HFM

artykulylista3

 

Ayon Auris

ayon042015 13
Auris należy do najświeższych propozycji Ayona. Pierwsze zapowiedzi pojawiły się w połowie ubiegłego roku, a do sprzedaży urządzenie trafiło w czwartym kwartale 2014. To jeden z czterech przedwzmacniaczy, aktualnie wytwarzanych przez austriacką manufakturę. Oprócz niego w katalogu znajduje się podstawowy Eris, a także dwa modele ze zdecydowanie wyższej półki cenowej: Polaris III i Spheris III.




Od reszty przedwzmacniaczy Ayona Auris różni się modułową koncepcją budowy. Można go zamówić w konfiguracji odpowiadającej naszym aktualnym potrzebom i zasobności portfela, a w przypadku zmian – odesłać do fabryki celem rozbudowy. Oczywiście, taki zabieg będzie kosztował więcej, niż gdybyśmy od razu zamówili wersję docelową, ale to zrozumiałe. Użytkownik pokrywa bowiem nie tylko koszt części, ale także dodatkowej pracy i transportu w obie strony.

Dobra wiadomość jest taka, że producent nie stawia żadnych ograniczeń, jeżeli chodzi o zakres modyfikacji. Można nabyć przedwzmacniacz nawet w najbardziej okrojonej konfiguracji, a następnie upgrade’ować do maksymalnej. Wszystko z fabryczną gwarancją i pewnością, że montaż wykonała wykwalifikowana ekipa.

Taki serwis to duża wartość, zwłaszcza że nieoficjalnie wiadomo, iż właściciel marki – Gerhard Hirt – lubi robić swoim klientom drobne prezenty. Jeżeli w miarę produkcji danego modelu wprowadzono w nim ulepszenia, to urządzenie odesłane do Ayona zostanie w nie wyposażone. Użytkownik nawet nie jest tego świadomy, a dodatkowe kwoty nie widnieją na fakturze. Tylko sprzęt gra jakby lepiej, niż powinien. Jeżeli odniesiecie takie wrażenie, to prawdopodobnie nie będzie to sugestia, ale wynik jakiegoś drobnego usprawnienia.
W podstawowej wersji Auris jest niesymetrycznym układem liniowym, zbudowanym z bardzo dobrych, ale jeszcze nie butikowych podzespołów. Kolejne kroki zakładają wyposażenie go w przedwzmacniacz korekcyjny dla gramofonu. Moduł współpracuje zarówno z wkładkami MM, jak i MC. Następnie można układ symetryzować i, jak zobaczymy we wnętrzu, jest to prawdziwa symetryzacja, a nie tylko dodanie gniazd XLR. W końcu całość można podciągnąć do specyfikacji Signature, obejmującej m.in. kosztowne kondensatory sprzęgające. Oczywiście, wybrane etapy można pominąć i przejść od razu do tego, który nas interesuje. Maksymalnie wyposażony Auris zawiera wszystkie frykasy. Na pierwszy rzut oka nie różni się od wersji bazowej, ale wystarczy go obrócić, żeby dostrzec XLR-y i naklejkę Signature.
W każdej wersji przedwzmacniacz jest zdalnie sterowany. Najtańszy Auris – niezbalansowany i bez phono – kosztuje 26900 zł. Specyfikacja Signature wymaga dopłaty 3790 zł. Za wersję z wbudowanym przedwzmacniaczem korekcyjnym MM/MC zapłacimy 31690 zł. Auris Balanced startuje od 39900 zł. Dalej mamy Balanced Phono za 44690 zł i Balanced Signature za 47390 zł. Ta ostatnia opcja została dostarczona do recenzji.


ayon042015 02
Chińskie 6Z4 w regulacji napięć
zasilających dla sygnałowych
Sovteków 6N30.



Budowa
Nowy przedwzmacniacz Ayona kontynuuje linię wzorniczą znaną z innych urządzeń tej marki. Obudowę z zaokrąglonymi krawędziami skręcono z grubych bloczków anodowanego aluminium. Jest dostępna tylko w czerni, ze szczotkowaną fakturą na wszystkich powierzchniach. Przed dekadą firma oferowała jeszcze wykończenie srebrne, ale odeszła od tego pomysłu. Moda na sprzęt w tym kolorze minęła, a czerń znów pokazała, że nic nie trzyma formy lepiej niż klasyka. Przy okazji dystrybutorzy, a pewnie również sam producent, odetchnęli z ulgą. Utrzymywanie podwójnego stanu magazynowego obudów i gotowych urządzeń to dodatkowe ryzyko. Generuje wzrost kosztów, a niekoniecznie musi się przełożyć na wyższe przychody.

Przednią ściankę zdobią subtelne srebrne akcenty – chromowane pokrętła głośności i wybieraka źródeł oraz grawerowane laserowo napisy. Czerwony wyświetlacz z matrycą punktową pokazuje czytelne informacje o aktywnym źródle dźwięku, poziomie głośności i fazie sygnału, a w przypadku wejścia MC – także obciążeniu wkładki. W trybie wyciszenia miga napis „muting”. Można także skorygować balans. Display nie jest uciążliwy, nawet wtedy gdy świeci najjaśniej. Gdyby mimo to komuś przeszkadzał, można go przyciemnić albo wyłączyć.
Chromowane akcenty powtarzają się na górnej płycie urządzenia. To kratki wentylacyjne, z których dwie odprowadzają ciepło ze znajdujących się bezpośrednio pod nimi lamp. Pozostałe dwie są głównie dla zachowania symetrii, choć mogą też wspomagać przepływ powietrza. Wentylacja znajduje się również po bokach. Wewnątrz urządzenia pracuje osiem lamp, więc chłodzenie jest niezbędne dla jego prawidłowej pracy i długowieczności. Aurisa nie należy zabudowywać w szafce. Ma mieć wokół siebie trochę wolnego miejsca.
Pilot jest metalowy, wygodny i dobrze leży w dłoni. Lepiej go nie zgubić, bo tylko on daje dostęp do funkcji dodatkowych. Na podkreślenie zasługuje fakt, że jego jakość jest adekwatna do klasy cenowej produktu, którym steruje.
Główny włącznik sieciowy zamontowano pod spodem, z lewej strony frontu. Jest to standardowy pstryczek mechaniczny, który zupełnie odłącza zasilanie. Trybu czuwania nie przewidziano.

Wyposażenie w gniazda jest bardzo bogate. Nabywca opisywanej wersji ma do dyspozycji dwa wejścia XLR, trzy RCA i phono MM/MC. Jeżeli przedwzmacniacz nie zostałby wyposażony w moduł korekcyjny, zyskujemy jeszcze jedno liniowe wejście RCA.
Na wejściu Line 4 zrealizowano opcję przelotki dla systemu kina domowego. Jeśli chcemy połączyć system wielokanałowy ze stereofonicznym, należy tam podłączyć procesor albo wyjście z przedwzmacniacza w amplitunerze AV. Funkcję Home Theatre aktywuje dwupozycyjny przełącznik na tylnej ściance. Fabrycznie jest ustawiony w pozycji Line 4. Użytkownik zmienia ją na HT po podłączeniu zewnętrznego procesora. Wtedy sygnał omija obwody przedwzmacniacza i jest kierowany bezpośrednio do wyjść.
Te są trzy – dwa RCA i jedno XLR. Przełącznikiem decydujemy, czy będziemy korzystać z jednego, czy z obu typów. Ostatni pstryczek służy do wyboru wzmocnienia. Fabrycznie przedwzmacniacz jest ustawiony w pozycji „Low”, która subiektywnie oferuje lepsze odwzorowanie dynamiki. W skrajnych przypadkach konieczne może się okazać użycie trybu „High”. Podnosi ono poziom o 6 dB, ale dźwięk traci na subtelności.

Wejście zasilania to standardowe IEC. Prawidłową polaryzację sygnalizuje umieszczona obok kontrolka. Nie powinna świecić. Jeśli tak się stanie, należy obrócić wtyk w gniazdku ściennym lub kondycjonerze.
Jakość zastosowanych podzespołów i materiałów nie budzi zastrzeżeń. Gniazda RCA są złocone i izolowane PTFE. Rozstawiono je tak szeroko, że wygodnie zainstalujemy w nich nawet masywne łączówki.
Panele aluminiowe są grube i zapewniają urządzeniu zarówno budzący zaufanie wygląd, jak i odporność na zewnętrzne wibracje. Jedyne, o czym należy pamiętać, to konserwacja obudowy. Najlepiej używać delikatnych ściereczek i nie przenosić urządzenia zbyt często. Ze względu na anodowanie i szczotkowanie na powierzchni widać każdy ślad palca.


ayon042015 03
Wybierak źródeł na przekaźnikach



Wnętrze
Równie starannie co na zewnątrz Auris jest wykonany w środku. Objętość obudowy, mimo że duża jak na przedwzmacniacz, została zagospodarowana co do centymetra. Nie wszystkie podzespoły widać, ponieważ zamknięto je w ekranujących kapsułach. Inne natomiast przykuwają wzrok od pierwszej chwili. Dotyczy to szczególnie butikowych kondensatorów sprzęgających Mundorf Supreme Silver-Gold oraz foliowych kondensatorów blokujących w filtrze anodowym. Reszta komponentów również nie daje powodów do narzekania, zwłaszcza że zmontowano je starannie techniką przewlekaną. Dwustronna płytka drukowana nie ugina się nawet pod dużym naciskiem. Miejsca wokół punktów lutowniczych zabezpieczono złoconymi pierścieniami, a ścieżki polakierowano, co zapobiega korozji. Projektant zadbał, by podzespoły miały wokół siebie wolne miejsce. Ułatwia to cyrkulację powietrza i zapewnia im komfort termiczny.
Droga sygnału rozpoczyna się płytką z wejściami i wybierakiem źródeł, zrealizowanym na przekaźnikach Takamisawy. Gałka selektora na przedniej ściance znajduje się tam głównie dla ozdoby i zachowania w miarę tradycyjnego wyglądu urządzenia. Informacja o jej położeniu i tak trafia do mikroprocesora sterującego pracą całego urządzenia i dopiero on przekazuje komendę, które źródło ma zostać załączone. Równie dobrze front mógł pozostać nieskazitelnie gładki, a komunikacja z Aurisem odbywałaby się tylko za pośrednictwem pilota. To samo odnosi się do gałki głośności, która nie jest zespolona z mechanicznym potencjometrem. Zamiast niego konstruktor wybrał wysokiej jakości potencjometry elektroniczne Burr Brown PGA2320. W każdym kanale pracuje jeden stereofoniczny układ. Rozwiązanie to ma w zasadzie same zalety. Zapewnia stabilność parametrów w czasie i więcej niż wystarczającą rozdzielczość – w Aurisie tłumienie odbywa się w 80 krokach. Działa równo od samego początku skali i łatwo zbudować układ symetryczny. Na dodatek można zrealizować funkcję balansu kanałów. Wątpliwe, by była potrzebna, bo potencjometr działa wzorcowo, ale gdyby trafiło się jakieś nierówne nagranie albo warunki akustyczne pomieszczenia wymagały wprowadzenia korekty elektronicznej, da się to zrobić.
Na płytce przedwzmacniacza widać jeszcze wzmacniacze operacyjne OPA2334. Prawdopodobnie pełnią rolę bufora, dopasowującego sygnał na wyjściu potencjometru do lamp wzmacniających.
Płytka z potencjometrem znajduje się tuż za wybierakiem źródeł. Dzięki temu skrócono drogę sygnału. Jeżeli przedwzmacniacz jest wyposażony w moduł gramofonowy, umieszcza się go obok. Jest zamknięty w chromowanej kapsule, ale sądząc po gabarytach, ma konstrukcję półprzewodnikową.

Z potencjometru sygnał trafia do czterech podwójnych triod 6N30P-EW. To współczesna produkcja Sovteka; w recenzowanym egzemplarzu pochodziły z 2009 roku. Osadzono je w podstawkach ze sprężystymi kontaktami, wykonanymi z miedzi berylowej. Lampy pracują w klasie A. Układ nie został objęty globalną pętlą sprzężenia zwrotnego.
Na końcu ścieżki sygnałowej zamontowano osiem kondensatorów Mundorf Supreme 1,5 µF/1000 V. Eliminują one z sygnału składową stałą. Producent zapewnia, że w żaden sposób nie będą ograniczać szerokości przenoszonego pasma. Sądząc po ich wielkości, spokojnie można mu zaufać, zwłaszcza że na każdą połówkę sygnału przypada para połączona równolegle, co dodatkowo zwiększa pojemność.


ayon042015 04
Układ z oprogramowaniem
czuwającym nad poprawnością pracy Aurisa.


Ścieżka sygnałowa jest dopracowana, jeżeli chodzi o montaż i jakość zastosowanych w niej podzespołów, ale w swej koncepcji bardzo prosta. Podobnie jak to widzieliśmy w końcówce mocy Crossfire, większość urządzenia zajmują układy zasilacza. Konstruktor wychodzi z założenia, że tylko czyste, wolne od tętnień i stabilne napięcie pozwoli wydobyć potencjał brzmieniowy części sygnałowej. Nie jest w tym odosobniony.

Zasilacz oraz układy sterujące i kontrolne umieszczono za przednią ścianką. Ayon eksponuje kość mikroprocesora, zaprogramowaną specjalnie do montażu w Aurisie. Wycięto dla niej nawet niewielkie okienko. Resztę komponentów zamknięto w stalowej obudowie, ukrywając w ten sposób przed wzrokiem ciekawskich. Znajdują się pod nią transformatory zasilacza (nigdzie indziej ich nie widać, a gdzieś muszą być) – prawdopodobnie E-I, bo z toroidami Ayon się nie przyjaźni, wyświetlacz, a sądząc z opisu na stronie producenta, także dławiki, stanowiące część zasilania lamp sygnałowych. Te ostatnie potraktowano w sposób szczególny, oddając im do wyłącznej dyspozycji cztery podwójne diody prostownicze 6Z4, produkcji chińskiej. Lampki tkwią w ceramicznych podstawkach, a od góry dociskają je obejmy z cienkiego drutu. Dzięki temu są stabilne mechanicznie, a ich drgania nie powodują wzrostu poziomu szumów.
Wydaje się prawdopodobne, że do zasilania lamp służy osobne trafo. Napięcie anodowe jest filtrowane w dwóch kondensatorach elektrolitycznych oraz łączonych równolegle z nimi czterech blokujących polipropylenach, które zwiększają dokładność oczyszczania. Napięcie żarzenia 6,3 V jest pobierane z osobnego odczepu i stabilizowane. Pozostałe układy zasila się poprzez diody prostownicze, odrębne elektrolity i stabilizatory półprzewodnikowe. Dla sekcji regulacji głośności przewidziano dodatkowo oporniki nastawne, służące do dokładnego ustalenia napięcia zasilającego wzmacniacze operacyjne.

Przedwzmacniacz wyposażono w układ opóźnionego załączania lamp sygnałowych, który wydłuża ich żywotność. Sekwencja startowa trwa 50 sekund. W tym czasie następuje wstępne rozgrzanie katod oraz sprawdzenie prawidłowości parametrów pracy. Jeżeli wszystko działa poprawnie, przekaźniki załączają wejścia i wyjścia, a sprzęt jest gotowy do pracy. Producent deklaruje, że pełnię możliwości brzmieniowych Auris osiąga po godzinie grania.

Konfiguracja
Auris nie stawia urządzeniom współpracującym wygórowanych wymagań. Impedancja wejściowa na poziomie 100 k? pozwala podłączyć dowolne źródło sygnału bez obawy o dopasowanie komponentów. Wyjściowe 300 omów oznacza, że poza ekstremalnymi obciążeniami tranzystorowymi, w rodzaju końcówek Soulution czy Burmestera, austriacki preamp powinien wysterować znakomitą większość wzmacniaczy. Bateria kondensatorów sprzęgających gwarantuje przy tym, że nawet jeśli wzmacniacz mocy będzie miał niezbyt wysoką impedancję wejściową, to dół pasma zostanie odwzorowany dokładnie i, jak to się czasem słyszy w mowie potocznej: „w całej rozciągłości”.


ayon042015 05
Moduł phono, elektroniczna
regulacja głośności Burr Browna,
butikowe kondensatory
Mundorf Supreme Silver/Gold 1,5 μF
i triody wyjściowe 6N30P-EW.
Transformatory zasilacza
i wyświetlacz pod metalową płytą


O zakupie Aurisa nie przesądzą raczej uwarunkowania techniczne, ale aspekty brzmieniowe. Warto jednak pamiętać, że każda konfiguracja tworzy nieco inny zestaw zmiennych. Warto sprawdzić, czy przedwzmacniacz będzie pasował do naszej i co się zmieni, kiedy włączymy go do systemu. A że się zmieni, to pewne, bo austriacki preamp nie należy do urządzeń, których nie słychać w torze. Ma charakter, który zaznacza subtelnie, ale na tyle wyraźnie, że osłuchany odbiorca powinien to wychwycić.
Dla potrzeb recenzji Auris pracował z trzema końcówkami mocy: firmowym single-ended Crossfire PA („HFiM 12/2014”), ModWrightem KWA 150SE oraz Sandersem Magtech. I tu od razu uwaga: połączenie z tym ostatnim okazało się jednoznacznie nietrafione. Brzmienie nie spełniło wymogów porządnego hi-fi, nie mówiąc o high-endzie. Było odfiltrowane w jednych podzakresach, a wyeksponowane w innych. Słowem: nierówne. Z firmowym przedwzmacniaczem Sanders Audio końcówka brzmiała już bardzo dobrze. Przedsmak jej walorów dała zresztą prezentacja na Audio Show 2014. Zasilała wtedy maleńkie podłogówki Boenicke W8, a dźwięk systemu ze źródłem brytyjskiej manufaktury CAD zyskał opinię jednego z najlepszych na wystawie.

Nie licząc incydentu z Sandersem, Auris świetnie się spisywał zarówno z Crossfire’em, jak i ModWrightem. Być może Magtech wymaga sterowania specyficznym układem tranzystorowym, a z lampą po prostu nie działa. Producent nie podaje impedancji wejściowej tej końcówki, więc trudno wskazać przyczynę. Przypadki nietrafionych konfiguracji będą jednak należeć do rzadkości. A jeśli ograniczymy się do wzmacniaczy lampowych, to zawsze powinno grać co najmniej dobrze.
Poza wspomnianymi końcówkami, na system testowy składały się kolumny Avalon Transcendent oraz odtwarzacz CD/SACD Accuphase DP700. Okablowanie pochodziło z katalogu Acrolinka: łączówki 7N-DA2090 Speciale w wersji RCA i XLR oraz głośnikowy 7N-S8000 Aniversario. Prąd filtrował Gigawatt PC-4 Evo, a urządzeniom dostarczały sieciówki Acrolink 6N-PC6100 i Gigawatt LS-1 MkII. Sprzęt stał na stolikach Stand Art i Sroka; końcówki dodatkowo na stopach antywibracyjnych Symposium Acoustics Ultra Padz . To jeden z najbardziej efektywnych upgrade’ów w relacji jakość/cena, z jakimi się zetknąłem. Sprawdza się zwłaszcza ze wzmacniaczami.
System pracował w 16,5-metrowym pokoju, delikatnie zaadaptowanym akustycznie.

Wrażenia odsłuchowe
Trudno sobie wyobrazić bardziej niedoceniany element systemu hi-fi niż przedwzmacniacz liniowy. Moduły gramofonowe są niezbędne, bo wyrównują charakterystykę częstotliwościową sygnału odczytanego przez wkładkę. Ale liniowe? Chyba nawet przewody zasilające cieszą się większymi względami. Tymczasem przedwzmacniacz liniowy nie tylko organizuje system i służy do wyboru źródła odsłuchu, ale też zapewnia prawidłowe wysterowanie końcówki mocy, z czym regulowane wyjścia w odtwarzaczach nie zawsze sobie radzą. Ponadto preamp wykonuje krytyczną dla jakości dźwięku czynność, którą jest regulacja głośności. Potencjometr zawsze jest obecny w ścieżce sygnałowej. Od jego jakości zależy, czy uzyskany rezultat brzmieniowy będzie zadowalający, czy też nie.
W przypadku Aurisa jest satysfakcjonujący; nawet bardzo. Urządzenie pokazuje własny charakter, ale działa jak dobrze użyta przyprawa. Podkręca danie, wzbogaca smak, ale nie doprowadza do przesady ani zachwiania proporcji. Jego wpływ jest subtelny i jednoznacznie pozytywny. Wprowadza odrobinę ciepła, ale nie przegrzewa; miękkości, ale bez rozmiękczenia. Delikatna ingerencja prowadzi do uzyskania spójnego dźwięku o wyróżniającej się mikrodynamice i rozdzielczości. Nawet najlepsze tłumiki analogowe, montowane w bardzo drogich odtwarzaczach CD czy przetwornikach c/a, nie gwarantują takiego efektu. O cyfrowych regulatorach nie ma co wspominać, bo nawet te dopracowane gubią detale przy niższych poziomach głośności. Auris może grać na granicy szeptu i zapewniać bardzo dobre nasycenie dźwięku.


ayon042015 06
Ayon Auris występuje tylko w czarnej obudowie z czerwonym wyświetlaczem i srebrnymi dodatkami.



Austriacki przedwzmacniacz nie należy do sprzętów, przez które sygnał po prostu przelatuje i gna co sił do końcówki mocy. W czasie testu Crossfire’a PA okazało się, że paradoksalnie, to właśnie preamp wnosi więcej niż końcówka mocy. Wzmacniacz okazał się bardzo przeźroczysty, o niemal całkowicie neutralnej charakterystyce barwnej i czymś, co można by określić mianem świetlistości w wysokich tonach. Brzmiał eterycznie, niesamowicie przejrzyście i szczegółowo, co idealnie się zgrało z szybkimi jak błyskawica Avalonami. Auris dodawał do tego obrazu element cielesności. Osadzał dźwięki stabilniej przy ziemi. Dokładał tkankę, a kiedy trzeba – masywność. Wprowadzał ciepło, przez co to on, nie trioda single-ended, definiował charakter prezentacji. Robił to jednak w sposób tak czarujący i gładki, że potrafił utrzymać uwagę słuchacza. Prezentacja pulsowała dynamiką i zaskakiwała atrakcjami. Brzmienie wciągało, a jednocześnie pozwalało odpocząć przy muzyce.
W tym kontekście jedynym uzasadnieniem sterowania Crossfire’a bezpośrednio z wyjścia odtwarzacza CD jest ekonomia. Brzmieniowy prymat rozwiązania z przedwzmacniaczem nie budzi wątpliwości. I nie wynika on, bynajmniej, z synergii między komponentami tej samej firmy. Z tranzystorowym ModWrightem KWA 150SE wrażenia się powtórzyły. Nawet zmiany zachodziły w tych samych aspektach i w podobnej skali. Może tylko w niskim basie można ich było zauważyć więcej, bo ModWright, jako wydajny tranzystor, potrafi dostarczyć jeszcze bardziej kaloryczne dawki prądu. Auris go w tym nie ograniczał, ani nie spowalniał przepływu energii. Znów pojawił się pierwiastek ciepła, miękkość i nieco zaokrąglone kontury, ale ani kontrola, ani zróżnicowanie barw nie ucierpiały. Słuchało się tego z prawdziwą przyjemnością i niesłabnącą ciekawością kolejnych nagrań.

Tak powinny brzmieć prawidłowo skonstruowane współczesne lampy: zaoferować jak najwięcej zalet techniki próżniowej i połączyć je z prawidłowym odwzorowaniem pełnej szerokości pasma. Auris gra, w najlepszym znaczeniu tego słowa, współcześnie. Nie wstyd go włączyć w system z przejrzystymi komponentami, bo wiadomo, że nie spowolni basu ani nie odfiltruje góry. Zadaje kolejny mocny cios stereotypom, bo choć z odsłuchu można wywnioskować, że gra lampa, to tylko dlatego, że dźwięk jest naturalnie ciepły i ma świetną energię na poziomie mikroimpulsów. Tam, gdzie tranzystory mogą coś zmatowić czy uśrednić, Auris zachowuje zróżnicowaną paletę barw i rozdzielczość. Nie trzeba też robić głośniej, by to docenić. Dźwięk się wypełnia i pulsuje już przy niewielkim wychyleniu potencjometru. Można się cieszyć muzyką także wtedy, gdy stanowi ona akurat tło naszej aktywności, a nie cel sam w sobie.


ayon042015 14Moduł phono MM/MC,
dwa wejścia XLR i trzy RCA.
Do tego wyjście XLR, dwa RCA
oraz tape out do nagrywania.



Ostatnim aspektem, w którym wpływ Aurisa na brzmienie daje się zauważyć, jest budowa przestrzeni. Detali jest bardzo dużo i, co nie powinno nikogo dziwić, są rysowane wyraźniej niż w sytuacji, gdy rezygnujemy z przedwzmacniacza. Scena koncentruje się pomiędzy kolumnami i widać, że priorytetem urządzenia nie jest jej rozbudowa na boki. Szerokość bazy okazuje się zupełnie wystarczająca dla utrzymania porządku i odpowiedniej ilości powietrza między instrumentami. Pomaga w tym brak ekspozycji pierwszego planu, którego Auris nie wypycha w stronę słuchacza. Zaczyna się on za linią kolumn, a głębia sięga tak daleko, jak wymaga tego realizacja. Wydaje się nieograniczona, ale nie jest to, obecny niezależnie od repertuaru, efekt stadionu, tylko dążenie do wiernego uchwycenia specyfiki nagrania. Dlatego w wielkiej symfonice rzeczywiście będziemy mieli do czynienia z rozmachem i hektarami przestrzeni, natomiast w kameralnych składach jazzowych bardziej docenimy wrażenie przytulności.
Po dwóch miesiącach spędzonych z nowym przedwzmacniaczem Ayona było mi żal się z nim rozstawać. I z ModWrightem, i z Crossfire’em Auris stworzył bardzo zgrabne duety. Oczywiście, nadal można słuchać muzyki, podłączając końcówkę mocy bezpośrednio do regulowanego wyjścia w odtwarzaczu, ale to nie to samo. Bardzo nie to samo…

Konkluzja
Nie lekceważcie przedwzmacniaczy. Zwłaszcza tak udanych, jak Ayon Auris.

 

ayonauris o



Jacek Kłos
Konsultacja techniczna: Piotr Górzyński

Pobierz ten artykuł jako PDF