The French-Polish Album
- Kategoria: Klasyka
Joanna Wronko (skrzypce)
Frank van de Laar (fortepian)
M.A.T. Music 2009
Swoją dotychczasową drogą życiową Joanna Wronko udowadnia, że dla artystów nie istnieją granice państw, kultur, tradycji ani języków. Naukę gry na skrzypcach zaczynała w Łodzi, studiowała w Niemczech, koncertowała w całej Europie, wygrywała stypendia fundacji w różnych krajach Zachodu, zaś omawianą tu płytę nagrała wspólnie z holenderskim pianistą w kościele pod Rotterdamem. A w programie – utwory polskie i francuskie.
Poza umacnianiem aliansu między narodami, trudno jednak odgadnąć klucz, wedle którego dokonano selekcji dzieł. Cóż bowiem ma wspólnego Lutosławski z Chaussonem, a Szymanowski z Massenetem? Co prawda Debussy’ego z Chaussonem łatwiej już połączyć nicią muzycznych skojarzeń, ale Lutosławskiego z Debussym – niekoniecznie. Na szczęście, w tym przypadku eklektyzm nie jest powodem do anatemy. Potraktujmy ten album raczej jako wizytówkę upodobań i warsztatu wiolinistycznego Joanny Wronko.
Młoda skrzypaczka przekonuje słuchaczy, że jest instrumentalistką bardzo sprawną technicznie, a zarazem subtelną, wrażliwą na barwę i niuanse artykulacyjne. Potrafi drapieżnie zaatakować dźwięk (jak w „Subito” świetnym, mniej znanym późnym utworze Lutosławskiego), ale i słodko go zaokrąglić (jak w „Medytacji” Masseneta). Konsekwentnie trzyma się „ekspresjonistycznej” wersji interpretacyjnej sonaty d-moll Szymanowskiego, chociaż pianista jej towarzyszący lansuje wersję „impresjonistyczną”. Skądinąd chciałoby się posłuchać Franka van de Laara solo.
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 04/2010
Andrea Kauten (fortepian)
Sony Classical 2009
Dystrybucja: Sony Music Poland
„Szczerze życzę każdemu, aby potrafił znaleźć w swoim życiu coś, co dałoby mu podobną pasję i intensywność przeżyć, jakie stają się moim udziałem, gdy dotykam klawiatury” – wyznaje szwajcarska pianistka Andrea Kauten. Postawa godna podziwu, jako że wybrane na płytę kompozycje Schumanna należą do często wykonywanych i rejestrowanych, zatem każde kolejne nagranie od razu wywołuje pytania, czy warto go było dokonać.
W tym przypadku – warto. Ale najpierw oddajmy hołd człowiekowi, bez którego tak świetny efekt artystyczny byłby niemożliwy. To Urs Bachmann, tzw. „piano technician” w studiu w Zurychu. Przygotował on fortepian o idealnie wyważonej klawiaturze, o soczystym, nośnym i wyrównanym brzmieniu we wszystkich oktawach, o nienagannie działającym mechanizmie pedalizacji. Nic nie dudni w akustycznej studni. Na takim instrumencie można odsłonić całą pięknie skomplikowaną strukturę muzyki Schumanna. Interpretacja Andrei Kauten idzie właśnie w tym kierunku. Klarownie podążając szlakiem tematów i fraz, pokazuje precyzję uporządkowania materiału dźwiękowego. Unika egzaltacji sentymentalizmu. Tempo i dynamikę podporządkowuje wyrazistej konstrukcji utworu. Imponuje siłą uderzenia (choćby w IV części sonaty f-moll), a zarazem wrażliwością na niuanse artykulacji. W jej wykonaniu „Etiudy symfoniczne” rzeczywiście brzmią jak dzieła orkiestrowe (nasza ulubiona na tym kompakcie „Wariacja nr 11”). Reinkarnacja Klary S.?
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 04/2010
Stanisław Moniuszko - Flis
- Kategoria: Klasyka
Bogusław Bidziński, Iwona Socha, Leszek Skrla, Janusz Lewandowski, Michał Partyka
Chór i Orkiestra Opery na Zamku/Warcisław Kunc
Opery polskie, dawne jak i współczesne, rzadko są wystawiane, a jeszcze rzadziej nagrywane. Tym życzliwiej trzeba witać każdą taką rejestrację. Szczecińska Opera na Zamku dorzuciła cegiełkę do dyskografii Stanisława Moniuszki. Po „Parii” przyszła kolej na „Flisa”, jednoaktówkę, która w dorobku kompozytora zajmuje ważne miejsce. Była to pierwsza opera napisana i wystawiona po warszawskim triumfie „Halki”, w roku 1858. Nad partyturą pracował Moniuszko tylko kilka dni, ale dysponując profesjonalnie skrojonym librettem pióra Stanisława Bogusławskiego (syna Wojciecha) stworzył wdzięczne dziełko komediowe.
Prostych, bezpretensjonalnych melodii w mazurowym rytmie słucha się dziś z przyjemnością. Tym większą, że orkiestra gra z werwą i z precyzją, a dyrygent dba o wartkość i płynność muzycznej narracji. W tak krótkiej formie operowej najważniejsi są jednak śpiewacy. Wszystkich cechuje bardzo dobra dykcja i niezła intonacja, natomiast różnice między solistami dotyczą wyrazistości interpretacji.
Najciekawiej zaprezentował się baryton Michał Partyka w partii Jakuba. Śpiewa z wielką swobodą, humorem i temperamentem, umiejętnie podporządkowując barwę głosu ekspresji aktorskiej. Niezawodny aktorsko okazuje się również Leszek Skrla jako surowy Antoni. Iwona Socha (Zosia), obdarzona jasnym, ciepłym sopranem, nie ujawniła chyba pełni swoich możliwości wokalnych.
Warto powiększyć płytotekę operową o tę pozycję.
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 05/2010
Deutsche Grammophon 2010
Dystrybucja: Universal
Daniel Barenboim akompaniował śpiewającym kolegom od zawsze. Od dziecka świetnie czytał a vista nuty, ale jako pianista towarzyszący występował rzadko, mając za partnerów tak znakomitych wokalistów, jak Dietrich Fischer-Dieskau czy Thomas Quasthoff. Wspólny recital z Barenboimem, na festiwalu w Salzburgu, to wydarzenie, to zaszczyt dla śpiewaka i nadzieja melomanów na niecodzienny rezultat artystyczny.
Z niepokojem czekaliśmy na tę płytę. Operowa gwiazda Anna Nietriebko po urodzeniu dziecka miała problemy z odzyskaniem kondycji wokalnej, z precyzją intonacyjną i oddechem. A przecież forma recitalu pieśniarskiego stawia przed publicznością artystę bezbronnego, pozbawionego zbroi kostiumu i całego teatralnego anturażu, za którym można by się schronić. Co prawda Nietriebko wybrała pieśni rosyjskie, Rimskiego-Korsakowa i Czajkowskiego, które doskonale zna i wykonuje od dawna, ale ryzyko istniało.
Początek zarejestrowanego koncertu po części potwierdził obawy. Głos Nietriebko, jeszcze zimny i sztywny, był opornym narzędziem interpretacji. Ale po kilku pieśniach krtań się rozgrzała, barwa nabrała szlachetności, słodyczy i blasku, frazowanie stało się elastyczne, a cieniowanie dynamiki – subtelne. Interpretacje są emocjonalne, efektowne i wdzięczne, a nasza ulubiona pieśń z tej płyty to „Ja li w polie da nie trawuszka była” Czajkowskiego. A Barenboim? Dyskretnie usunął się w cień i zrobił wszystko, aby diva odniosła sukces.
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 05/2010
Wojciech Zych - Utwory na orkiestrę
- Kategoria: Klasyka
Michał Górczyński (klarnet basowy)
Orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku/Przemysław Fiugajski
Dux 2009
Obchody Roku Chopinowskiego, oprócz rozmaitych imprez i inicjatyw jednorazowych, przyniosły perspektywiczny i jakże pożyteczny projekt – czteroletni program „Młodzi kompozytorzy w hołdzie Fryderykowi Chopinowi”.
Trzynastu wybranych twórców objęto stypendiami i konsultacjami, zaś Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego pomaga w organizacji koncertów autorskich, publikacji partytur, wydaniu płyty zbiorowej i albumów indywidualnych. Kompakt z utworami na orkiestrę Wojciecha Zycha (ur. 1976) ukazuje się właśnie w ramach tego długofalowego programu.
Z twórczością Zycha zetknęliśmy się w roku 2006 za sprawą tajemniczej kompozycji kameralnej „Przyjaciele Kaspara Hausera”. Z ciekawością czekaliśmy na płytę monograficzną, zawierającą: I symfonię, koncert na klarnet basowy i poemat-traktat (?) „Poruszenia woli”.
Zych zasadniczo nie buduje swoich kompozycji ani z modułów, ani z wielkopowierzchniowych plam sonorystycznych czy długich odcinków. Posługuje się maksymalnie skoncentrowanymi „dozami” muzyki, przenosząc słuchacza od kropki do kropki, przy czym każda kropka jest inna. Jedne wyróżniają się kolorystyką zestawionych instrumentów, inne – artykulacją bądź głośnością. Różne są odległości czasowe między poszczególnymi kropkami. W koncercie klarnetowym, w ramach „kropek” solista dialoguje z wybranymi instrumentami.
To muzyka fascynująca pod każdym względem – klimatycznym i konstrukcyjnym.
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 05/2010
Philharmonia Orchestra
Herbert von Karajan
EMI Classics 2010
Dystrybucja: EMI
Są takie nagrania, które wchodzą do kanonu światowej fonografii i stają się wzorcową interpretacją na całe pokolenia. Tragiczna śmierć Dennisa Braina sprawiła, że nie pozostawił po sobie zbyt wielu płyt, ale na szczęście koncerty Mozarta nagrać zdążył.
Choć od pierwszego wydania minęło niemal 60 lat, nic dziwnego, że co jakiś czas EMI wznawia je w kolejnych seriach z archiwaliami. Brain dysponował nie tylko fenomenalną techniką, której akurat tutaj nie było potrzeby prezentować. Posiadał też fantastyczną zdolność plastycznego kształtowania dźwięku, budowania płynnej, miękkiej i lekkiej frazy oraz opowiadania muzyki i poprzez muzykę niczym najlepszy konferansjer.
Jego Mozart jest żwawy, wesoły, figlarny, ale też liryczny i zadumany. W waltorniowym dźwięku, mimo niedoskonałości nagrania, nadal drzemie czyste piękno, nierozerwalnie związane z dziełami kompozytora. O dziwo, Karajan tym razem nie przeprowadził zamachu na lekkość tej wspaniałej muzyki i pozwolił jej płynąć szemrzącym strumieniem.
Jako dodatek do koncertów otrzymujemy kwintet Es-dur, w którym Brain jeszcze raz pokazuje swój talent. Towarzyszy mu świetny pianista Colin Horsley. Reszta dęciaków, w tym brat Dennisa – Leonard, to już nie ten poziom, ale starają się jak umieją.
Płyta sprawi radość każdemu miłośnikowi waltorniowego brzmienia i każdemu mozartofilowi. Fanatyczni audiofile może pozostaną nieukontentowani mocno archiwalną jakością dźwięku, ale to ich problem.
Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 05/2010