HFM

artykulylista3

 

Dwoje muzyków w poszukiwaniu dźwięku

070 073 Hifi 05 2023 001W ostatnich latach ukazuje się coraz więcej książek-portretów muzycznych. Wydają je nie tylk o oficyny kojarzone z publikacjami naukowymi i artystycznymi. Gwiazdy piosenki, popularne grupy rockowe, legendy sceny alternatywnej, a z drugiej strony – sławni śpiewacy czy k ompozytorzy – każdy, kto z tworzoną/wykonywaną przez siebie muzyką trafił do publiczności, ma też szansę trafić do czytelników.



W tych publikacjach szukamy odpowiedzi na pytania o sekret i cenę sukcesu. Co jest ważniejsze: talent czy pilna praca? Które cechy charakteru są niezbędne muzykowi, a które stanowią balast? Jaki wpływ na formowanie artysty mają środowisko dorastania i okoliczności historyczne? Co decyduje o karierze: przypadek czy przeznaczenie? Jakie szanse na międzynarodową karierę mają Polacy?
Na łamach „Hi-Fi i Muzyki” recenzowaliśmy niejedną pozycję monograficzną. Próbowaliśmy nawet zestawiać książkowe żywoty równoległe (dyrygenci Wodiczko i Wit, kompozytorzy Serocki i Krauze), aby w tym recenzenckim minilaboratorium lepiej wychwycić prawidła i osobliwości muzycznych biografii. Tym razem bierzemy na warsztat przedstawicieli dwóch profesji – kompozytorkę i śpiewaka operowego – reprezentantów dwóch pokoleń (różnica wieku wynosi 23 lata), działających w różnych środowiskach artystycznych i, w dużej mierze, geograficznych. Oboje osiągnęli sukces za granicą, lecz ich związek z Polską pozostaje żywy, wieloraki. To Elżbieta Sikora (ur. 1943) i Piotr Beczała (ur. 1966).


Książkowy kontrapunkt
Książkę-portret Elżbiety Sikory przygotowało Polskie Wydawnictwo Muzyczne w ramach serii „Ludzie świata muzyki”; książkę Piotra Beczały firmuje Wydawnictwo Poznańskie i jest to przekład pierwodruku z 2020 roku wiedeńskiego Amalthea Signum Verlag (zaskakująco kompetentny w sprawach muzycznych, zważywszy, że tłumaczka nie para się muzyką). Obie pozycje powstały „z mówienia”.
Sikora prowadziła dialog z muzykologiem, dziennikarzem i organizatorem życia muzycznego Krzysztofem Stefańskim. Drukowany efekt serii rozmów ukazał się w grudniu 2022 roku, na kilka miesięcy przed 80. urodzinami kompozytorki, równocześnie z wykonaniem we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki „Koncertu oliwskiego”, napisanego 15 lat wcześniej na organy w katedrze w Oliwie – instrument dobrze znany autorce z dzieciństwa spędzonego w Trójmieście.
Beczała prowadził monolog w obecności zaprzyjaźnionej austriackiej dziennikarki Susanne Zobl, która spisała jego wspomnienia i refleksje. Zobl, admiratorka poczucia humoru i życiowej mądrości polskiego tenora, od lat namawiała go na taką publikację. O realizacji projektu zadecydowała… pandemia; przerwa w występach sprawiła, że zredagowany przez Zobl tom wydany został późną jesienią 2020 roku, a po dwóch latach zyskał wersję polskojęzyczną.
Tytuły obu książek wiążą się z profesjami ich bohaterów. „Flashback” – to nazwa jednej z kompozycji Sikory. „Moje życie z operą w trzech aktach” – ten podtytuł rozwija młodzieńcze hasło-marzenie Beczały. Wyjaśnia sposób, w jaki marzenie się spełniło. Beczała podkreśla, że oprócz trzyaktowych istnieją opery w czterech lub pięciu aktach, a więc nie zaśpiewał jeszcze ostatniego słowa.
Obie książkowe opowieści toczą się wartko i lekko, ale aneksy zawierające spis zawodowych dokonań Sikory (powstałe utwory, nagrania) i Beczały (opracowane role, nagrania) budzą respekt przed ogromem wykonanej przez nich pracy. Dla osób piszących o muzyce te dokumentacyjne zestawienia są bezcenne.


Z dwóch pokoleń
Choć należą do dwóch pokoleń, podobieństw w ich biografiach jest mnóstwo. Oboje dorastali w PRL-u, w codziennej szarzyźnie, kolejkach, deficytach podstawowych towarów, zamkniętych dla spontanicznej turystyki granicach, cenzurze, reglamentowanej wymianie kulturalnej ze światem. Wychowany w skromnych warunkach, w szczęśliwej rodzinie, na obrzeżach śląskiego miasta Czechowice-Dziedzice Piotr Beczała z konieczności, ale i z przyjemnością zdobywał kolejne życiowe sprawności, które okazały się przydatne w późniejszych latach nauki i wędrówki. Nauczył się uprawiać ogród, gotować, szyć, majsterkować, a przede wszystkim – uczciwie, oszczędnie i kreatywnie gospodarować tym, co się ma. Harcerstwo dodało nowe umiejętności i kompetencje społeczne.
Urodzona we Lwowie, lecz mieszkająca od dziecka w Gdańsku Elżbieta Sikora również była przez rodziców uczona zaradności i samodzielności; zachęcano ją do czytania i nauki języków, aby – jeśli z czasem pojawi się sposobność podróży – była gotowa do intensywnego chłonięcia wolnego świata, nawiązywania kontaktów, budowania mostów do rozwoju osobistego. Nic dziwnego, że poczuła więź duchową z Marią Skłodowską-Curie, która w innej epoce, przy innych ograniczeniach wykorzystała szansę zagranicznej edukacji i kariery; nic dziwnego, że w 2011 roku skomponowała operę o wielkiej uczonej.
Rodzice Sikory, inteligenci, wcześnie zauważyli jej zdolności muzyczne i plastyczne. Została zapisana do szkoły muzycznej, do klasy fortepianu. Dzięki staraniom matki już jako nastolatka wyjeżdżała do Francji na prywatne zaproszenie, zwiedzała Europę autostopem. W rodzinie Beczałów nie było tradycji artystycznych. W Czechowicach-Dziedzicach w czasach dzieciństwa i młodości Piotra nie było nawet szkoły muzycznej i choć miał ładny głos i sam nauczył się grać na gitarze, systematyczną wiedzę muzyczną zaczął zdobywać dopiero w szkole średniej, gdy zapisał się do chóru szkolnego, a później chóru muzyki dawnej Madrygaliści – zespołów prowadzonych przez znaną i cenioną Annę Szostak. Dzięki muzyce w praktyce stykał się z pięknem – i poznawał świat w czasie chóralnych tournées.
Dla Sikory studia muzyczne były oczywistością; wybór dotyczył tylko kierunku (z egzaminów na ASP ostatecznie zrezygnowała). Wybrała reżyserię dźwięku w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej – bo zafascynowały ją nowoczesne możliwości kształtowania dźwięku. Studia kompozytorskie były następstwem pierwszego kierunku. Beczała, absolwent technikum mechanicznego (specjalność: automatyka przemysłowa), myślał o studiach na politechnice, o pływaniu jako inżynier na statkach dalekomorskich. Namawiany przez dyrygentkę na studia wokalne w krakowskiej Akademii Muzycznej, postanowił spróbować – z sukcesem.
I Sikora, i Beczała wyznaczali sobie cele ambitniejsze niż skończenie studiów i etat w którejś z niezbyt licznych krajowych instytucji muzycznych. Stawali do rekrutacji na stypendia zagraniczne. Podtrzymywali nawiązane kontakty. Nieustannie pracowali nad warsztatem i wykorzystywali każdą szansę na angaż, zamówienie, występ czy nagranie. Pielęgnowali też związki – związki z krajem i związki małżeńskie. Walczyli o to, aby ich rozwój artystyczny nie odbywał się za cenę rozłąki z partnerem lub cenę kariery partnera. Nie wszystko się w tej kwestii udało. Małżeństwo Sikory z reżyserem filmowym Krzysztofem Rogulskim rozpadło się po kilkunastu latach; małżeństwo Beczałów trwa i kwitnie, lecz Katarzyna Bąk, świetnie oceniana jako studentka wokalistyki, widząc, że mąż odnosi coraz większe sukcesy, zrezygnowała z występów i skupiła się na wszechstronnym wspieraniu jego kariery artystycznej.
Przy wszystkich pokoleniowych różnicach, na biografii obojga bohaterów zaważyło to samo wydarzenie historyczne: rok 1981 – wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Sikora, dojrzała kompozytorka, laureatka konkursów, decyduje się zostać na stałe we Francji. Dla uczczenia ofiar stanu wojennego, a także ofiar Grudnia 1970 pisze „Balladę o Janku Wiśniewskim”, wykorzystując w materii dźwiękowej cztery akordy z piosenki śpiewanej przez Krystynę Jandę w filmie „Człowiek z żelaza”. W roku 2018, w czasie Festiwalu Warszawska Jesień, kompozycja Sikory stanowi oprawę dźwiękową instalacji obrazu Fangora „Kucie kos”.
W 1981 roku Beczała ma 15 lat. Silnie przeżywa wolnościowy zryw Solidarności, ponieważ jego ojciec, majster w fabryce tekstyliów, jest działaczem związkowym. Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego Beczała senior zostaje internowany, a w sercu i umyśle Piotra na całe życie zostaje  wpisany kult demokracji, przestrzeganie praw człowieka i obywatela. W swojej książce nie waha się jasno opowiedzieć przeciwko naruszaniu tych praw w ojczyźnie.
Dziś Sikora i Beczała jako aktywni artyści czują się obywatelami świata. Obywatelstwo francuskie, szwajcarskie czy austriackie bardzo ułatwia życie, jeśli rozmaite zobowiązania zawodowe łączą kogoś z danym krajem, ale Sikora i Beczała mają też bazę w Polsce. Kompozytorka lubi przebywać w swoim nadbałtyckim domu w Dębkach. Beczałowie cieszą się każdą chwilą spędzoną w beskidzkiej Żabnicy.


Inne paralele
Choć należą do różnych pokoleń, choć uprawiają muzykę tzw. poważną, łączy ich sentyment do The Beatles. Sikora przywoziła ich płyty ze swoich pierwszych podróży do Francji; niestety, winylowe lonplaye… stopiły się, położone na obudowie kominka w domu kolegi. Nastoletni Piotr Beczała dostał od kuzyna magnetofon i dwie kasety: z piosenkami Beatlesów i grupy Procol Harum. Taśmy i mechanizm magnetofonu nie wytrzymały odtwarzania non stop.
Muzyka jest sztuką zespołową, opartą na współpracy. Liczą się przyjaźnie artystyczne, które mogą zaowocować nie tylko w postaci cennej rekomendacji lub angażu, lecz także w wartościach estetycznych wspólnie tworzonego dzieła. Sikora jeszcze jako studentka była założycielką grupy KEW (od imion młodych kompozytorów: Krzysztofa Knittla, Elżbiety Sikory i Wojciecha Michniewskiego). Dzielenie się umiejętnościami warsztatowymi z młodszymi kolegami to piękny, szlachetny przejaw muzycznej wspólnoty. Sikora-studentka lubiła uczyć francuskie dzieci na muzycznych koloniach. W dojrzałym wieku przez kilkanaście lat wykładała kompozycję w Angouleme. Beczała z entuzjazmem udziela konsultacji np. jako juror konkursów wokalnych; swoją przyszłość widzi w pedagogice wokalnej.
Tenor nigdy nie wykonywał utworów napisanych przez Sikorę, ale jest ktoś, kto współpracował z obojgiem bohaterów przedstawianych tutaj książek i za każdym razem ta kooperacja stanowiła kamień milowy w karierze „ktosia”. To Mariusz Treliński. Opera Sikory „Wyrywacz serc”, wystawiona na scenie kameralnej stołecznego Teatru Wielkiego w 1995 roku, a następnie w paryskim Centre Pompidou (1996) była debiutem Trelińskiego jako reżysera operowego. To doświadczenie przekonało go do poświęcenia się operze. Natomiast Beczała przekonał dyrekcję wiedeńskiego Theater an der Wien do wystawienia „Halki” Moniuszki w reżyserii Trelińskiego. Polski tenor zaśpiewał partię Jontka. Austriacka publiczność poznała nową operę. Wydano też DVD. Sikora – Treliński – Beczała.


Znaleźć odpowiedni dźwięk
Obie książki to w dużym stopniu opisy przygód w poszukiwaniu odpowiedniego dźwięku. Niekoniecznie „pięknego”, a już na pewno nie „ślicznego”; po prostu – ciekawego, jak najlepiej wyrażającego daną treść. Beczała szuka tego dźwięku w sobie. Kształtuje w aparacie wokalnym wysokość, barwę, dynamikę, emisję, by słowo arii lub pieśni sugestywnie dotarło do słuchacza i… do wieczności, bo jakże inaczej interpretować takie słowa polskiego tenora: „W czasie śpiewania wytwarzamy dźwięki. Gdy przestajemy je słyszeć, myślimy, że ich już nie ma. Jednak ja uważam inaczej. Jeżeli ktoś wyartykułował jakiś dźwięk, to być może jest on zachowany gdzieś w przestworzach”. Dobrze zaśpiewany spektakl to czasem radość na granicy ekstazy; przedtem jednak jest strach, że głos odmówi posłuszeństwa. Bo z tym należy się liczyć zawsze, zwłaszcza gdy śpiewak miał już kiedyś np. guzki na strunach głosowych. Niepokój o głos towarzyszy wokaliście nieustannie – i o tym także jest książka Beczały.
Sikora szuka dźwięków wszędzie, aby je przetworzyć, zbliżyć do wyobrażonego kształtu sonorystycznego. Ma prywatą bibliotekę dźwięków, a historie ich rejestracji to czasem thrillery i rozpacz, gdy nagranie się nie powiedzie, gdy np. wiatr zanieczyści dźwięk, o który chodziło. Sonosfera Sikory nie ma granic, oprócz dźwięków instrumentów orkiestry i głosów ludzkich kompozytorka poluje np. na dźwięk rozbijanego szkła. Każdy dźwięk to punkt wyjścia dla innego dźwięku. Przetworniki elektroniczne – kiedyś stół do montażu taśmy, a dziś programy komputerowe – są narzędziem pracy Sikory, która nierzadko posługuje się też tradycyjnym zapisem nutowym. Mówi: „Po prostu potrzebuję jakiegoś zdarzenia dźwiękowego. Czasem ulicą idzie dwoje ludzi i nagle jedno do drugiego powie coś bardzo szczególnym tonem. Powstaje wtedy wyjątkowa komórka dźwiękowa. Interesują mnie momenty, które są nie do przewidzenia, a na które trzeba być bardzo otwartym. Chcę, żeby taki okruch dźwiękowy – lub nawet dłuższy fragment – miał pewien ładunek emocjonalny, żeby za taką małą komórką, złożoną z paru elementów dźwiękowych, nagle tworzyła się cała historia, którą można sobie dopowiedzieć. Jeśli uda się taki moment uchwycić, to wtedy jest bardzo ciekawie”.
Bardzo ciekawe są również dwie omówione książki o tych, co szukają dźwięków, aby nimi łączyć ludzi.

Piotr Beczała: W daleki świat. Moje życie z operą w trzech aktach
Spisała Susanne Zobl, przełożyła Maria Wagińska-Marzec,
Wydawnictwo Poznańskie 2022
288 stron.


Elżbieta Sikora i Krzysztof Stefański: Flashback
Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 2022
176 stron


070 073 Hifi 05 2023 002

 

Hanna Milewska
05/2023 Hi-Fi i Muzyka