HFM

artykulylista3

 

Dynaudio Confidence C2

Mag 14-18 03 2013 01Choć nigdy nie przepadałem za futurystycznym wyglądem wysokich modeli Dynaudio, przyznaję, że C2 prezentują się na żywo o wiele korzystniej niż w najlepszych nawet materiałach reklamowych. Wynika to przede wszystkim z fenomenalnej precyzji wykonania i pedantycznej dbałości o detale, którą w pełni można docenić dopiero z bliska. Kolumn aż chce się dotknąć i poczuć pod palcami perfekcyjną gładkość lakieru czy cudownie wyprofilowane wcięcia aluminiowego frontu.

C2 są duże i bardzo wysokie, a jednak nie przytłaczają sylwetką. Projektant odchudził je wizualnie, konstruując głęboką, lecz wąską obudowę, do której przytwierdził szerszy profil z przetwornikami.

Między podstawą a skrzynią pozostawiono spore wcięcie – rodzaj cokołu – pomysł genialny w swojej prostocie, który sprawia, że kolumny wyglądają, jakby się unosiły nad podłogą.
Jedyny zgrzyt pojawia się przy oględzinach tylnej ścianki. Terminale głośnikowe WBT wyglądają wprawdzie jak najlepsza biżuteria, ale rozstawiono je bardzo wąsko, w dodatku w zagłębieniu. Z wtykami bananowymi nie będzie problemu, ale posiadacze grubych kabli z szerokimi widełkami mogą mieć kłopot. Szkoda, że firma zrezygnowała z rozwiązania z wcześniejszych serii, gdzie terminale rozsuwano bardzo szeroko i umieszczano pod kątem, co ułatwiało wpinanie sztywnych kabli.
Bliższe oględziny potężnego wylotu bas-refleksu znów pozwalają docenić dbałość o szczegóły. Zamiast plastiku zastosowano lakierowane na czarno aluminium, a sam profil nie został zamontowany na wcisk, lecz przykręcony śrubami. Kolumny opierają się na wyprofilowanej czarnej podstawie. Wysokie i wąskie obudowy są dzięki niej stabilne i dają się łatwo wypoziomować dzięki regulowanym od góry kolcom.
Głównym punktem programu są przetworniki: Esotary 2, godni następcy legendarnych do dziś Esoteców oraz kolejne wcielenie dobrze znanych, nisko-średniotonowych polipropylenowych „siedemnastek”, wyposażonych w odlewane kosze i duże 75-mm cewki. Choć C2 są przez producenta przedstawiane jako kolumny dwudrożne, wystarczy przysunąć ucho do pracujących przetworników, żeby bez trudu usłyszeć, że pracują w innych zakresach pasma. Należałoby więc raczej sklasyfikować C2 jako głośniki dwuipółdrożne.
To, że zdublowane wysokotonowce są strojone inaczej, wynika z zastosowanego przez firmę rozwiązania Dynaudio Directivity Control (DDC). W skrócie polega ono na nadaniu falom większej kierunkowości, dzięki czemu dźwięku nie zniekształcają odbicia od podłogi i sufitu.

Duże i ciężkie maskownice koloru czarnego są eleganckie, ale nie wyglądają na przezroczyste akustycznie, dlatego lepiej je od razu zdjąć. Dopiero teraz można zacząć słuchać.

 

Bartosz Luboń

Mag 14-18 03 2013 opinia1

Utarło się przekonanie, że wszystkie Dynaudio grają tak samo: piękna średnica, jedwabista góra i misiowaty bas – ogólnie ciepło i przytulnie. Jak w każdym stereotypie, tak i w tym jest ziarno prawdy, lecz trzeba zaznaczyć, że Confidence skutecznie ów stereotyp przełamują. Zacznijmy jednak od numeru popisowego, a mianowicie od nagrań instrumentów akustycznych.
Na pierwszy ogień poszła nowa płyta Lautten Compagney z ariami Haendla w opracowaniu instrumentalnym. I od razu „szczęka na podłodze”, jak mawia młodzież, a to głównie za sprawą fenomenalnego oddania barw instrumentów, obszernej przestrzeni i kapitalnego odwzorowania akustyki studia. Po przesłuchaniu całego albumu do odtwarzacza powędrowały kolejne perły muzyki barokowej: koncerty brandenburskie Bacha w interpretacji Trevora Pinnocka i najnowsza płyta Alison Balsom z muzyką Purcella „Sound the Trumpet”. Nie wiem, czy Confidence strojono na muzyce barokowej, ale mistrzostwo, z jakim sobie radzą właśnie z tym gatunkiem, może nasuwać to przypuszczenie. Brzmienie zarówno instrumentów smyczkowych, jak i dętych jest nasycone, dźwięczne i wyjątkowo namacalne. Szczegóły widać jak na dłoni, choć słuchacz nigdy nie odnosi wrażenia, że ma do czynienia z dźwiękiem o charakterze analitycznym. Dynaudio umiejętnie wplatają liczne detale w całość, uzyskując w muzyce organiczną spójność, nie tylko sumę poszczególnych zakresów pasma.
C2 świetnie potrafią oddać wszelkie zdarzenia okołomuzyczne, takie jak zawirowania powietrza wokół instrumentów i akustyczny „plankton” pomieszczenia, w którym dokonano nagrania. W odtworzeniu dawnych skrzypiec czy wioli da gamba wyraźnie słychać, że dźwięk to nie tylko rozwibrowana struna, ale także szmer końskiego włosia, które o nią pociera. W sonatach fortepianowych Haydna oprócz właściwych dźwięków słychać pracę młoteczków i płyty rezonansowej. Są to szczegóły nierzadko pomijane przez tańsze zestawy, a przecież właśnie one składają się na realizm muzycznego zdarzenia.
Płyta Jamiego Culluma pokazała z kolei, że średnica wcale nie musi być dopalona czy ocieplona, żeby do siebie przekonywać. Owszem, głos wokalisty był podany nieco do przodu, ale nie dostrzegłem oznak podbicia czy zaokrąglenia. Wokal był po prostu neutralny i uczciwie pokazany. Duże wrażenie robiła gradacja planów i sekcji instrumentalnych. Przestrzeń nie była nadzwyczajnie rozciągnięta na boki, za to kapitalnie poukładana w głąb, do bardzo dalekiego tła włącznie.

Mag 14-18 03 2013 02     Mag 14-18 03 2013 04

Niskie tony zdecydowanie przełamywały stereotyp misiowatych. Bas C2 okazał się znacznie twardszy niż w znanych mi wcześniej modelach Dynaudio. Był nisko rozciągnięty i punktualny. Nie osiągał może szybkości niektórych produktów konkurencji, ale nie sądzę, by ktokolwiek poczuł z tego powodu niedosyt.
Odsłuch symfoniki ujawnił pewną nie do końca pożądaną cechę, która pogłębiła się jeszcze bardziej przy dynamicznych odmianach bluesa elektrycznego i dużych składach orkiestrowych. Chodzi o nadmierne ugrzecznienie. Kolumny, choć duńskie, przypominają angielskiego gentlemana, który mówi ze wspaniałym akcentem, buduje okrągłe zdania i ma piękny tembr głosu, ale nie powie niczego, co mogłoby urazić nasze uszy. Podobnie z C2. Kiedy się słucha szaleńczych popisów Buddy Guya czy niekończących się solówek Erica Claptona z okresu „The Cream”, czasem aż się prosi o świst trąconej struny czy kłujący dźwięk talerza perkusji. Nic z tych rzeczy. Dynaudio pokazują wszystko, ale dyskretnie i z kulturą, która wyklucza wszelkie niemiłe doznania. Było to mniej zauważalne, lecz stale obecne, kiedy do odtwarzacza powędrowały „Wariacje symfoniczne” Lutosławskiego. Koloryt tego utworu, przestrzeń i zróżnicowanie planów zostały przez Dynaudio oddane po mistrzowsku, jednak smyczki mogłyby być ostrzejsze, a dynamika silniej zaznaczona.
Zapewne wiele można by poprawić, stosując mocniejszą amplifikację (Gryphon to wprawdzie nie ułomek, ale zawsze tylko integra), lecz nie sądzę, by C2 zmieniły się nagle w akustycznego drapieżcę, który zabija dynamiką i siecze górą. Szkoda zwłaszcza tej ostatniej, ponieważ w napowietrznej jedwabistości Esotarów naprawdę można się zakochać. Choćby słuchając klawesynu, na ogół niezbyt lubianego właśnie za rzekomą ostrość i szorstkość brzmienia. Instrument świetnie zabrzmiał w kapitalnym nagraniu sonat Haendla pod palcami Liliany Stawarz i C2 znów pokazały, na co je stać. W dźwięku klawesynu nie brakło lekkiej metaliczności; dominowały jednak przyjemna dla ucha miękkość i wypełnienie, połączone z przebogatą paletą barw w całym zakresie.

Mag 14-18 03 2013 03     Mag 14-18 03 2013 05     Mag 14-18 03 2013 06

Czy Dynaudio C2 to kolumny na tyle uniwersalne, że spodobają się każdemu? Myślę, że nie, co w żaden sposób nie obniża ich wartości. Mają tyle atutów, że dla wielu miłośników akustycznych brzmień mogą się okazać zestawami na lata. Zwolennicy muzyki na sterydach także nie powinni przechodzić obok nich obojętnie, aczkolwiek w ich przypadku zalecany jest staranny dobór wzmacniacza i uważny odsłuch. A nuż fani Sepultury odkryją w sobie duszę romantyka?

Bartosz Luboń

Mag 14-18 03 2013 opinia2

Gabaryty Confidence C2 jednoznacznie sugerują, by nie wstawiać ich do małych pomieszczeń. Nawet w 50 m² powinny sobie poradzić bez problemu, więc jeśli dysponujecie Państwo dużą powierzchnią, to możecie się pozbyć wątpliwości, czy zostanie ona dobrze nagłośniona.
Odsłuch rozpoczęłam od konfiguracji, w której grają na co dzień moje Special 25, czyli zestawiając C2 ze Strussem R150 i Linnem Ikemi. To połączenie okazało się nietrafione i zagrało o wiele gorzej niż z o ponad połowę tańszymi monitorami. Dźwięk się wycofał, zwęził i spłaszczył. Ewidentnie brakowało basu. Nie znaczy to, że nie było go wcale, bo w przypadku tych kolumn to chyba niemożliwe, ale został skrócony i pozbawiony wybrzmienia. Rytmiczne uderzenia w „Byłaś serca biciem” z płyty Kuby Badacha „Tribute to Andrzej Zaucha” straciły głębię i ciepło. Wokal został poprawnie usytuowany pośrodku sceny. Artykulacja pozostała wyraźna, jednak całość nie była tak pełna, jak powinna.
Kolejne utwory nie zmieniły tych wrażeń. Skraje pasma zostały ścięte, a średnica wycofana i lekko szara. Na pewno nie można było odmówić C2 świetnej stereofonii i dobrego rozlokowania instrumentów, jednak cały czas było płytko i płasko.
Kolumny nie należą do łatwych do wysterowania, więc można się było pokusić o zmianę wzmacniacza. Stając w obronie Strussa R150 zaczęłam jednak od źródła i miejsce Ikemi zajął Meridian 508.20.
Zaskakująca decyzja okazała się słuszna, bo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikły wcześniejsze niedostatki. Pasma się wyrównały, a bas odzyskał ciepło i głębię. Średnica się rozszerzyła i zyskała namacalność, zaś góra ujawniła większą różnorodność. Nareszcie zagrało tak, jak oczekiwałam. Powtórnie umieściłam w odtwarzaczu album Kuby Badacha i tym razem z przyjemnością wysłuchałam go do końca.

Reklama

Dźwięk się otworzył. Bas schodził nisko, był pełny, nasycony, ale i punktowy. Moja ulubiona (katorżnicza dla woofera i obnażająca niedostatki niskich tonów) płyta z muzyką z „Avatara” została odtworzona bez wysiłku, a sapiący w najniższych rejestrach bas był odwzorowany równo i do ostatniego wybrzmienia.
Scena mocno się rozszerzyła i nabrała głębi, dzięki czemu udało się usłyszeć wielowątkowe plany muzyki Pink Floyd.
Nie omieszkałam włączyć płyty „The Classic” Naima i sprawdzić, czy i w jakim stopniu usłyszę zakatarzonego skrzypka pociągającego nosem przez całe nagranie. Ku mojej uciesze bez problemu dało się wychwycić nosowe sapanie, jednak nie było ono napastliwe i nie zepsuło przyjemności odbioru.
Confidence C2 mają ładną, szczegółową górę; nie można tutaj jednak mówić o nadmiernej analityczności. Charakteryzują się wyrównanym brzmieniem; przyjemnym i poprawnym. Słucha się ich nieprzyzwoicie dobrze, jednak nie można oczekiwać zbytniej spontaniczności i pazura. To miłe dźwięki, które łagodzą obyczaje. Jest szczegółowo i naturalnie, ale bez szaleństw.
Wielbiciele mocnego uderzenia będą zadowoleni z ilości basu, ale obawiam się, że odczują niedostatki drive’u. Aż by się chciało, aby coś się czasem oderwało od tej ładnej całości, zgrzytnęło i huknęło. Doskonale słychać to, co zostało nagrane na płycie, ale niekiedy brakuje owego enigmatycznego „czegoś”, co nadaje charakterystyczny rockowy sznyt. I to w zasadzie jedyny zarzut. Niewiele, bo bez „pazura” można się obejść, a też nie zawsze jest to cecha pożądana.
Confidence C2 to kolumny z charakterem, co może stanowić zarówno zaletę, jak i wadę. Nie są w pełni transparentne, ale które Dynaudio są? Potrzebują świadomie dobranego towarzystwa, dzięki któremu będą mogły pokazać cały wachlarz możliwości. Wymagają dobrze dobranej amplifikacji, więc warto poświęcić trochę czasu na jej skompletowanie, a później przez długie lata cieszyć się ich brzmieniem.

Aleksandra Chilińska

Mag 14-18 03 2013 daneTechniczne

Autor: Bartosz Luboń i Aleksandra Chilińska
Źródło: MHF 1/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF