HFM

artykulylista3

 

Rogue Audio Sphinx V2

32 37 Hifi 06 2017004

W trakcie jednej z konferencji biznesowych w Sejmie miałem okazję poznać historie kilku ludzi z czołówki krajowej listy Forbesa. I chociaż każdy reprezentował inną branżę, łączyło ich jedno – pasja i miłość do tego, co robią. Wytłumaczenie jest proste: jeśli nie prowadzisz firmy z zaangażowaniem, to zawsze przegrasz w konkurencji z kimś, kto robi to samo, tyle że jest to sensem jego zawodowego życia.


Biorąc pod uwagę powyższe, Rogue Audio, za sprawą Marka O’Briana, od początku było skazane na sukces. Mark już od dzieciństwa interesował się elektroniką, która stała się jego hobby. Chociaż po ukończeniu Cal Poly (California Polytechnic State University) z dyplomem fizyka zajął się projektowaniem systemów laserowych, to w domowym zaciszu „bawił się” konstruowaniem głośników, a później wzmacniaczy. Doświadczenie szlifował w laboratoriach Bella. Po pewnym czasie w głowie młodego inżyniera zaświtał pomysł założenia własnej firmy i połączenia zainteresowań z zarabianiem pieniędzy. Jednak zamiast iść na całość i ryzykować pożarcie przez branżę, wrócił do szkoły i ukończył MBA. Teraz już nic nie mogło powstrzymać założenia Rogue Audio.





Budowa
Na pierwszy rzut oka Sphinx V2 niczym się nie różni od poprzedniej wersji tego wzmacniacza. Prosta forma kojarzy się raczej z latami 80. XX wieku niż współczesną erą dotykowych wyświetlaczy. Na aluminiowym panelu czołowym znajdziemy trzy pokrętła: do regulacji głośności, balansu i wyboru źródła. Poza nimi – wyjście słuchawkowe, włącznik zasilania, dwie diody – żółta dla trybu czuwania, niebieska dla trybu pracy – i okienko odbierające komendy z pilota.
Podobnie jak w poprzednim modelu, tylna ścianka prezentuje się dość skromnie. Są tam trzy wejścia liniowe RCA i jedno gramofonowe (MM/MC), a obok nich dwa wyjścia: regulowane i stałe. Pierwszego można użyć do podłączenia aktywnego subwoofera lub dodatkowej końcówki mocy. Drugie przyda się do nagrywania albo podłączenia zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego, chociaż ten wbudowany jest naprawdę w porządku.

 

32 37 Hifi 06 2017001Źródło wybierzemy tylko ręcznie.
Przedwzmacniacz słuchawkowy
pracuje także w trybie czuwania.

 

 

Terminale głośnikowe rozmieszczono szeroko, po przeciwnych stronach obudowy. Plastikowe nakrętki nie zwalają z nóg, co szczególnie odczujemy, chcąc podłączyć przewody zakończone widełkami. Trudno będzie je naprawdę mocno dokręcić, nie ryzykując uszkodzenia gniazd.
Wyposażenie uzupełnia standardowe gniazdo zasilania IEC oraz, umieszczony obok niego, główny włącznik.
Tak jak w starszym modelu, pozostawiono oryginalne i bardzo praktyczne z ekologicznego punktu widzenia podejście do zasilania (w przypadku, gdy korzystamy z wyjścia słuchawkowego). Muzyki z nauszników można słuchać w trybie stand by, nie marnując prądu na zasilanie nieaktywnych obwodów urządzenia. Dopóki nie wyłączymy Sphinksa mechanicznie, przedwzmacniacz słuchawkowy pracuje cały czas. A że do zasilania słuchawek potrzeba nieporównywalnie mniej prądu niż do kolumn, to para nie idzie w gwizdek. Dodatkowo głośność można regulować pilotem.

 

32 37 Hifi 06 2017001Front ascetyczny, ale może
się podobać.

 

 

Wnętrze wygląda prosto i schludnie, co zapewne jest wynikiem dążenia konstruktora do skrócenia ścieżki sygnału. Okablowania jest niewiele. Większość komponentów rozmieszczono na dużej płytce drukowanej. Obok zasilacza znajdziemy przedwzmacniacze – korekcyjny i liniowy – oraz wspomniany preamp słuchawkowy, zbudowany z elementów dyskretnych.
Sercem Sphinksa jest pokaźny, 400-watowy transformator toroidalny amerykańskiej firmy Avel-Lindberg. Zważywszy na fakt, że ma ona ponad czterdzieści lat doświadczenia w produkcji toroidów, o jego jakość można być spokojnym. Do filtrowania napięć wykorzystano dwa elektrolityczne kondensatory NEC-a, o pojemności 10000 µF każdy.

 

32 37 Hifi 06 2017001Wszystko, co potrzebne

 

 


W przedwzmacniaczu pracują dwie podwójne triody JJ Electronics ECC 802S. Napięcie żarzenia filtrują dwa kondensatory Nichicona o łącznej pojemności 940 µF. Choć lampy zbytnio się nie nagrzewają, w pokrywie bezpośrednio nad nimi umieszczono otwór wentylacyjny, zabezpieczony metalową siatką.
Stopień prądowy pracuje w klasie D, czyli jest to wzmacniacz impulsowy, czasem błędnie nazywany „cyfrowym” ze względu na binarny sposób pracy tranzystorów. Mają one dwa stany: pełnego przewodzenia albo całkowitego wyłączenia. Za tę część konstrukcji odpowiadają dwa moduły UcD180 holenderskiej firmy Hypex Electronics, przeznaczone do stosowania w sprzęcie audiofilskim. Jako że wzmacniacz nie został wyposażony w standardowy radiator, oba układy przytwierdzono bezpośrednio do spodu obudowy, wykorzystując dodatkowe płytki metalowe oraz pastę termoprzewodzącą.
Wybierak wejść został mechanicznie połączony z płytką za pomocą długiego metalowego pręta. Potencjometr głośności to czarny Alps z silniczkiem.

 

32 37 Hifi 06 2017001Przedwzmacniacz
na dwóch podwójnych triodach
ECC 802S JJ Electronics

 

 

W porównaniu z pierwowzorem, zmiany w wersji V2 są niewielkie, ale nie pozbawione znaczenia. Odświeżono obwody przedwzmacniaczy słuchawkowego i gramofonowego. W przypadku tego drugiego wzmocnienie podniesiono o 6 dB; identyczny preamp zastosowano w droższym modelu Cronus Magnum II. Dodatkowo udało się obniżyć szum własny urządzenia. Nowa jest też „szkieletowa” wersja pilota, na której znalazł się dodatkowy przycisk wyciszenia (mute). Obudowa jest przeźroczysta i odsłania elementy wewnętrzne, w postaci płytki drukowanej oraz baterii. Dla tych, których nie przekonuje wizja projektanta, przewidziano standardową czarną wersję.

 

32 37 Hifi 06 2017001Przedwzmacniacz
na dwóch podwójnych triodach
ECC 802S JJ Electronics

 

 


Konfiguracja
Mały „Rożek”, podłączony sieciówką Verastarr Grand Illusion, dzielnie napędzał kolumny Neat Ultimatum XLS oraz Audio Physic Tempo VI. Źródłem dźwięku był dzielony odtwarzacz PS Audio, złożony z transportu DirectStream Memory Player i DAC-a DirectStream. Wykorzystałem przewody głośnikowe Verastarr Grand Illusion i łączówkę RCA Albedo Monolith Reference. Elektronika spoczywała na stoliku StandArt STO.

 


Wrażenia odsłuchowe
Sphinks wygląda na tyle skromnie, że można pomyśleć: nic specjalnego. Kolejny wzmacniacz do przerobienia. Pozostając w tym przeświadczeniu, długo zbierałem się do odsłuchów. Nie miałem pojęcia, że to, co dobiegnie do moich uszu, szybko wyleczy mnie z malkontenctwa. Rogue Audio zagrał pięknie i z klasą.
Na pierwszy ogień poszedł album „Crises” Mike’a Oldfielda. Artysta lubował się w łączeniu elektroniki z instrumentami akustycznymi. Czyż jego muzyka nie jest hybrydowa, jak Sphinx? Wzmacniacz sprawnie sobie poradził z dynamicznymi, rockowymi fragmentami, bez przekłamań oddając charakterystyczne brzmienie gitary. Nawet głośne słuchanie nie powodowało dyskomfortu. Wszystko pozostało takie samo, tyle że zaopatrzone w dodatkowe decybele. Fantastycznie zabrzmiały przejścia z „łoskotu” do spokojnych fragmentów. Przed słuchaczem rozpościerała się obszerna przestrzeń, z której wyłaniały się kolejne instrumenty.
„Moonlight Shadow” chyba nigdy mi się nie znudzi.

 

32 37 Hifi 06 2017001Szeroko rozstawione terminale
głośnikowe.

 

Słuchając spokojnego, jakby z innej bajki głosu Maggie Reilly, zawsze czekam na gitarowe solo, którego nikt by nie zagrał tak jak Mike. I tutaj Sphinx zrobił dobrą robotę, w najmniejszym stopniu nie zniekształcając barwy. Tak samo zresztą, jak w „High Places” z Jonem Andersonem i jego niepowtarzalną barwą głosu. Gdyby wzmacniacz coś w niej namieszał, w pięć sekund wyleciałby przez okno. Skoro jednak słucham „Foreign Affair”, to znaczy, że wszystko było dobrze. Tutaj, podobnie jak w pierwszym utworze, delektowałem się głębią i ciszą pomiędzy dźwiękami. Brawo dla Sphinksa za separację dźwięków, których barwy nie przeszkadzały sobie nawzajem, ale uzupełniały się, malując przede mną fascynujący obraz gwiazd. „Taurus 3” to z kolei gitarowy popis w dialogu z perkusją. Brzmiący gdzieś w tle syntezator na wszelki wypadek nie wcina się do rozmowy. Nawet w najbardziej dynamicznym fragmencie, kiedy się wydaje, że Oldfield rozszarpie gitarę na strzępy, Sphinx zachował spokój, z łatwością oddając całą energię.

 

 

32 37 Hifi 06 2017001Przydałyby się lepszej jakości
gniazda głośnikowe, zwłaszcza
dla przewodów z widełkami.

 


Roger Chapman i jego interpretacja „Shadow On The Wall” to chyba drugi, po „Moonlight Shadow”, najbardziej rozpoznawalny hit Oldfielda. I znów energetyczność utworu w pełni dotarła do moich uszu. Rogue świetnie poradził sobie także z efektem oddalenia głosu na końcu kompozycji. Szkoda, że płyta trwała tak krótko.
Kolejne godziny upłynęły mi w towarzystwie mojej rówieśniczki, od której wszystko się zaczęło, czyli „Dzwonów rurowych”. Był to remaster,  dopracowany w najmniejszych szczegółach przez samego Oldfielda. Jeśli ktoś miałby wątpliwości co do jakości i możliwości basu Sphinksa, to już po kilku pierwszych minutach wyleczy się z rozterek. Niskie tony schodzą nisko, a ich dynamika się nie załamuje.

 

32 37 Hifi 06 2017001„Szkieletowa” wersja pilota
z dodanym przyciskiem „mute”.
Jeśli komuś się nie podoba,
może zamówić klasyczną,
czarną.

 

 


To mój pierwszy od dawna test bez muzyki klasycznej i, jak nigdy dotąd, wcale mi jej nie brakowało. Przecież trudno o bardziej analogowy materiał spoza klasyki i jazzu niż oryginalne „Tubular Bells” z 1973 roku. I nie przeszkadza fakt, że remastering wykonano zaledwie przed ośmiu laty. Delektowałem się delikatnością, z jaką wzmacniacz prezentował gitarę basową. Zapewniała solidną podstawę, pozostając jednocześnie w tle.

 

32 37 Hifi 06 2017001Ilością wejść Sphinx
nie rozpieszcza.

 

 

Warto też zwrócić uwagę na scenę. Nie wiem, czy większe wrażenie zrobiła na mnie jej szerokość, czy głębia. Zanim usłyszałem słynne „grand piano”, znów doznałem miłego, basowego masażu. „Glockenspiel” to z kolei popis dźwięcznej góry, która wybrzmiewała swobodnie, jakby nie zwracając uwagi na wciąż „przeszkadzający”, mięsisty bas. Jeden po drugim, kolejne instrumenty dołączały do tematu i nawet grając wszystkie razem, pozostały łatwo identyfikowalne. Na koniec gwiazda wieczoru w postaci dzwonów rurowych. Tutaj słyszałem niemal kąt, pod jakim uderzał młotek. Niesamowite. Akustyczna gitara zakończyła tę ucztę, którą z pewnością wiele razy jeszcze powtórzę.


Konkluzja
Po raz kolejny potwierdziła się zasada, że nie warto oceniać książki po okładce. Sphinx V2 udzielił mi lekcji, którą zapamiętam na długo. A cena 8690 zł wydaje się albo pomyłką, albo jedną z najlepszych okazji na rynku.

 
Opinia 2
Miałem okazję gościnnie posłuchać Sphinxa V2. Zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłem sprawdzić go u siebie. Przeczucie mnie nie myliło: to świetny wzmacniacz!

 

32 37 Hifi 06 2017001W środku porządek. Duża płyta
główna dźwiga większość elektroniki.

 

 


Jeżeli miałbym określić, jak gra, użyłbym słowa: pięknie. W brzmieniu odczuwamy coś, co zasługuje na miano szlachetności. Zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia z klasą brzmienia praktycznie niespotykaną w tym przedziale cenowym. Rogue Audio Sphinx V2 kosztuje 8690 zł, ale w pełni zasługuje na najwyższe noty. Ma wielkie serce do muzyki, a jego prostota prowadzi do znakomitych efektów. Ktoś gruntownie przemyślał układ i zamiast kombinować bez sensu, zrobił dokładnie to, co trzeba. Takie jest też brzmienie Sphinxa. Proste i, chciałoby się powiedzieć: oczywiste. A przy tym przejrzyste jak kryształ. Drobne zdarzenia z tła słychać, jakby miały kluczowe znaczenie. Tę szczegółowość połączono ze swobodą i plastycznością. Swoistą miękkością, ale bez krzty zmulenia.

 

32 37 Hifi 06 2017001Toroid o mocy 400 W produkcji
Avel-Lindberg.

 

 


Wspaniale brzmią płyty Oldfielda, z oddechem i przestrzenią, spotykanymi w drogich lampach. Ten dźwięk wciąga, a niekiedy nawet wzrusza. Wzmacniacz dobrze się zachowuje przy niskich poziomach głośności. Późnym wieczorem każdy decybel może być przyczyną konfliktu. Sphinx V2 pozwala go skutecznie uniknąć. Nawet na granicy słyszalności nie pojawia się mat w wysokich tonach, dzięki czemu bez wysiłku śledzimy perkusjonalia. Podobnie bas – schodzi głęboko, nie tracąc sprężystości i energii. Do tego dochodzi znakomita mikrodynamika. Sugestywnie oddane kontrasty sprawiają, że muzyka tętni życiem i emocjami.
W brzmieniu czuje się bardzo rzadko spotykaną w tym segmencie cenowym staranność. Przejawia się ona w wielu aspektach, choćby w dynamice. Kiedy było trzeba, Tempo dostawały tęgie lanie, ale dźwięk potrafił też delikatnie głaskać. Sphinksowi nie sprawia problemu przemiana z Doktora Jeckylla w Mr. Hyde’a. Nie ma również ewidentnie słabego punktu. Oczywiście, to tylko 100 W (choć solidne) i nie oczekiwałbym, że V2 wysteruje duże elektrostaty. Jednak z kolumnami dynamicznymi ze swojej półki cenowej poradzi sobie swobodnie. Jedynym problemem jest fakt, że Sphinx zasługuje na towarzystwo, które wielu odbiorców uzna za mezalians. Ale nie trzeba się przejmować tym, że wzmacniacz będzie najmocniejszym ogniwem toru. Są większe zmartwienia.

 

32 37 Hifi 06 2017001Końcówka mocy na modułach
Hypeksa.

 

 


Jak dla mnie, Rogue Audio Sphinx V2 to kandydat do Nagrody Roku. Mógłbym go używać na co dzień, bez wielkiej pokusy sięgnięcia głębiej do portfela. Jeżeli chcę czasem postawić znaczek: „moja osobista rekomendacja”, to właśnie teraz.
Maciej Stryjecki

Rogue Audio Sphinx V2 o

 

 

 

 

 



Artur Rychlik
Źródło: HFM 06/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF