HFM

artykulylista3

 

Father John Misty - I Love You, Honeybear

cd042015 19

True Panther 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Tej płyty nie da się słuchać tak po prostu. Trzeba się najpierw do jej odbioru przygotować. Jak? Instrukcje znajdują się w dołączonej do wydawnictwa książeczce. Na przykład, pierwsze nagranie wymaga m.in. słonecznego gorącego sierpniowego poranka, intelektu, cadillaca z ’68 roku (autor zaleca kolor biały), pustynnego krajobrazu, soli, pieprzu i… 60 dolarów. To zresztą nie wszystkie wymienione tam wskazówki, a i one nie wyczerpują warunków dobrego odbioru. Później trzeba bowiem punkty instrukcji odpowiednio ze sobą połączyć. Wyprawa na pustynię w sierpniu oznacza spiekotę nie do wytrzymania. Zatem nikt inny tam o tej porze roku nie pojedzie. Będziemy sami, chyba że zabierzemy ukochaną osobę, jak zaleca instrukcja. A gdybyśmy akurat nie mieli nikogo pod ręką, to zawsze można pomarzyć. A wszystko po to, aby wysłuchać wyjątkowo udanego zestawu 11 piosenek, skomponowanych, zaaranżowanych i wykonanych przez byłego muzyka Fleet Foxes, Josha Tillmana, który występuje tu jako tytułowy Father John Misty. Pod względem muzycznym pozwolił sobie na wędrówkę do lat 60. i 70. Dodam, że ciekawą. Jest mnóstwo wpadających w ucho melodii, chwilami w orkiestrowej oprawie, a autor nawiązuje do legendarnych brzmień. Na przykład, w utworze „Bored in the USA” jest coś z wczesnego Eltona Johna, a finałowa piosenka ma w sobie klimat folkowych ballad Jima Croce.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Tobias Jesso Jr. - Goon

cd042015 20

True Panther 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Czy komuś brakuje starych piosenek Paula McCartneya? Tych z początków jego solowej działalności albo z okresu grupy Wings? Jeśli tak, to jest okazja, aby do tamtych brzmień powrócić. Nie, McCartney nie wydał ostatnio nowej płyty. Zrobił to młody Kanadyjczyk, Tobias Jesso Jr.. Zaczął profesjonalnie grać jako basista, najpierw w grupie The Sessions, a później towarzyszył Melissie Cavatti. Niedawno zaczął także komponować i śpiewać, przygrywając sobie na pianinie. W ten sposób powstało 12 utworów, które trafiły na album „Goon”. Nie zdziwiłbym się, gdyby to była płyta eksBeatlesa. Jesso ma podobny głos, a czasami również frazuje jak McCartney (początek „Without You”). Na „Can We Still Be Friends” też nie brak mccartneyowskich klimatów, a kiedy Jesso śpiewa tam słowa „Let ‘Em In”, to trudno sobie nie przypomnieć albumu grupy Wings, „At the Speed of Sound”. Od połowy płyty klimat nieco się zmienia. „For You” bardziej kojarzy się z rockiem brytyjskim niż amerykańskim, mimo że Jesso nagrywał większość materiału w USA, pod okiem Cheta J.R. White’a (byłego basisty grupy Girls), Patricka Carneya (The Black Keys) i Ariela Rechtshaida. Płyta przyjemna w odbiorze i chyba dobrze, że Jesso postanowił dla niej zerwać z pracą w firmie przeprowadzkowej.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Blind Guardian - Beyond The Red Mirror

cd042015 21

Nuclear Blast 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Niemieccy mistrzowie power metalu po raz kolejny dostarczyli nam dokładnie to, czego się spodziewaliśmy. Na „Beyond the Red Mirror” wszystkie elementy są po prostu bardzo solidne, choć nie rzucają na kolana. Z jednej strony, nie można wytknąć zbyt wielu wad; z drugiej – brakuje wyjątkowych zalet. Wokale są energiczne i chwytliwe, orkiestra od czasu do czasu urozmaica piosenki, melodyjne partie gitary skutecznie walczą z monotonią, a na zbędne dłużyzny nie pozwala szybka gra perkusji oraz gęste użycie podwójnej stopy. Znajdziemy tu również wszystkie typowe dla konwencji rodzaje piosenek: bliskodziesięciominutowe, monumentalne kompozycje, akustyczne ballady, żwawe gitarowe kawałki – ale zupełnie nic zaskakującego, czego nie dałoby się przewidzieć. Z całego albumu utkwił mi w pamięci jedynie singlowy „Twilight of the Gods” i odrobinę bardziej złożony, choć wcale nie rozwleczony „The Throne”. Blind Guardian pozostaje na znanym, bezpiecznym terytorium, nie próbując przemycać do swojej muzyki nowych rozwiązań czy eksperymentów. Fani gatunku będą usatysfakcjonowani, ponieważ jest to porządny album i można się przy nim dobrze bawić. Nie jest to jednak propozycja dla tych, którzy poszukują powiewu świeżości.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Lo-Fang Blue Film

a11fang

Dystrybucja: Sonic Records

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Płyta przede wszystkim zawraca uwagę przebojem z filmu „Grease”: „You’re the One That I Want”. Wersja jest wolniejsza od oryginału i wzbogacona smyczkami. Na ekranie piosenkę śpiewali Olivia Newton-John i John Travolta. Tu natomiast przed mikrofonem stoi Matthew Jordan Hemerlein – amerykański wykonawca, znany bardziej pod pseudonimem Lo-Fang. Tak też podpisał swój debiutancki album „Blue Film”. Poza wspomnianym coverem znajdziemy na nim repertuar autorski. Matthew wychowywał się na klasyce. Przygodę z muzyką rozpoczął wcześnie, bo w wieku zaledwie pięciu lat. Jego pierwszym instrumentem były skrzypce. Dopiero później sięgnął po gitarę i klawisze. „Blue Film” jednak nie ma nic wspólnego z klasyką. Zawiera jak najbardziej współczesne dźwięki, tyle że zgrabnie ubrane w delikatne smyczki. Głównym instrumentem jest jednak bas. Miejscami schodzi bardzo nisko, a mimo to się nie zamazuje. Brzmi czysto i z impetem. „Blue Film” może się pochwalić nie tylko dobrym podkładem. Atrakcyjnie brzmi także wokal lidera, często przechodzący w falset. Płyta interesująca i wciągająca. A skoro Lo-Fang tak dobrze debiutuje, to są szanse, że na kolejnych albumach zachwyci jeszcze bardziej. 

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Napalm Death - Apex Predator – Easy Meat

a1napalm

RCA Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Napalm Death jest jednym z tych zespołów, które z wiekiem stają się coraz lepsze. Chociaż grindcore zmienił się od czasu ich debiutu, nie mają zamiaru pozostać z tyłu. „Apex Predator – Easy Meat” dostarcza nam nie tylko tego, czego oczekuje przeciętny fan grindcore’u, ale przeciera też nowe szlaki. Interesujące riffy czają się tutaj na każdym kroku, przywodząc na myśl złote lata wczesnego death metalu. Równocześnie wokale oraz perkusja gwarantują dawkę agresji, niezbędną dla zachowania konwencji. Żeby nie polegać jedynie na tym aspekcie, zespół eksperymentuje ze swoim brzmieniem. Dzięki temu na płycie znajdziemy doomowy „Dear Slum Landlord”, bardzo nastrojowe intro w postaci piosenki tytułowej oraz intrygujące „Hierarchies”. Zaletą kompozycji jest ich krótki format. Przez dwie minuty nie sposób zanudzić słuchaczy. Mimo to zespół nie idzie na łatwiznę i stara się wprowadzić zmiany nastroju, jak również nawiązania do innych stylów. Ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne, choć tu i tam coś można było odrobinę bardziej dopracować, rozwinąć pomysł bądź uwydatnić w nagraniu co ciekawsze części. Osoby niezorientowane nie mają tu specjalnie czego szukać. Napalm Death pozostanie grupą dla fanów skrajnych doświadczeń.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Periphery- Juggernaut: Alpha/Omega

a1113422

RCA Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Djent to niezaprzeczalnie największy metalowy fenomen ostatnich kilku lat, a Periphery należy do ścisłej czołówki gatunku. Intrygujący debiut oraz jego równie ekscytujący następca ustawiły poprzeczkę bardzo wysoko. Jak na ich tle prezentuje się „Juggernaut”? Wiele zależy od oczekiwań. Jeśli ma to być zestaw odrobinę ambitniejszych, chwytliwych piosenek o lekkim posmaku progresywnym, można się rozczarować. Tym razem zespół postawił bardziej na eksperymenty niż na przypodobanie się publiczności. Chociaż wpadające w ucho motywy nie są czymś niespotykanym, to nie znajdują się w centrum uwagi. Zespół niejednokrotnie bawi się standardową konstrukcją refren-zwrotka- refren, bardziej ambientowe fragmenty wpleciono gęściej niż dotychczas, a nastroje zmieniają się co chwilę, przez co nie sposób przewidzieć, w którą stronę podąży piosenka. Słowa uznania należą się również muzykom, którzy prezentują imponujące umiejętności. W tym przypadku podział albumu na dwie części ma swoje uzasadnienie. „Alpha” jest bardziej melodyjna i odrobinę spokojniejsza; „Omega”, choć zauważalnie cięższa, zawiera więcej nastrojowych przerywników oraz bardziej złożone kompozycje. „Juggernaut” może być krokiem wstecz, jeśli chodzi o zdobywanie rozgłosu, lecz stanowi wielki krok w stronę muzycznej dojrzałości.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF