HFM

artykulylista3

 

Prince - HITnRUN

cd012016 003

NPG Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Dotąd każda nowa płyta Prince’a była szeroko komentowana w mediach. Tym razem nie było aż takiego rozgłosu. Warto jednak sięgnąć po ten album. Artysta przedstawia się w nim słuchaczom od tanecznej strony. Mniej jest pop-rockowych kawałków i nastrojowych ballad. Przeważają rytmiczne nagrania z elementami techno. Kolejną nowością jest to, że nie zawsze słyszymy jego głos. Wprawdzie Prince wszystko skomponował, zaaranżował, zagrał i wyprodukował (z małą pomocą sekcji dętej i zaproszonych gości), ale śpiewanie w kilku utworach pozostawił innym. Swoje piosenkarskie umiejętności prezentują m.in. Judith Hill, Rita Ora i Lianne La Havas. Pod względem atrakcyjności płyta z powodzeniem dorównuje lepszym krążkom artysty. Może nie takim wspaniałym, jak „Purple Rain”, „Emancipation” czy „Sign o’ the Times”, ale posłuchać warto. Bo nawet swoimi nieco słabszymi dokonaniami Prince bije na głowę wielu konkurentów. Fani wykonawcy zapewne z przyjemnością odnajdą na płycie cytaty z „Purple Rain”, dokładnie z utworu „Let’s Go Crazy”. Aż trudno uwierzyć, że od wydania tamtego krążka minęło już 31 lat.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 01/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Born of Osiris - Soul Sphere

cd012016 005

Sumerian Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Wielu fanów Born of Osiris od dawna czekało na nowy album zespołu tylko po to, by stwierdzić, że… „The Discovery” było lepsze. Faktycznie, było, ale to nie powód, by nie słuchać „Soul Sphere”. Najnowsza płyta Born of Osiris raczej nikogo nie zaskoczy. Prezentuje zestaw wad i zalet, do którego zdążyliśmy przywyknąć. Jedyną odczuwalną zmianą jest nieco mocniejsze podkreślenie roli klawiszy, dość często spychających gitary do sekcji rytmicznej, a także śladowa ilość czystych wokali (które wprawdzie nie zachwycają, lecz nie odbierają przyjemności ze słuchania). Motywy przewodnie są tu prowadzone przez klawiszowca, natomiast gitarzyści pokazują, co potrafią dopiero, gdy nadejdzie czas na solówkę, bądź wyjątkowo – przejmując rolę instrumentu głównego. I choć popisów technicznych nie znajdziemy aż tyle co na wcześniejszych płytach, to wciąż nie jest ich mało i jak zwykle zasługują na uznanie. Dzieło takie jak „The Discovery” trudno przebić i ta sztuka zespołowi się nie udała. Zaproponował natomiast porcję przyzwoitego „djentu”, którego mocno klawiszowe brzmienie stanowi miłą odskocznię od standardów gatunku. 

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 01/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Sonny Landreth - Bound By The Blues

cd012016 004

Mascot Music 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

„Było cymbalistów wielu, ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu.” Ten cytat z „Pana Tadeusza” idealnie pasuje do instrumentalnych umiejętności Sonny’ego Landretha. Artysta wprawdzie jest gitarzystą, ale za to mistrzem tego instrumentu. Nie jest przy tym postacią znaną i żaden Mickiewicz, o ile wiem, o nim nie pisał. Szkoda, bo jest wyjątkowo utalentowany. Zasłynął przede wszystkim jako wirtuoz techniki „slide”, w której struny przyciska się do gryfu metalem lub szkłem i uzyskuje w ten sposób modulowany, falujący dźwięk, znany z bluesa i country. Artystów grających w ten sposób jest wielu, ale tylko nieliczni mogą się popisać porównywalną biegłością. Instrumentalne umiejętności gitarzysty doceniają nie tylko krytycy. Również inni muzycy podziwiają Landretha i zapraszają go do swoich projektów płytowych. Zrobili tak m.in. Jimmy Buffett, John Hiatt i Eric Johnson. O talencie Landretha z uznaniem wypowiadał się Eric Clapton. Album „Bound By the Blues” potwierdza umiejętności muzyka. Spodoba się miłośnikom wokalnego bluesa z elektryczną gitarą slide’ową na pierwszym planie. Znajdziemy tu zarówno utwory autorskie, jak i starsze kompozycje bluesowych mistrzów, w tym dwa utwory Roberta Johnsona. „Bound By the Blues” to gitara w najlepszym wydaniu.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 01/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Def Leppard - Def Leppard

cd122015 003

earMusic Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Niewielu udaje się zestarzeć z godnością, a w świecie glam metalu jest to zjawisko niespotykane. Def Leppard nie są wyjątkiem, a ich najnowszy album to najlepszy dowód, że czasem lepiej się ograniczyć do koncertowania. „Def Leppard” to zbitka starych patentów, radiowych banałów oraz pomysłów ściągniętych z twórczości innych grup. Niestety, panowie postanowili powtórzyć schematy, które działały za czasów ich świetności, nie wprowadzając wiele nowego. Piosenki oparto w większości na przesłodzonych motywach wokalnych, przetykanych riffami gitarowymi, które sprawiają wrażenie, że gdzieś już je słyszeliśmy. Sekcja rytmiczna nie jest lepsza. Uderzenia perkusji usypiają, a gitara basowa jedynie wypełnia niskie pasma, nie wnosząc wiele do całości. „We Belong” to najmniej interesująca ballada rockowa ostatnich lat. „Sea of Love” to tak naprawdę „Sweet Home Alabama” z przesłodzonym refrenem, a elektronika na „Energized”, zamiast urozmaicać, nuży, zapętlając prosty rytm. Poza małymi wyjątkami, dominuje szablonowy hard rock starej daty, w którym nie ma nic odkrywczego i który nie może się równać z hitami dawnych lat. Nowe dzieło Def Leppard to pozbawiony polotu skok na kasę. Chociaż na żywo panowie mogą jeszcze wypaść przyzwoicie, to ich wysiłki kompozytorskie zwyczajnie załamują.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Shining - International Blackjazz Society

cd122015 001

Spinefarm Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

„One One One” dla wielu odbiorców okazało się rozczarowaniem. Norwegowie z Shining po kompletnie szalonym „Blackjazz” okiełznali i nieco uporządkowali swoje brzmienie. Czy była to zmiana na lepsze, każdy musi ocenić sam, jednak tych, którym nie przypadła do gustu, zasmuci fakt, iż najnowsze dzieło zespołu to kolejny krok w tę stronę. „International Blackjazz Society” to już nie awangarda gatunku, ale też nie można powiedzieć, że Shining przestali się wyróżniać. Ich brzmienie pozostaje świeże i interesujące, jednak z szalonego przeszło metamorfozę w jedynie lekko niepokojące. Dynamiczne kompozycje, łączące jazz, metal i elektronikę, wciąż wybijają się ponad przeciętność, lecz znacznie łatwiej je przyswoić, nawet jeśli momentami da się poczuć pamiętny klimat „Blackjazzu”. Niestety, w przeciwieństwie do poprzednika, „International Blackjazz Society” nie rekompensuje braku chaosu chwytliwymi motywami. Kawałki na płycie nie zapadają w pamięć i nawet pomimo unikalnego stylu zespołu niespecjalnie chce się do nich wracać. Nowe wydawnictwo Shining to porządny, niecodzienny metal, po który mimo wszystko warto sięgnąć. Miejmy jednak nadzieję, że następnym razem twórcy dadzą się ponieść się szaleństwu. n

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Gorod - A Maze of Recycled Creeds

cd122015 001

Listenable Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Tytani technicznego death metalu, po niesamowitym „A Perfect Absolution”, wracają w wielkim stylu! Album „A Maze of Recycled Creeds” nie jest wprawdzie tak powalający jak jego poprzednik, ale i tak zespół może być z niego dumny. Grupa Gorod błyszczy nie tylko mistrzostwem technicznym, ale także kreatywnością kompozycji. Poza tym, że na każdym kroku natykamy się na zapierające dech w piersiach popisy muzyków, to jeszcze prawdziwy entuzjazm budzą niecodzienne pomysły i nagłe zwroty akcji. Członkowie zespołu skaczą między stylami, brzmieniami i nastrojami, dzięki czemu utwory zaskakują słuchacza i wyróżniają się na tle wszystkich innych twórców technical death metalowych. Znajdziemy tu funkowe riffy, klawiszowy podkład, solówki na basie, melodyjne popisy gitarzystów, potężne uderzenia perkusji, nagłe przeskoki stylistyczne i tyle efektów gitarowych, ile można sobie wymarzyć. Wszystko połączono ze smakiem i rozmysłem, dzięki czemu uniknięto wrażenia bałaganu. Słuchając tego wydawnictwa, nie sposób się nudzić. Gorod prezentuje imponujący poziom, a „A Maze of Recycled Creeds” to bez wątpienia jedna z najlepszych płyt gatunku. Jest to świetny przykład, że tech-death to coś więcej niż pozbawione głębszej treści popisy instrumentalne.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF