HFM

artykulylista3

 

Spendor D1

5659122015 003W wydaniu „HFiM 1/2015” recenzowałem niewielkie kolumny podłogowe Spendor A6R. Ich dźwięk mnie zauroczył, więc zasugerowałem w redakcji, że jeśli trafi do testów inny produkt tej brytyjskiej firmy, to chętnie go sobie zaklepię. Życzenie się spełniło.



Monitory D1 to połowa serii D – tworzonej przez zaledwie dwa modele. Wolnostojące D7 („Magazyn Hi-Fi 3/2015”) są konstrukcją o klasycznych gabarytach, dostosowanych do przeciętnych warunków domowych. D1 są natomiast bardzo małe i mają zaledwie 30 cm wysokości.




Zasadniczo kolumny o takich rozmiarach rzadko wycenia się w granicach 10 tys. zł. Jeżeli Spendor to zrobił, to znaczy, że wierzy w ich wyjątkowość. Ma chyba podstawy, bo D1 ma być nowszą i lepszą wersją wycofanego modelu SA1 (test u nas: „HFiM 5/2012”).
Drugą, po niepozornych rozmiarach, cechą charakterystyczną D1 jest zamknięta obudowa. Brak bas-refleksu może mieć określone konsekwencje brzmieniowe, ale nie chciałbym niczego przesądzać przed odsłuchem. Stereotypowe skojarzenia mówią o mniejszej swobodzie niskich tonów, lepszej kontroli i mniejszym ryzyku przesunięć fazowych. Nie bez znaczenia jest także kwestia funkcjonalna – takie głośniki można bez obaw przysunąć do ściany. Teoretycznie można je postawić na półce, ale tylko teoretycznie. Produkt audiofilski powinien stanąć na podstawkach.

W porównaniu do wcześniejszego modelu, oba przetworniki w D1 są zupełnie nowe. Membranę średnio-niskotonowego wykonano z polimeru o symbolu EP77 – takiego samego jak w podłogówkach D7. Stożek ma korektor fazy i 15 cm średnicy. Porusza się na dość szerokim resorze.
Ciekawszy wydaje się głośnik wysokotonowy, będący własnym opracowaniem Spendora (w SA1 montowano Seasa). Wykonano go w technice LPZ – Linear Pressure Zone. Poliamidowa kopułka o średnicy 22 mm pracuje pod przykryciem z perforowanej stali. Otwory dodatkowo przesłonięto rodzajem ultracienkiej folii, stanowiącej nie tyle zaporę, co powierzchnię wyrównującą ciśnienie akustyczne o różnej częstotliwości, wypływające z kopułki. Producent porównuje efekt działania folii do funkcji ostrości w obiektywie fotograficznym – dzięki niej do słuchacza dociera precyzyjny dźwięk.

5659122015 004W zwrotnicy dobre elementy.
Utarło się, że rdzeniowe cewki
są gorsze. Po odsłuchu Spendorów
już nigdy tego nie zasugeruję.



Ciekawostką jest bardzo wysoka częstotliwość podziału pasma. W D1 wynosi ona aż 4800 Hz, co oznacza oktawę wyżej niż zazwyczaj w tego typu konstrukcjach. Wygląda na to, że w D1 lwią część pracy wykonuje woofer. Ta wiadomość nie zaskoczy jednak miłośników Spendora. SA1 miał taki sam punkt podziału, a w aktualnej wersji minimonitora serii Classic (S3/5R2) jest to 4200 Hz.
Konstruktor, wierny sprawdzonym założeniom (np. z wycofanego modelu), zwrotnicę zbudował możliwie najprościej. Znajdziemy w niej trzy polipropylenowe kondensatory, dwie cewki rdzeniowe oraz jeden ceramiczny opornik. Okablowanie wewnętrzne ze srebrzonej miedzi łączy filtr z głośnikami za pomocą złączek, bez lutowania.

Konstrukcja skrzynki jest realizacją firmowej koncepcji Dynamic Damping (dynamiczne tłumienie) – co oznacza, że zredukowano grubość ścianek bocznych przy jednoczesnym ich wzmocnieniu wewnętrznym asymetrycznym obramowaniem oraz dość szczelnym wypełnieniem materiałami tłumiącymi. Ma to być o wiele skuteczniejszy sposób pozbycia się wibracji wewnątrz kolumny niż w klasycznej koncepcji z pogrubionymi ściankami.
Do wyboru są trzy rodzaje wykończenia – ciemny heban (wersja recenzowana), biały atłas i „ciemny połysk” (jest to wykończenie nieco ciemniejsze od hebanowego). Pojedyncze terminale wbudowano bezpośrednio w obudowę. Maskownicę utrzymuje magnes.

Konfiguracja
Spendory zagrały w systemie, złożonym z odtwarzacza Naim 5X (z Flatcapem 2X), przedwzmacniacza lampowego BAT VK3iX SE i tranzystorowej końcówki mocy Conrad-Johnson MF 2250. Wszystko spięły przewody Siltecha: łączówka Queen i głośnikowy King.


Wrażenia odsłuchowe
Często w czasie testowania urządzeń przeglądam ich recenzje w renomowanych portalach angielskojęzycznych. Nie po to, by się sugerować wrażeniami innych; raczej aby śledzić pracę najlepszych recenzentów. Ale w przypadku monitorów D1 te szlachetne intencje diabli wzięli. Zamiast się czegokolwiek nauczyć – strasznie się wkurzyłem.
Chyba każda albo prawie każda recenzja rozpoczynała się od wskazania na samym wstępie słabego basu. A takie podejście w przypadku Spendorów jest kompletną bzdurą. Te monitory przedstawiają określoną i bardzo specyficzną wizję brzmienia, kondensującą tyle atrakcji, że zaczynanie od jakiegoś braku zakrawa na brak wyczucia. Ale nie martwcie się. Ja Wam napiszę tak, jak być powinno.

5659122015 004Oba głośniki z własnej fabryki.
Wszystko „Made in England”.

 


Już pierwszego dnia nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że konstruktorzy Spendora posiedli sobie tylko znaną tajemnicę muzykalnego brzmienia. Przez kilkanaście lat redakcyjnych odsłuchów miałem do czynienia z wieloma urządzeniami muzykalnymi i bardzo muzykalnymi, ale przy nich Spendory nadają własne znaczenie słowu „bardzo”. One nie przebijają tego umownego „bardzo” o kilka czy kilkanaście procent. One je podnoszą co najmniej do trzeciej potęgi. Po prostu, tworzą obraz muzyczny według zupełnie innych kryteriów niż konkurenci. Tak jakby szły pod prąd i nie szukały iluzji muzycznej prawdy. Tak jakby muzykę traktowały jak dzieło sztuki i same chciały się stać częścią aktu tworzenia.

Spendor tworzy tak malowniczą średnicę, że trudno ją porównać z inną szkołą czy filozofią. Mamy tu głębię barw, rozkwitających w hipnotyzujących wzorach. Górny zakres średnicy, doprawiony delikatnie fizjologiczną górą, imponuje szczegółowością. Niższe partie z kolei prezentują soczystość odcieni, współbrzmiących ze sobą w bajecznej płynności. Ten zakres gra z taką intensywnością, że pomimo niewielkich rozmiarów monitorów dźwięk wcale nie wydaje się mały czy niedoważony.
Zanim zdążymy pomyśleć o ewentualnych wadach, Spendor nie przestaje nas zaskakiwać. Po ochłonięciu z zachwytu nad muzykalnością średnicy zaczynamy sobie zdawać sprawę, jakie cuda dzieją się z przestrzenią.
D1 entuzjastycznie wypełniają pomieszczenie dźwiękiem. Siedząc w fotelu, odnosiłem wrażenie, że muzyka rozciąga się wszędzie dokoła, a źródła dźwięku lokalizowałem bez wahania. A nieraz materializowały się w naprawdę niespodziewanych miejscach. Spendory kreują scenę, która zaczyna się przed linią bazy i ciągnie daleko w głąb, a jej szerokość po prostu obezwładnia. Czułem się niczym w laboratorium akustycznym, poddawany testom na percepcję iluzji słuchowych, pojawiających się z zaskoczenia z najróżniejszych stron. A D1 po prostu tak grają muzykę. W dodatku przez cały czas.

To wszystko tworzy plastyczny obraz dźwiękowy. Jest w nim pewna miękkość, kultura i poezja. To brzmienie ma charyzmę. Słuchając Spendorów, zyskujemy pewność, że naruszenie idei neutralności zostało zrealizowane z premedytacją, że pomimo daleko posuniętego subiektywizmu brytyjskie zestawy czynią muzykę jeszcze piękniejszą. Brzmienie ma własną duszę – otwartą i czystą.

5659122015 004Maskownica przytrzymywana magnesem.


Nie przeczę, że D1 mają krótki bas. Ale można tę cechę odnotować na końcu opisu, nie na początku. Nie jest to bowiem wizytówka tego modelu.

Wyobraźmy sobie analogię motoryzacyjną. Opis dowolnego kabrioletu może się kończyć niezobowiązującą refleksją, że jeśli nie zamkniemy dachu i zacznie padać, to będziemy mieli mokre siedzenia. Ale gdybyśmy tę uwagę umieścili na samym początku, jako cechę rozpoznawczą danego modelu auta, to byłoby jednak nie w porządku, zarówno wobec producenta, jak i potencjalnych odbiorców. Bo przecież nie o mokre siedzenia w kabriolecie chodzi.
Tak samo jak w małych monitorach nie chodzi o potęgę niskich tonów. Producent deklaruje w specyfikacji, że bas schodzi do 55 Hz i nie ma żadnego udawania, że jest jakiś wirtualny byt poniżej.
W dodatku krótki bas odnotowujemy tylko wtedy, gdy zwracamy uwagę na proporcje zakresów, a nie na ogólny odbiór muzyki. Innymi słowy: basu zaczyna brakować, gdy zaczynamy o niego pytać.

Bo średnica została napompowana z taką hojnością, że środek ciężkości dźwięku przenosi się właśnie tam. A w czasie słuchania to średnica uwodzi. Bas tymczasem jest po prostu adekwatny do rozmiarów skrzynek i wbrew dramatycznym doniesieniom – istnieje. Stawia na kontrolę i podkreśla integrację ze średnicą. Jakby nadawał jej marzycielskim fantazjom nieco tempa i wigoru.

W pościgu za neutralnością bardzo trudno się wyróżnić wśród niezliczonej liczby modeli. Zwłaszcza gdy projekt ma ograniczony budżet. Spendor tworzy tutaj własną jakość. Buduje brzmienie według własnych kryteriów i przedstawia produkt odtwarzający dźwięk na własnych zasadach. Tak jakby konstruktorów nie obchodziło ani to, co robią inni, ani to, czy potencjalni klienci mają określoną wizję realizmu. Jakby wręcz chcieli dopisać przy swoich kolumnach – „produkt specyficzny i nie spełniający kryteriów pomiarowych, ale zanim zrezygnujesz, daj mu szansę”. I to jest pułapka, bo Spendory tę szansę wykorzystują do cna. Chyba wszyscy stwierdziliby, że w dźwięku da się wypunktować wady. Ale jednocześnie, że przyjemność odsłuchu jest tak duża, że kasuje wszelkie pretensje.

5659122015 004Pojedyncze zaciski.
Zapewniam, że wystarczą.

 


Spendorami D1 nie zainteresują się osoby szukające głośników do dużych salonów. Bas i dynamika, owszem, zostały potraktowane kompromisowo, ale inaczej być nie mogło. Zdrowy rozsądek podpowiada, że jeśli decydujemy się na małe monitory, to oczekujemy, że inne walory zrekompensują niedociągnięcia. Spendory swoje niedociągnięcia rekompensują z takim zaangażowaniem i pasją, że trudno się od nich oderwać.

Konkluzja
Muzykalność i przestrzeń zasługują na sześć gwiazdek. I to w skali bezwzględnej, bo jeszcze nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałem. Może poza podłogówkami A6R... firmy Spendor. A że monitorom D1 można wytknąć subiektywną wizję muzyki? Pewnie, że można, tylko po co? To wada jedynie na papierze. Jak tylko zaczniecie słuchać – przestanie Was to obchodzić. Dla mnie jeszcze nigdy słowo „magia” nie było tak realne.
A raczej magiczne...

 

spendor d1 o

 

Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF