Marteny sprzyjały nagraniom słabszej jakości – oczywiście w pewnych granicach. W tym aspekcie i tak najwięcej do powiedzenia zawsze będzie miał odtwarzacz. Ale energetyczna przejrzystość i nasycone barwy zdjęły matowy nalot z niejednej płyty sprzed lat. Z przyjemnością odkurzyłem sobie dawne krążki Niny Simone i Shirley Horn.

66 71 122008 002Sygnał przesyłają druciki
z czystej miedzi.

 

 

Najwięcej satysfakcji w czasie odsłuchu dały mi jednak nagrania fortepianu oraz, niespodzianka – klawesynu. Ten pierwszy grał prawie w każdej realizacji nadzwyczaj świeżo i odważnie. Od sonat Beethovena w wykonaniu Daniela Barenboima trudno było się oderwać. Ten drugi, podobnie jak trąbka Milesa – brzmiał bezkompromisowo, choć równocześnie przyjaźnie. Jakby został delikatnie naoliwiony. Koncerty klawesynowe Carla Philippa Emanuaela Bacha w wykonaniu Boba van Asperena dawno nie dostarczyły mi takiej satysfakcji.
Czy Milesy 5 mają jakieś wady? Ja ich nie odkryłem. Podejrzewam jedynie, że ze zbyt agresywnym wzmacniaczem mogą się nie sprawdzić, ale to tylko podejrzenia. Zakładam też, że jeśli ktoś gustuje w brzmieniu bardziej zmiękczonym, to Milesów też raczej nie wybierze. Szwedzkie kolumny pod tym względem stanowią przeciwieństwo klimatycznych Dynaudio Contour 30 („HFiM” 3/2018), z ich lekko ocieplonym, romantycznym brzmieniem. Tutaj muzykalność została pokazana od drugiej strony. I okazała się równie wciągająca.

66 71 122008 002Marten Heritage Miles 5

 

 

Konkluzja
Marteny Heritage Miles 5 nie należą do tanich, ale są warte każdej złotówki. Pokazują rzadko spotykane połączenie przejrzystości z muzykalnością. Dla osób poszukujących podłogówek w tym segmencie cenowym ich odsłuch powinien być obowiązkowy.


 

2018 12 21 15 19 34 066 071 HIFI 12 2018.pdf Adobe Reader

 

 

Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 12/2018


Pobierz ten artykuł jako PDF