HFM

artykulylista3

 

Toto - XIV

cd112015 05

Toto Recording, Inc. 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Formacja Toto kojarzy się głównie z przebojami „Rosanna” i „Africa”, ale po niedawnej wizycie w Polsce zapamiętamy ją z obchodzonej u nas 35. rocznicy działalności i zarejestrowanego z tej okazji występu w łódzkiej Atlas Arenie. Ostatnio muzycy Toto wydali kolejny album studyjny. Warto po „XIV” sięgnąć, bo to kawał świetnie przygotowanej i sprawnie zagranej muzyki. Nie bez powodu światowe gwiazdy chętnie korzystają z pomocy instrumentalistów grupy. Skład jest mocny: Steve Lukather (gitary), David Paich (klawisze), Steve Porcaro (syntezatory) i Joseph Williams (wokal). Znanego z koncertu w Polsce perkusistę Simona Phillipsa zastąpił w studiu Keith Carlock, a basistę Nathana Easta – David Hungate. W chórkach słyszymy Michaela McDonalda. Charakterystyczne brzmienie Toto jest łatwo rozpoznawalne już od pierwszych taktów. Jednak do stylu znanego z najlepszych płyt grupa zbliżyła się najbardziej w „21st Century Blues” i „Chinatown”, zwłaszcza że Lukather nie tylko zagrał tu na gitarach, ale jest pierwszym wokalistą. Ładnie płynie także spokojniejszy kawałek, „The Little Things”, ze Steve’em Porcaro przy mikrofonie. Pozostałe piosenki śpiewa Joseph Williams, a na zakończenie słyszymy wokalne trio Paich-Lukather- -Williams.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Van Morrison - Duets

cd112015 03

RCA Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Van Morrison jest niezmordowany. W ciągu trwającej dobre pół wieku kariery wydał 35 płyt studyjnych. Do najnowszej zaprosił aż 16 gości, z którymi na nowo zarejestrował swoje kompozycje: hity „Irish Heartbeat” (z Markiem Knopflerem), „Real Real Gone” (z Michaelem Buble) i „These Are The Days” (z Natalie Cole) oraz te mniej eksponowane. Materiał prezentuje wysoką klasę, choć tym razem bez wartości dodanej, jeśli nie liczyć drugich głosów. Najlepiej wypadł utwór „Fire in the Belly”, zaśpiewany wspólnie ze Steve’em Winwoodem. Ten ostatni zagrał też na organach. Podejrzewam jednak, że Morrison nie spotkał się z byłym członkiem Traffic w studiu, gdyż występy obu panów nagrywały inne osoby. Tak samo było z Knopflerem, chociaż trzeba podkreślić, że gitara dawnego lidera Dire Straits uatrakcyjniła kompozycję Morrisona. Jeszcze jedna ciekawa realizacja to „Rough God Goes Riding”, zaśpiewana przez bohatera płyty razem z córką, Shaną Morrison. Pozostałe wykonania są raczej schematyczne: na początek zawsze głos Morrisona, a dopiero w drugiej zwrotce – gość. Ładnie, ale mimo wszystko wolę pierwowzory, które – według mnie – na ogół wypadają lepiej.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Robben Ford - Into The Sun

cd112015 01

Mascot Music 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Robben Ford nie pozwala sobie na odpoczynek. Album „Into the Sun” przedstawia go znów u szczytu formy. Wprawdzie mamy do czynienia z bluesmanem, ale w jego kompozycjach i aranżacjach sporo do powiedzenia mają także inne style. Przykładem ciekawe współbrzmienie organów i gitary na początku „Cause of War” czy zgrabne połączenie rytmicznej gitary i harmonijki ustnej w akompaniamencie do „Same Train”. Niby blues, ale odmienny. Pomysłów bohaterowi albumu nie brakuje, a są też słynni goście. W piosence „Justified” słyszymy Keba Mo’ i mistrza gitary hawajskiej, Roberta Randolpha. W „Breath of Me” śpiewa ZZ Ward. Na dodatek w tym utworze słychać fantastyczną „szybującą” gitarę, trochę w stylu Santany. Z kolei w „So Long 4 U” pojawia się gitara Sonny’ego Landretha. Jeśli ktoś słyszał którąś z płyt solowych tego artysty, przyzna, że to wirtuoz, jakich mało. Tym razem nie bawi się w kaskaderskie popisy. Pewnie nie chce konkurować z Fordem, ale nawet oszczędna instrumentalna solówka w jego wykonaniu robi wrażenie. Na zakończenie mamy gitarowy dialog Forda i Tylera Bryanta. Fantastyczna płyta. Proszę się nie sugerować nazwiskiem autora, kojarzonego głównie z bluesem. „Into the Sun” to urozmaicona uczta i materiał nie tylko dla fanów tego gatunku.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Bob Dylan - Shadows in the Night

cd042015 14

Columbia Records 2015
Dystrybucja: Sony Music

Muzyka: k4
Realizacja: k2

„Shadows in the Night” to nie Dylan, jakiego znamy z folkowych klimatów i protest-songów. Inny także niż na pierwszym elektrycznym albumie „Highway 61 Revisited”, gdzie znalazł się utwór „Like A Rolling Stone”. Wreszcie nie ten sam, który otrzymał trzy Grammy za „Time Out of Mind”. W pierwszej chwili trudno go nawet rozpoznać. Zapewne dlatego, że tym razem nie jest autorem i nie gra na żadnym instrumencie, a jedynie śpiewa. Do tego wziął na warsztat piosenki związane z Frankiem Sinatrą. Z ciekawością wysłuchałem tej płyty, bo nigdy nie uważałem Dylana za wyjątkowego wokalistę. Ale to Dylan, więc wolno mu więcej niż innym. I muszę przyznać, że na „Shadows in the Night” wypadł całkiem poprawnie. Owszem, są momenty słabsze (przykładem „Stay With Me”), ale na pocieszenie dostajemy „Why Try To Change Me Now” i kilka innych nieźle zaśpiewanych kawałków. Gdyby nie nazwisko twórcy, album pewnie przeszedłby bez echa. Wprawdzie towarzyszący muzycy zrobili kawał dobrej roboty, ale przecież równie sprawnie grających instrumentalistów nie brakuje na wielu innych płytach. Za to z magicznym Dylanem słucha się tego całkiem przyjemnie. Trochę z ciekawości, trochę żeby poznać, jak artysta brzmi ponad pół wieku od debiutu, i trochę właśnie dlatego, że jest inaczej.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Damien Rice - My Favourite Faded Fantasy

cd042015 16

Atlantic 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Tego irlandzkiego piosenkarza chyba najlepiej pamiętają kinomani. To właśnie jego fantastyczne debiutanckie nagrania znalazły się na ścieżce dźwiękowej filmu „Bliżej” (2004) Mike’a Nicholsa, z Natalie Portman, Clive’em Owenem i Julią Roberts. Właśnie wtedy świat po raz pierwszy usłyszał genialną kompozycję „The Blower’s Daugter”. Od tamtej pory minęło sporo czasu, a Rice nagrał dopiero trzy albumy studyjne, w tym najnowszy – „My Favourite Faded Fantasy”. Niewiele się zmienił od debiutu. Nadal jest poetycki i nastrojowy. Częściej melodyjnie szepce niż śpiewa, ale robi to zgrabnie i z wyczuciem. Przykładem nagranie tytułowe. Wiodącym instrumentem pozostaje tu gitara akustyczna, a w tle słychać delikatne smyczki. Za takie brzmienia fani uwielbiają Rice’a. Niestety, nie rozpieszcza ich ilością nagrań. Tych ostatnich jest zaledwie 8 i trwają 50 minut. Idealny czas, aby zmieścić całość na jednym winylu. Mimo to wersja analogowa składa się z dwóch płyt. Nie bez powodu. Krążki trzeba bowiem odtwarzać z prędkością 45 obrotów na minutę. Rice wiedział, co robi. Rzadszy zapis powoduje, że uzyskujemy lepszy dźwięk, choć oczywiście trzeba częściej wstawać, żeby odwrócić lub zmienić płytę. Repertuar nie chwyta za serce tak bardzo, jak na debiutanckim krążku, ale nadal jest przyjemny w odbiorze

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

The Robert Cray Band - In My Soul

cd042015 15

Mascot Music 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Płyta niemal wzorcowa dla melomanów lubiących delikatny blues i soul z elementami rocka. Jeśli dodać niezły wokal i wprawne solówki gitarowe Roberta Craya – będziemy mieli to, co miłośnicy stylu lubią najbardziej. Mimo że Cray włączył do repertuaru kompozycje innych twórców, jak choćby nieźle zinterpretowany „Nobody’s Fault But Mine” Ottisa Reddinga czy „Your Good Thing Is About To End” Portera i Hayesa, to prym wiodą piosenki jego autorstwa. W „You’re Everything” słychać świetny głos lidera i jego równie dobrą grę na gitarze. Podobać się też może „Fine Yesterday”. Cray zdecydowanie idzie w kierunku delikatnych brzmień wytwórni Motown. Mamy tu kolejną wyważoną, nie za długą, gitarową solówkę. Grupa The Robert Cray Band działa od 40 lat i towarzyszyła takim sławom, jak Tina Turner, B.B. King i Chuck Berry. Później Cray poszedł własną drogą. Słusznie, bo sprawdza się jako lider i starzeje jak dobre wino. Ciekawostką jest okładka CD. Widnieje na niej napis „33 1/3 microgoove”, jak na krążkach analogowych. Mamy też dopisek, że można ją odtwarzać na sprzęcie mono. Szata graficzna jest stylizowana na płytę winylową. To nie pierwszy taki przypadek. Najwyraźniej sprzedawcy kompaktów chcą skorzystać z komercyjnego sukcesu analogu.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF