HFM

artykulylista3

 

Boulder 865

74 81 Hifi 07 2017 001
Boulder, Colorado, USA. Miasto liczące około 100 tys. mieszkańców. Mniej więcej tyle co Kalisz, Grudziądz czy pół Radomia. W Stanach miast o zbliżonej populacji jest ponad 50, a większych – jakieś ćwierć tysiąca więcej. Po co te statystyki? No cóż, może okażą się intrygujące przy ewentualnym wskazywaniu stolicy światowego hi-endu?

Polscy audiofile doskonale znają nazwy takich firm, jak PS Audio, Ayre czy Avalon. Sprawdźcie teraz ich adresy. Boulder, Colorado, USA.


 

Niedawno na polski rynek trafiła kolejna firma z Boulder, o nazwie, nomen omen, Boulder. Wprawdzie aktualny (od 2016 roku) adres mówi o Louisville, ale leży ono w hrabstwie Boulder, a odległość od centrum „stolicy” wynosi jakieś 7 km. W samym Boulder firma urzędowała zresztą wcześniej przez 18 lat. Dla porządku dodajmy, że przez pierwszych 14 lat funkcjonowała tam, gdzie została założona w 1984 roku, czyli w mieście o nazwie Superior. Tak, zgadliście, to też hrabstwo Boulder, a odległość od centrum „stolicy” wynosi jakieś… 7 km.

74 81 Hifi 07 2017 002Pióra radiatorów pod elegancką
osłoną.


Jeff Nelson
Założycielem i szefem Bouldera do dziś jest Jeff Nelson. Wcześniej mieszkał w Kalifornii, gdzie prowadził studio nagraniowe, a w wolnym czasie montował konsole miksujące. Potem pracował dla Pacific Recorders – na początku lat 70. XX wieku należał tam do grupy inżynierów odpowiedzialnych za projekt i produkcję TOMCAT cart machine. TOMCAT (Theory Optimized Microprocessor Controlled Audio Transport) to rodzaj wielośladowego magnetofonu na specjalne kasety z taśmą magnetyczną. Stanowił podstawowe wyposażenie każdego studia radiowego jeszcze do lat 90. ubiegłego wieku. TOMCAT zdobył uznanie z uwagi na wysoką jakość dźwięku i niezawodność, ale miał jedną wadę: wysoką cenę. Nelson wiedział, że jakość i cena muszą być względem siebie proporcjonalne – i z takim założeniem zdecydował się na utworzenie własnej firmy. Od początku nastawiał się na budowę bezkompromisowych wzmacniaczy dzielonych i do dziś w ofercie Bouldera urządzenia innego rodzaju stanowią tylko skromny dodatek do zaawansowanych pieców.

74 81 Hifi 07 2017 002Wyświetlacz pokazuje
nazwę aktywnego wejścia
oraz poziom wysterowania.


Oferta
Aktualny katalog składa się z czterech serii: 3000 (najwyższa), 2100, 1000 i 800. Poza przedwzmacniaczami liniowymi oraz końcówkami mocy stereo i mono, znajdziemy tu tylko cztery urządzenia innego rodzaju: przetwornik cyfrowo-analogowy 2120, odtwarzacz sieciowy 1021, przedwzmacniacz gramofonowy 1008 oraz integrę 865.
Seria 800 jest najtańszą w ofercie Bouldera. Została wprowadzona w 2005 roku. Dostarczony do testu wzmacniacz zintegrowany pochodzi z roku 2007 – trudno więc mówić o nowości. Firma jest jednak znana z unikania gwałtownych ruchów. Dość powiedzieć, że seria 1000 debiutowała w roku 1999, a 2000 pozostawała w ofercie przez 18 lat, aż do jej zastąpienia serią 2100 w roku 2013. W „budżetowej” linii 800 Boulder oferuje jeszcze preamp 810, końcówkę stereo 860 i końcówkę mono 850.

74 81 Hifi 07 2017 002Przyciski wybieraka źródeł
i podstawowych funkcji.


Jako ciekawostkę należy zaznaczyć fakt renowacji serii 1000. W cenniku polskiego dystrybutora widnieje, już oznaczona jako 1100, choć oficjalnie na swojej stronie producent jeszcze milczy na ten temat (piszę te słowa w pierwszych dniach czerwca). Nawet zapowiadany w aktualnościach udział Bouldera w The Los Angeles Audio Show (2-4 czerwca) informował o prezentacji preampu phono 1008, czyli urządzenia ze starszej linii.
Nieco więcej światła rzucają informacje na społecznościowym profilu firmy, ale nadal nie wynika z nich, aby cokolwiek było gotowe. Poczekamy, zobaczymy.

74 81 Hifi 07 2017 002Tradycyjne pokrętło.


Boulder jest, niestety, marką potwornie drogą. Z mojego punktu widzenia rozsądne high-endowe ceny ograniczają się do serii najniższej. Wszystko, co powyżej... no cóż, niech każdy oceni sam. Oto koszt kompletu (preamp i końcówka stereo) z pozostałych linii: 210 tys. (seria 1100); 480 tys. (seria 2100) oraz 880 tys. (seria 3000).
Dostarczony do testu Boulder 865 jest pierwszą i, jak dotąd, jedyną integrą Bouldera. Został pomyślany jako ukłon w stronę klientów, których nie stać na wzmacniacz dzielony. Szybko się jednak okazało, że jego popularność przerosła oczekiwania samego producenta. Fakt, że przez dekadę nic w 865 nie modyfikowano (przynajmniej oficjalnie), świadczy o godnej podkreślenia zalecie Bouldera: tutaj jakość się nie starzeje, albo – starzeje się o wiele wolniej niż w większości znanych mi firm. Każde urządzenie jest przemyślane i zbudowane tak, aby było możliwie najlepsze w swoim budżecie. Brawo.

74 81 Hifi 07 2017 002Poziomo – niczym morska fala,
pionowo – jak drzewo na wietrze.
A to tylko pilot do wzmacniacza.


Budowa
Boulder 865 wygląda pokaźnie, ale to jeszcze nie kategoria superciężka – samo urządzenie waży „tylko” 21 kg. Częściowo wynika to z zastosowania aluminium, a nie stali do konstrukcji obudowy.
Front został podzielony na segmenty pionowymi wyżłobieniami. W jednym znajduje się wyświetlacz; w drugim – przyciski: wybierak źródeł, włącznik, wyciszenie, dostęp do regulacji jasności wyświetlacza oraz zrównoważenia kanałów. Dwie ostatnie regulacje wykonujemy pokrętłem wzmocnienia.
Boulder daje możliwość programowania niektórych elementów obsługi. I tak, można nadać pożądane nazwy każdemu z wejść, ustalić poziom wzmocnienia oddzielnie dla każdego z nich, przede wszystkim zaś – wybrać tryb pracy wyjścia sygnału z przedwzmacniacza. Jeśli chcemy podłączyć dodatkową końcówkę mocy lub subwoofer, to ustawiamy wyjście w pozycji „variable”; jeśli procesor dźwięku lub urządzenie nagrywające – w pozycji „fixed”.

74 81 Hifi 07 2017 002Po zdjęciu pokrywy widać
ekranowany toroid i układ końcówki.


Uśpiony Boulder hipnotyzuje zmieniającym się kolorem diody. W czasie pracy świeci ona bursztynowo. Regulacja siły głosu okazuje się komfortowa. Skok o 0,5 dB pozwala precyzyjnie ustawić pilotem poziom sygnału nawet osobie z refleksem emerytowanego szachisty. Głośność jest wyrażona w decybelach. Należy pamiętać, że najgłośniej będzie w pozycji „0 dB”, zaś najciszej: „-100 dB”.

74 81 Hifi 07 2017 002Montaż powierzchniowy.
Cztery kondensatory filtrujące
7200 μF na kanał.


Na tylnej ściance od razu rzuca się w oczy brak gniazd RCA. Za to wejścia XLR są aż cztery, plus jedno wyjście, które, jak wspomniałem, można wykorzystać na dwa sposoby. Jeśli ktoś się uprze, żeby połączyć niezbalansowane, może użyć przejściówki albo specjalnie przygotowanego kabla. Te rozwiązania zainteresują jednak wyłącznie posiadaczy źródeł bez wyjść XLR. Taki system będzie bowiem z założenia ułomny. Konstruktor włożył wiele starań, aby układ był w pełni symetryczny, więc z łączówką RCA nie wykorzystamy potencjału urządzenia.
Boulder dyskryminuje także posiadaczy przewodów głośnikowych zakończonych bananami; po prostu – nie ma ich gdzie włożyć. Instrukcja obsługi wyraźnie zaleca użycie widełek. Gołego kabla, zwłaszcza typu multi-strand, lepiej nawet nie próbować – prawie na pewno się wysunie.
Tył urządzenia uzupełnia zestaw gniazd do komunikacji systemowej (Boulderlink) oraz zdalnej. Przy gnieździe zasilającym znajduje się główny wyłącznik. Dołączony w komplecie pilot został wykonany z metalu i choć ma fantazyjny kształt, to dobrze leży w dłoni.

74 81 Hifi 07 2017 002Tranzystory mocy dociśnięte
do radiatora aluminiową sztabą.


Po zdjęciu pokrywy (na szczęście nie trzeba w tym celu demontować osłon radiatorów) zobaczymy bardzo staranny układ elektroniczny, wykonany w technice montażu powierzchniowego i o piętrowej architekturze. Część widoczna na zdjęciach to końcówka mocy z elementami zasilacza. Tranzystory niewiadomego rodzaju, w niewiadomej liczbie, zostały dociśnięte do powierzchni radiatorów sztabami, które wszystko zasłaniają.
Piętro dolne, praktycznie niewidoczne, zajmuje przedwzmacniacz z oddzielnym transformatorem (o ile dobrze dojrzałem przez szczelinę wokół głównego zaekranowanego toroidu). Do preampu należy także bufor wejściowy – to ten ekranowany element przy tylnej ściance. Ekran to zresztą jedyna stalowa część w całym wzmacniaczu.
200-stopniowa regulacja głośności jest realizowana przez drabinkę rezystorową. Sekcję preampu kontroluje mikroprocesor – monitoruje pracę układu oraz zawiaduje komunikacją systemową. Kontroli podlega także temperatura we wnętrzu, co zapobiega przegrzaniu.

74 81 Hifi 07 2017 002Cewka ochronna nawinięta
grubym drutem.


Producent oszczędza ciekawskim oczom szczegółów stosowanych przez siebie rozwiązań. Ograniczony ogląd wnętrza również nie pozwala na wiele odkryć. Można się tylko dokopać do informacji, że w 865 zmieszczono w jednej obudowie przedwzmacniacz 810 i końcówkę mocy 850. Twierdzenie o końcówce nie podlega dyskusji – to po prostu widać, nawet na zwykłych zdjęciach ze strony producenta. W deklarację dotyczącą preampu trzeba wierzyć. Jeśli uwierzymy, to – decydując się na integrę serii 800 zamiast dzielonki Bouldera – zaoszczędzimy 18 tys. zł.

74 81 Hifi 07 2017 002Pod widocznym układem kryje się jeszcze dolne piętro. Ekranowana skrzynka to moduł wejściowy.


Konfiguracja systemu
Boulder 865 zagrał w systemie złożonym z odtwarzacza Accustic Arts Player I oraz monitorów Dynaudio Contour 1.3 mkII. Pomocnicza część odsłuchu została przeprowadzona z monitorami Focal Sopra No. 1. Amerykański piec ma parametry, które pozwalają na pracę z o wiele większym obciążeniem. Nawet jeśli Dynaudio uznaje się za kolumny wymagające, to dla Bouldera nie stanowiły wyzwania. A Focale to wręcz bułka z masłem. Jako ciekawostkę dodam, że w pokoju odsłuchowym firmy Boulder stoją inne Focale – aktualny flagowiec, Utopia EM.

74 81 Hifi 07 2017 002Boulder 865 – jedyny
wzmacniacz zintegrowany
w katalogu amerykańskiego
specjalisty


Wrażenia odsłuchowe
Z dużą ciekawością przystąpiłem do odsłuchu amerykańskiego pieca. I przyznam, że przez pierwszych kilka dni nie bardzo wiedziałem, co o nim myśleć. Po tych kilku dniach zdałem sobie sprawę, że czeka mnie trudne zadanie. Będę musiał opisać świetne brzmienie, pomimo tego że producent jakby z premedytacją chciał mnie od tego odwieść.

74 81 Hifi 07 2017 002Masywna, ale elegancka bryła.
Cała obudowa wykonana z aluminium.


Innymi słowy: Boulder 865 to wzmacniacz, który „znika”. Nie ma żadnej charakterystycznej cechy rozpoznawczej. Niczego nie eksponuje, niczym nie stara się uwieść. Jest jednym z nielicznych znanych mi w high-endzie przypadków realizacji idei „drutu ze wzmocnieniem”, bez żadnej dodatkowej przyprawy!
Dla niektórych to powyższe zdanie może się okazać wystarczającą rekomendacją. Pozostali będą oczekiwać więcej szczegółów. Spróbujmy. Kluczowe słowa, jakie określają amerykański piec, to: neutralność, przejrzystość oraz obiektywizm. Każde wymaga osobnego komentarza.

 

74 81 Hifi 07 2017 002Wzmacniacz stoi na czterech
aluminiowych nóżkach..


Neutralność to z definicji brak podbarwień. Dźwięk nie jest ani zbyt ciepły, ani zbyt chłodny. Ani zbyt jasny, ani przyciemniony. Czyli możemy zapomnieć o świdrującej górze czy basie kruszącym ściany. Zarówno góra, jak i dół pasma dopełniają średnicę.
Bas może nieco konsternować. Zazwyczaj konstruktorzy dbają, aby słuchacz nie narzekał na niedostatek niskich tonów. Z jakością takiej masy bywa różnie, ale to już temat na inną opowieść. Boulder natomiast proponuje własne podejście. Nie obchodzi go, czy dół pasma nas usatysfakcjonuje. Nie obchodzi go, czy niskie tony zagrają, jak lubimy. Obchodzi go tylko to, aby zagrały tak, jak powinny brzmieć w rzeczywistości.

74 81 Hifi 07 2017 002Terminale przyjmują
tylko wtyki widełkowe.


Jakiś tydzień czy dwa przed odsłuchem Bouldera byłem świadkiem krótkiego recitalu na sopran i wiolonczelę w jednym z warszawskich kościołów o przyzwoitej akustyce. A potem w domu odsłuchałem kilka płyt z wiolonczelą w roli głównej. Przy każdej odnosiłem wrażenie, że brzmienie było trochę bardziej dociążone niż na żywo. Później, kiedy amerykański piec grał już od kilku dni, te same albumy okazały się bardziej realistyczne: mniej napompowane basowym zapałem, a bardziej zdrowym rozsądkiem.
Boulder taki właśnie jest – pokaże prawdę kosztem ekscytacji. I tak samo dzieje się w każdym innym aspekcie.
Soprany wpisują się w tę samą filozofię. Są, ale nie krzyczą, nie syczą ani nie kłują. Jeśli nie jesteśmy nastawieni na krytyczny odsłuch, tylko na samą muzykę, to pewnie nawet nie zwrócimy na nie uwagi. Nie wyposażono ich w klasyczne high-endowe atrybuty w rodzaju dyskretnego osłodzenia czy hamulca sybilantów. Brzmią naturalnie – kiedy trzeba ostrzej, innym razem bardziej matowo – tak jak jest w nagraniu. Boulder bez problemu pokazuje zarówno subtelność, jak i ślady zapiaszczenia. Swój kunszt prezentuje zgodnie z tym, co dostaje do wzmocnienia, a nie z własnym widzimisię.

74 81 Hifi 07 2017 002Cztery
liniowe wejścia
i jedno wyjście
– wszystkie XLR.


Barwy średnicy są dokładnie wyważone. Nie dzieje się to jednak poprzez połączenie olejów z pastelami. Boulder operuje głównie… nasączeniem pośrednim. Długo myślałem, jak to wytłumaczyć bardziej obrazowo, aż przypomniałem sobie wycieczkę w Tatry sprzed 20 lat. Słoneczny dzień, piękne widoki, a w mojej analogowej lustrzance Pentaksa legendarny film diapozytywowy Fujicolor Velvia o czułości 50 ISO. Po powrocie do domu i wywołaniu slajdów pokaz w przyciemnionym pokoju – i szok. W górach było naprawdę pięknie, ale przecież nie aż tak pięknie jak na ekranie.
Boulder zająłby tu stanowisko beznamiętnego krytyka takiego nadmiaru piękna. Jakby chciał powiedzieć, że prawda może jest nieco nudniejsza, ale o ileż prawdziwsza! Że estetyczne uniesienie ma większą wartość, gdy przeżywamy je bez żadnego dopalacza. Że kontury dźwięków mają krawędzie, ale nie przycięte skalpelem. Wspominałem, że cechą 865 jest obiektywizm. W opisany powyżej sposób łączy się on właśnie z neutralnością.
Neutralna jest także dynamika. Boulder dyktuje własne tempo, bez zrywów, przyspieszeń, ale też bez śladowego spowolnienia. Nie podbija sekcji rytmicznej, ale też nie łagodzi perkusyjnych talerzy. Potrafi się dostosować spokojem do nastrojowych ballad Patricii Barber, jak również werwą do koncertu Rolling Stonesów. Niestraszny mu romantyzm ani mocne uderzenie. Płyta „American Dreams” Charlie Hadena i Michaela Breckera zabrzmiała z odpowiednim rozleniwieniem, a składanka „International” New Order – z imponującą energią i szybkością. Z równym zapałem zostały naświetlone miotełki pieszczące talerze, jak i riffy przesterowanych gitar.
Jak wygląda przejrzystość po amerykańsku? Zwykle pojęcie to kojarzy się z analitycznością oraz przestrzenią. W przypadku Bouldera – głównie z przestrzenią. Jak wiadomo, przesadnie akcentowana analityczność niesie ryzyko schłodzenia dźwięku, tutaj więc konstruktor nie usiłował niczym manipulować. Natomiast sposób odtworzenia sceny okazał się kapitalny. Wszystkie źródła dźwięku mają swoje dokładne miejsce, a Boulder bez problemu sięga w dowolny punkt pomieszczenia odsłuchowego. Sama baza ulega pewnemu rozciągnięciu na boki. Mając zamknięte oczy, wskazywałem miejsca kolumn szerzej, niż stały w rzeczywistości. W efekcie brzmienie było duże – takie, w którym wszystko się mieści i nie ma tłoku, nawet w orkiestrowym tutti.

74 81 Hifi 07 2017 002Bezpiecznik i gniazda
systemu sterowania.


Boulder niczego nie śrubuje – on gra w punkt. Wbrew pozorom, stworzenie takiego „zwykłego” obrazu dźwiękowego jest nie lada sztuką. Trzeba mieć audiofilski warsztat opanowany w stopniu arcymistrzowskim. Bo kiedy chcemy zrobić neutralne brzmienie, a nie potrafimy poskromić basu czy sopranów według precyzyjnie określonej recepty – to ryzykujemy otarciem się o karykaturę. A skoro najtańszy wzmacniacz amerykańskiej firmy brzmi tak, jak brzmi, to znaczy, że jego konstruktor musiał opanować tajniki high-endowego brzmienia już dawno temu.
Boulder jest do bólu obiektywny. Nie ma własnego charakteru; niczego nie narzuca. Nie przymila się słuchaczowi; nie upiększa. Potrafi zachować wzorcową równowagę między kontrolą i miękkością. Jeżeli ktoś właśnie tego szuka, to amerykańska integra może się okazać końcem poszukiwań.
Podejrzewam też, jakich argumentów będą używać ci, do których brzmienie 865 nie trafi: brak emocji, namiętności, pasji. No cóż, odpowiedź jest tylko jedna. Emocje, namiętność i pasja tkwią w samej muzyce. Jeśli chcecie je dostać od elektronicznego urządzenia, to rozejrzyjcie się gdzie indziej. Boulder pokaże wam prawdę, a nie świat przez różowe okulary. Sam z siebie nie wygeneruje żadnej wirtualnej namiętności – zdecydowanie woli stoickie opanowanie. Nie ma własnej filozofii? Ależ ma właśnie – puryzm, czyli dokładne odmierzenie opanowania i stanowczości.
Na koniec kwestia, która zawsze zwraca moją uwagę: w jakim stopniu urządzenie selekcjonuje nagrania. Wiele razy zachwyt jakością brzmienia sprzętu studziło rozczarowanie, gdy lubiana płyta traciła część swego uroku, bo konstruktorzy postanowili obnażyć pracę jej realizatora. Boulder okazuje się prawdziwym dżentelmenem. Owszem, różnicuje jakość nagrań, ale nie dyskwalifikuje tych słabszych. Przeciwnie, stara się je ukazać z klasą i szacunkiem. A to duży plus dla posiadaczy sporych zbiorów płytowych.

74 81 Hifi 07 2017 002Wejść niezbalansowanych
nie znajdziemy.


Konkluzja
Drut ze wzmocnieniem. Bezwzględny obiektywizm i purystyczna neutralność. Czyżby spełnione marzenie każdego audiofila? Wielu na pewno.

 

 

Boulder 865 o

 

 

 

 

 



Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 07-08/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF