HFM

artykulylista3

 

Yamaha RX-A1010 Aventage

40-42 11 2011 01Na początku tego roku Yamaha rozpoczęła produkcję amplitunerów Aventage. Złośliwi twierdzą, że nowa seria od poprzednich różni się głównie frontami, ale projektanci sporo zmienili także w środku. Obecnie linię tworzy pięć modeli, a recenzowany dziś RX-A1010 zajmuje środkową pozycję.

Budowa
Jak by powiedział Philip Marlowe: nowy amplituner Yamahy jest szykowny jak koronkowe majtki.
Przednią ściankę z litego aluminium częściowo zasłania pasek ciemnego akrylu. Wtopiony weń niebieskawy wyświetlacz pasuje do czarnego wykończenia frontu. W obrębie akrylowej płyty znalazły się włącznik sieciowy oraz przycisk aktywujący tryb Pure Direct. To jedyne guziczki widziane nieuzbrojonym okiem. Resztę manipulatorów ukryto pod grubą aluminiową klapką. A tam – istny Sezam.


Oprócz dwóch tuzinów przycisków znalazłem komplet wejść AV z HDMI, gniazdo słuchawkowe, dla mikrofonu kalibracyjnego oraz USB do podłączenia przenośnego odtwarzacza plików lub zewnętrznego nośnika pamięci.
Widok tylnej ścianki podtrzymuje pozytywne odczucia. Jest tylko jedno małe „ale”. Wszystkie gniazda na froncie powleczono warstewką złota, jednak to tylko wabik. Te z tyłu pozbawiono szlachetnego kruszcu. Nic to, ich ilość powinna zaspokoić wymagania małego studia nagrań.
Do RX-A1010 można podłączyć kilkadziesiąt urządzeń pracujących w dwóch strefach, a logiczne rozmieszczenie złączy oraz wyróżnienie wyjść jaśniejszym tłem ułatwia instalację.
Amplituner obsługuje aż dziewięć głośników i dwa subwoofery. Oprócz podstawowej konfiguracji 5+1 można tu podpiąć dodatkową parę surroundów oraz drugą parę frontów, opisaną jako Presence. Należy umieścić je powyżej i na zewnątrz głośników głównych, a efektem tej operacji powinno być zwiększenie rozmiarów przedniej sceny. W razie rezygnacji z kanałów Presence wolne terminale można wykorzystać do nagłośnienia drugiej strefy albo do podłączenia frontów w bi-ampingu. Choć gniazda głośnikowe są rozmieszczone dość ciasno i jedynym sensownym rozwiązaniem będzie wpięcie w nie wtyczek bananowych, to ich jakość jest o wiele lepsza od tych, które jeszcze nie tak dawno można było znaleźć w amplitunerach Yamahy.

40-42 11 2011 02     40-42 11 2011 04

Analogowa sekcja RX-A1010 przypomina to, co się montuje w audiofilskich wzmacniaczach stereo. Dzieje się tak za sprawą rozdzielenia końcówek mocy na dwie płytki, osobne dla lewych i prawych kanałów. Co więcej, układy elektroniczne doprowadzające sygnał do dwóch kompletów tranzystorów Sankena zostały od siebie odseparowane. Wrażenie tego swoistego dual-mono potęguje potężny transformator rdzeniowy, umieszczony pomiędzy radiatorami z końcówkami mocy. Wprawdzie amplituner nie ma głównego wyłącznika sieciowego i nawet nieużywany pozostaje pod prądem, ale konstruktorzy wzięli sobie do serca modny ostatnio temat oszczędzania energii. W rezultacie w trybie uśpienia RX-A1010 pobiera z sieci zaledwie 0,3 W.
Drugi, nieco mniejszy zasilacz doprowadza prąd do sekcji cyfrowej. A tam – pełen wypas.
https://hi-fi.com.pl/artyku%C5%82y/sprz%C4%99t/reporta%C5%BCe/473-sk%C4%85d-si%C4%99-bior%C4%85-%C5%9Blimaki-bowers-wilkins.htmlZa obróbkę ścieżek dźwiękowych odpowiada duży układ scalony Texas Instruments zawierający wszystkie dekodery dźwięku Dolby Digital i dts oraz firmowe rozwiązanie Yamahy Cinema DSP z kilkunastoma trybami kształtowania przestrzeni wokół kolumn. To w przypadku odtwarzania płyt DVD i Blu-ray. Gdy do amplitunera sygnał dotrze poprzez USB, do głosu dochodzi 32-bitowy procesor Analog Devices Blackfin ADSP-BF527, który można znaleźć choćby w przetworniku c/a Naim DAC. Dane po obróbce trafiają do konwerterów BurrBrowna 24 bity/192 kHz, pracujących we wszystkich kanałach.
Choć wielokanałowy amplituner zazwyczaj służy do nagłaśniania seansów kinowych, sekcji wideo może RX-A1010 pozazdrościć niejeden odtwarzacz wizyjny. Obróbką obrazu zajmują się ADV7181 i ADV7172 − dwa scalaki Analog Devices, które wraz z pięcioma kośćmi Silicon Image VastLane umożliwiają konwersję dowolnego sygnału analogowego do postaci cyfrowej oraz przeskalowanie go do rozdzielczości 1080p. Co prawda nie wyobrażam sobie oglądania wakacyjnych wspomnień z kaset VHS w trybie Full-HD, ale od przybytku głowa nie boli.
Chassis wykonano z 2-mm stalowych blach i wzmocniono kilkoma szynami. Radiatory z końcówkami mocy oraz transformator ulokowano na dodatkowych stelażach uniesionych centymetr nad dnem. Mało tego, w celu poprawy stabilności urządzenia oraz lepszej izolacji od drgań podłoża pod transformatorem przykręcono dodatkową piątą nóżkę. Widać, że ktoś chwilę nad tym posiedział.

40-42 11 2011 05     40-42 11 2011 06

Wyposażenie i obsługa
Urządzenie Yamahy ma na pokładzie wszystkie bajery, jakie może zaoferować amplituner AV, włącznie z określeniem maksymalnego poziomu głośności. Wymienienie wszystkich opcji przekracza ramy niniejszego artykułu, wspomnę więc tylko o dwóch.
Pierwszą, która mnie ucieszyła, jest wbudowany odtwarzacz plików muzycznych akceptujący bezstratne formaty FLAC. Coraz więcej moich znajomych decyduje się na dematerializację swoich płytotek, pomimo niebezpieczeństw czyhających na przenośne twarde dyski. Wprawdzie nie sposób porównywać odtwarzacza plików w amplitunerze AV z audiofilskim urządzeniem stereo, ale dla wielu miłośników kina domowego funkcja ta może być kluczowa przy podjęciu decyzji o zakupie.
Drugą opcją, także nie mającą nic wspólnego z kinem domowym, jest możliwość komunikowania się amplitunera z komputerem. Szkoda tylko, że w wyposażeniu RX-A1010 zabrakło modułu Wi-Fi. Yamahę można podłączyć do routera, a za jego pośrednictwem do domowego peceta oraz połączyć się z Internetem. A to otwiera dostęp do nagrań zgromadzonych na HDD i do niezliczonych internetowych rozgłośni radiowych.
Co godne podkreślenia, RX-A1010 obsłużymy także za pomocą przeglądarki internetowej. Mogłoby się wydawać, że tak rozbudowane urządzenie jest bardzo skomplikowane w kalibracji i obsłudze. Nic bardziej mylnego. Przy konfiguracji głośników można skorzystać z najnowszej wersji yamahowego systemu YPAO, choć wszystkie Zosie-Samosie mogą przejść przez nią na piechotę. W trakcie ustawiania pozostałych parametrów, w tym obrazu, pomocne będzie przejrzyste menu oraz zaskakująco wygodny pilot. W pierwszej chwili liczba guzików może wywołać panikę, ale dzięki wyróżnieniu poszczególnych grup kolorami obsługa ramocika nie sprawiała problemu. Bonusem jest możliwość programowania oraz opcja uczenia.

Reklama

Wrażenia odsłuchowe
Krótko: RX-A1010 Aventage to prawdziwe kinowe zwierzę.
Na temat: odtwarzanie dowolnego filmu sprawia amplitunerowi Yamahy autentyczną radość. I nie muszą to być efekciarskie pojedynki na obrzyny ani wyścigi samochodowe. Nawet ze spokojnych komedii romantycznych RX-A1010 potrafi wycisnąć wszystkie soki.
Największym jego atutem jest przestrzeń. Tu projektanci spisali się na szóstkę. Panorama dźwiękowa była przeogromna, wielowarstwowa, z wyraźnym podziałem na poszczególne plany. Pod tym względem RX-A1010 może konkurować z droższymi urządzeniami, które ostatnio przeszły przez moje ręce. Duży w tym udział tylnych kanałów efektowych, zaangażowanych w budowę aury pogłosowej.
Drugim atutem Yamahy jest naturalność i swoboda w oddawaniu nawet drobnych niuansów. Wszystkie dialogi brzmiały niemal tak, jak na żywo, bez seplenienia czy podbarwienia basu. Również odgłosy życia codziennego, szelest ubrań czy gwar tła pozostawały czytelne, a przy tym wolne od nienaturalnej suchości. Z kolei wystrzały z broni mało- i średniokalibrowej brzmiały dosadnie, choć im także udało się uniknąć podkreślania wyższego basu.
I tu dochodzimy do trzeciego atutu brzmienia RX-A1010: niskich tonów.
Wprawdzie biorący udział w teście subwoofer Velodyne jest relatywnie niedrogi, ale zdołał ukazać potencjał japońskiego amplitunera. Czy cały, trzeba by sprawdzić na jakimś referencyjnym subbasowcu wielkości lodówki. Jeśli jednak to była tylko namiastka, konstruktorom RX-A1010 należy się uznanie. Bas był oszczędny w spokojnych obrazach, nabierał tempa, gdy akcja gęstniała i eksplodował w bombastycznych fragmentach kina wojennego. Nie tracił przy tym kontroli ani zdrowego rozsądku i nie kazał małolitrażowym pędzidłom udawać V-ósemek.
Po zmianie repertuaru na muzyczny amerykański subwoofer delikatnie dopieszczał niskie tony wydawane przez podłogowe fronty, cementując i tak już solidny fundament basowy. Bez podkolorowania, dudnienia – po audiofilsku.

Konkluzja
Jak by powiedział Philip Marlowe: na jego widok biskup Canterbury wybiłby kopniakiem wszystkie witraże w swojej katedrze.

40-42 11 2011 T

Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 11/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF