HFM

artykulylista3

 

Noskowski - Piano Works 1

115-117 10 2009 Noskowski

Valentina Seferinova (piano)
Acte Préalable 2008

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Zygmunt Noskowski (1846-1909) nie zrobił spektakularnej kariery; ani solo (jako skrzypek lub pianista), ani kompozytorskiej. Niemal całe życie poświęcił pedagogice, prowadzeniu chórów i orkiestr (był pionierem opracowania notacji nutowej dla niewidomych), popularyzacji muzyki, a przede wszystkim organizacji polskiego życia muzycznego, co uważał za misję patriotyczną. Nic więc dziwnego, że do form najchętniej uprawianych przez zapracowanego kompozytora należały miniatury fortepianowe – stylizowane tańce i utwory charakterystyczne.
Pisał je zarówno z myślą o wykonywaniu na spotkaniach salonowych, jak i o użytku dydaktycznym. Na pierwszej płycie Acte Préalable z kompozycjami fortepianowymi Noskowskiego znalazły się miniatury z pięciu opusów, w sumie 19 utworów trwających od dwóch do siedmiu minut. Noszą one niemal wyłącznie smętne tytuły, jak choćby „Jesienią”, „Łzy” czy „Preludium melancholijne”. Przeważają zatem tonacje minorowe i tempa umiarkowane. Bułgarska instrumentalistka, mieszkająca w Anglii Valentina Seferinova, jest wnikliwą, wrażliwą interpretatorką nastrojów opisanych nutami. Cechują ją staranność artykulacyjna i dbałość o śpiewność frazy. W nielicznych utworach o skocznym charakterze (np. „Mazourka ardente”) gra z werwą i świetnym wyczuciem rytmu. Wydobywa z miniatur malowniczy urok, elegancję i wdzięk. Najsugestywniej zapisuje się w pamięci 20-minutowy cykl pięciu „Opowieści” („Contes” op. 37). Noskowski powinien częściej gościć w programach recitali pianistycznych.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Mieczysław Karłowicz - Poematy symfoniczne

115-117 10 2009 MieczyslawKarlowicz

Orkiestra Filharmonii Śląskiej/Jerzy Salwarowski
Dux 2008

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Kiedy Mieczysław Karłowicz w 1909 zginął pod tatrzańską lawiną, miał w dorobku pięć poematów symfonicznych i szósty na warsztacie („Epizod na maskaradzie”; partyturę dokończył dyrygent Grzegorz Fitelberg). Dlaczego upodobał sobie ten właśnie gatunek? Zapewne odpowiadała mu idea programowości, wynikająca z ducha korespondencji sztuk. Opatrzenie utworu komentarzem literackim poszerzało skalę ekspresji i pobudzało wyobraźnię słuchaczy.
Karłowicz lubował się w wątkach melancholijnych: oto umierający starzec wspomina niespełnioną młodzieńczą miłość („Powracające fale”); oto liryczne „ja” kompozytora rysuje muzyczny konterfekt tęsknoty, miłości, śmierci i wszechbytu („Odwieczne pieśni”) lub użala się nad ciężkim życiem ludu litewskiego („Rapsodia litewska”). Oto samobójca przymierza się do strzału („Smutna opowieść”); oto pod maskami uczestników balu kostiumowego kryją się prawdziwe namiętności („Epizod na maskaradzie”), a brat opłakuje grzeszną miłość do swojej zmarłej siostry („Stanisław i Anna Oświecimowie”).
Interpretacja Jerzego Salwarowskiego dąży do zachowania równowagi pomiędzy płynną narracyjnością a ponurą obrazowością. Dość ostrożnie stosowane są kontrasty tempa i dynamiki. Śląscy filharmonicy plastycznie oddają nastrój smutku i żalu dominujący w muzyce Karłowicza. Wszystkie sekcje grają precyzyjnie; wyraźnie słychać piękne solówki, a tutti brzmi potężnie i szlachetnie.
Omawiane tu nagrania pochodzą z lat 1981 i 1983. Z okazji stulecia śmierci Karłowicza doczekały się reedycji – z pożytkiem dla melomanów.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Sarah Brightman - A Winter Symphony

115-117 10 2009 SarahBrightman

Manhattan Records
Dystrybucja: EMI Music Polska

Interpretacja: k1
Realizacja: k4

Płyta zatytułowana „Symfonia zimowa” aż się prosiła, żeby przetestować jej chłodzący potencjał w pełni letnich upałów. Niniejszym to uczyniłam i... powiało nie tylko chłodem, lecz arktycznym mrozem.
Powodem jest poziom tej produkcji. I nie chodzi o poziom techniczny, bo tu wszystko jest bez zarzutu – wyraźne, przestrzenne brzmienie skomplikowanego aparatu wykonawczego, chórów, głosów i instrumentów solo. Poraża natomiast infantylizm projektu, a zwłaszcza jego główna bohaterka – Sarah Brightman.
Album zawiera dwanaście utworów z rozmaitych parafii, poprzerabianych na piosenki. Znajdziemy tu słynny „Arrival” Abby (koszmarnie wypaczony), kolędę „Cicha noc” (figurującą w trackliście jako melodia tradycyjna!), „Amazing Grace” (tekst hymnu pastora Newmana również uznano za anonimowy!), chorał Bacha (uznany za melodię tradycyjną), „Ave Maria” Bacha/Gounoda i piękny przebój Cata Stevensa „Morning Has Broken”, przechrzczony na „Child in a Manger”, a przedtem uznany za utwór „tradycyjny”. Motywem sklejającym tę wiązankę popowej papki są bożonarodzeniowe aranżacje – dużo dzwoneczków, łagodne frazy smyczków, chórki dziecięce i spory pogłos.
Sarah Brightman udowodniła licznymi nagraniami, że ma potężny głos o dużej skali wolumenu i ekspresji. Niech się wstydzi tej płyty. Przez ponad czterdzieści minut udaje aniołka: piszczy jak myszka, jak siedmioletnia dziewczynka, jak niedorozwinięta wokalnie Charlotte Church. Zalew słodyczy i fałszywej niewinności obezwładnia. Jedyny plus – w przeciwieństwie do śpiewających lolitek, Brightman ma dobrą intonację.
Precz z moich uszu!

Autor: Hanna Milewska
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Penderecki - Wszystkie dzieła chóralne

115-117 10 2009 Penderecki

Polski Chór Kameralny/Jan Łukaszewski
Dux 2009

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Krzysztof Penderecki ma w swoim dorobku zaledwie kilka pieśni solowych, co nie znaczy, że unika kompozycji wokalnych. Jest przecież autorem oper, a także i dużych form muzyki sakralnej, w których, oprócz solistów, fundamentalną rolę odgrywa chór.
Zebranie na jednej płycie wszystkich dzieł (fragmentów większych kompozycji, jak i utworów samodzielnych) Pendereckiego z lat 1958-2009 na chór a cappella okazało się wyśmienitym posunięciem. Ten dział jego twórczości imponuje i bogactwem pomysłów, i znajomością tradycji. Wśród szesnastu ścieżek znalazły się trzy premiery fonograficzne.
Utworów nie ułożono w banalnej kolejności chronologicznej, lecz według przemyślnego scenariusza – na zasadzie kontrastów, asocjacji i napięć. Wszak rozwój języka kompozytora nie przebiegał linearnie. Program kompaktu zapoczyna „Sicus locutus Est” z „Magnificat” (1973/74) na chór mieszany – kompozycja o tajemniczej, kosmicznej sonorystyce. Serce albumu to „Benedicamus Domino” (1992) na chór męski, budzący skojarzenia z surowym, „pärtowskim” brzmieniem. Zaraz potem słyszymy opętańcze „Miserere” z „Pasji Łukaszowej” (1965). W finale zestawiono żartobliwą pastorałkę „Kaczka pstra” (2008) i „Arię” – wokalizę z „Trzech utworów w dawnym stylu” (1963).
Dzieła chóralne Pendereckiego piętrzą przed wykonawcami trudności: konieczność wykorzystania skrajnych rejestrów, użycie szeptu, śpiew bocca chiusa, rozpiętość dynamiki i komplikacje rytmiczne. Gdański chór śpiewa rewelacyjnie.
Polecamy bez wahania.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Haendel - Faramondo

115-117 10 2009 Faramondo

Cencic, Jaroussky, Karthäuser, de Liso I Barocchisti/Diego Fasolis
Virgin Classics 2009
Dystrybucja: EMI Music Poland

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Wystawiona w 1738 roku w Londynie opera Haendla „Faramondo” odniosła sukces, który został przyćmiony rozgłosem następnego dzieła kompozytora – „Kserksesa”. „Faramonda” oparł Haendel na kilkakrotnie już wcześniej wykorzystanym włoskim libretcie Apostolo Zeno – zawiłej opowieści o miłości i zemście w dworsko-militarnych realiach średniowiecza. Przez wzgląd na anglojęzycznych widzów usunął połowę recytatywów. Zaangażował wypróbowanych solistów, a do roli tytułowej sprowadził włoskiego kastrata Cafarellego, rywala Farinellego. Ach, jakże efektowny to musiał być spektakl... Taki wniosek należy wysnuć na podstawie najnowszego nagrania opery Haendla, dokonanego przez radio szwajcarskie w Lugano.
Międzynarodową ekipą wykonawców (w tym żywiołowo i precyzyjnie zarazem grającymi I Barocchisti) dyryguje Szwajcar, Diego Fasolis, przyjazny śpiewakom i doskonale rozumiejący efektowną, nasyconą emocjami muzykę Haendla. Udało mu się zgromadzić obsadę na najwyższym poziomie. Aż czterech kontratenorów – bezbłędnie dobranych pod kątem barwy i wolumenu głosu: aksamitny i subtelny Philippe Jaroussky, ciemny i mocny Xavier Sabata, mięsisty Terry Wey i wreszcie odtwórca partii tytułowej – Max Emanuel Cencic – obdarzony głosem dość jasnym, giętkim, o niesłychanie pewnej i dźwięcznej górze skali; perfekcyjnie gospodarujący oddechem i operujący wokalnymi środkami ekspresji aktorskiej. Zachwycająco śpiewa Marina de Liso, mezzosopran w typie Cecilii Bartoli. Rewelacyjny album.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Mahler - Symphony No. 3

115-117 10 2009 Mahler

Sinfonia Varsovia/Jerzy Semkow
Elena Zaremba (alt)
Dux 2008

Interpretacja: k4
Realizacja: k5

Trzecia symfonia d-moll (1893-96) należy do tych dzieł Mahlera, w których najpełniej wyraził on swój zamiar wzniesienia muzycznej konstrukcji na obraz i podobieństwo świata. Potężny aparat orkiestrowy współpracuje z ludzkimi głosami (żeński alt solo, chór żeński i chłopięcy), a muzyka – z literaturą. Śpiew rozbrzmiewa w tych częściach symfonii, które opowiadają o człowieku i aniołach. Tekst słowny zaczerpnął kompozytor z dwóch źródeł: traktatu-opowieści „Tako rzecze Zaratustra” Nietzschego i zbioru poezji ludowej „Des Knaben Wunderhorn”.
Mahler maluje dźwiękowy obraz harmonii boskiego dzieła – ziemi, roślin, zwierząt, człowieka i niebios. Oddaje Stwórcy cześć i chwałę w formie majestatycznej, w tonie zachwytu. Ten ton stał się dla Jerzego Semkowa kluczem do interpretacji utworu. Akcja rozwija się tu powoli, aby nie uronić nic ze szczegółów faktury, kolorystyki czy dynamiki. Ściany crescenda są wznoszone systematycznie i pieczołowicie, aż do monumentalnych finałów poszczególnych części. Wszelkie kontrasty tempa i artykulacji realizowane są z precyzją, to samo dotyczy drobnych wartości rytmicznych w smyczkach. Sekcja blachy i drewna, tak przecież zawsze ważna u Mahlera, gra niemal jak natchniona – czysto i wniebonośnie. Pięknie i klarownie brzmią chóry.
I tylko jeden element odstaje od całości – Elena Zaremba. Wielki wolumen, bogata, ciemna barwa, ale, niestety, słychać też dawną rosyjską szkołę śpiewu – siłową emisję, niekontrolowane wibrato. To słabszy punkt tego znakomitego nagrania.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF