HFM

artykulylista3

 

Vassilis Tsabropoulos - The Promise

118 10 2009 VassilisTsabropoulos

ECM 2009
Dystrybucja: Universal

Interpretacja: k3
Realizacja: k5

Vassilis Tsabropoulos zasłynął jako jeden z najlepszych greckich interpretatorów XIXi XX-wiecznej literatury pianistycznej. Podobnie jak spore grono klasycznie wykształconych pianistów zainteresował się jednak rozszerzeniem swojej palety środków wyrazu o improwizację.
Od razu warto zaznaczyć, że jazz w wykonaniu konserwatoryjnie wytrenowanych Europejczyków to zupełnie inna para kaloszy niż to, co się pod tym pojęciem rozumie w USA. O ile jednak pierwsze nagrania Tsabropoulosa dla ECM-u nosiły jeszcze znamiona jazzowej interakcji i tradycyjnie rozumianej improwizacyjności, to na „The Promise” ze świecą ich szukać.
Najnowszy album Greka to właściwie zbiór etiud na fortepian solo. Jego język muzyczny wywodzi się z europejskiej tradycji romantycznej, poszerzonej o impresjonistyczne skale całotonowe. Jak to często w przypadku płyt monachijskiej wytwórni bywa, muzyką rządzi przestrzeń. Rozumiana nie tylko jako miejsce nagrania i jego pogłos, ale także odległość pomiędzy dźwiękami, w której mogą one swobodnie wybrzmiewać.
Na płycie dominują krótkie, jakby niedokończone frazy, sprawiające wrażenie niedopowiedzenia, szkicu, ulotności. I takie było zamierzenie autora, choć w dużej dawce, niestety, muzyka Tsabropoulosa staje się przewidywalna, by nie powiedzieć: nużąca. Są tu jednak momenty, które potrafią zachwycić swoją szlachetną prostotą.

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Etno Funky Show - Ekle

118 10 2009 EtnoFunkyShow

Luna Music 2009

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Czego tu nie ma! Jest tytułowe etno – bałkańskie, afrykańskie, cygańskie i kto wie, jakie jeszcze. Jest funky, soul, hip-hop; jest i jazz (fantastyczna wersja wokalna „Take Five” Paula Desmonda). Jest nawet fragment poezji wieszcza („Grób Agamemnona” Słowackiego). Chętny znajdzie tu również co niemiara innych gatunków, rodzajów i tropów. Lepiej jednak tego nie robić, tylko oddać się czystej, nieskrępowanej zabawie.
Taka bowiem uroda inspiratora projektu – Sambora Dudzińskiego. Ten aktor, performer, perkusjonista, a przede wszystkim – wokalista nie znosi żadnych granic, szufladek ani klasyfikacji. Każdy, kto miał przyjemność uczestniczyć w jego „one man show”, wie, że rozmaite dziedziny sztuki potrafi bezkonfliktowo łączyć w całość przepełnioną swoistym poczuciem humoru.
Tak też się dzieje w przypadku tej płyty. Nie ma przy tym znaczenia, że oprócz Dudzińskiego gra tu cała plejada świetnych polskich muzyków. Nieposkromiona i pełna energii aura Sambora działa na wszystkich.
Mało mam na półce nagrań, które zawsze i w każdych okolicznościach są w stanie poprawić mi nastrój. Jakoś tak więcej zebrało mi się muzyki dosmucającej, a nawet mrocznej. Nowy album Sambora Dudzińskiego z pewnością pomoże mi wypełnić tę lukę.
Od czasu, gdy wpadł mi w ręce, opuszcza szufladkę mojego odtwarzacza tylko na chwilę, by wkrótce powrócić i zawsze swoje zadanie spełnia bezbłędnie!

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Band - Complexity in Simplicity

118 10 2009 PawelKaczmarczykAudiofeelingBand

ACT 2009
Dystrybucja: Gigi

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Po doskonale przyjętym „Audiofeelingu” (ARMS Records 2007) Paweł Kaczmarczyk znów zaskoczył fanów. Jego najnowsza płyta – „Complexity in Simplicity” została wydana pod szyldem prestiżowej ACT Music. W wytwórni tej nagrywali m.in. Esbjorn Svensson Trio oraz Lars Danielsson z Leszkiem Możdżerem. Kaczmarczyk jest jednak pierwszym polskim muzykiem, który wydał tam swój album jako lider.
Repertuar obejmuje 11 utworów, wszechstronnie prezentujących Kaczmarczyka w roli kompozytora, aranżera, pianisty i szefa zespołu. Muzyka jest zróżnicowana pod względem stylistycznym (nowoczesny jazz akustyczny z elementami europejskimi), wyrazowym i brzmieniowym. Kaczmarczyk wykorzystuje różne składy: trio fortepianowe, kwartet z saksofonem lub klarnetem basowym, kwintet, septet oraz dwie sekcje rytmiczne.
Owa różnorodność pozostaje jednak doskonale zorganizowana, zaś płyta ma wyrazisty charakter i logiczną strukturę z introdukcją, rozwinięciem, mocnym finałem i kodą, pozostawiającą słuchacza w stanie pewnego zawieszenia. Ta konstrukcja sprawia, że album stanowi spójną całość i najlepiej wysłuchać go przy jednym podejściu.
„Complexity in Simplicity” to ważny moment w rozwoju młodego artysty, postrzegającego sztukę dźwięku w sposób kompleksowy, syntetyczny i bardzo świadomy. Gorąco polecam!

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Dennis Gonzalez & Faruq Z. Bey - Hymn For Tomasz Stańko

140-141 11 2009 DennisGonzales

2008 Qubico Records
Dystrybucja: www.qubicorecords.com

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Przyszedł czas, że pisze się hymny dla żyjącego muzyka. Całe szczęście, że nie poszło w stronę budowania pomników, bo takie gloryfikowanie za życia może adresata onieśmielić, a publiczność zdezorientować. Tak czy owak, Denis Gonzalez – trębacz, którego wcale niedawno gościliśmy w Polsce, zdecydował się uhonorować Tomasz Stańkę. Towarzyszą mu muzycy znani jeszcze mniej niż on sam, choć pamiętajmy, że na łamach „Hi-Fi i Muzyki” recenzje ich płyt pojawiały się już wcześniej.
Mamy więc mariaż instrumentalistów z Denver i Dallas, a więc z jazzowej prowincji. Pewnie także dlatego ich muzyka brzmi niespotykanie. Niby zaczepiona w wielkich coltrane’owskich czy dalekowschodnich tradycjach i wybornie zaimprowizowana, ale jednak słychać, że powstała z dala od jazzowych stolic. I co tu kryć, podróż z Gonzalezem i Northwood Improvisers, choć odbywa się drogami drugiej kolejności odśnieżania, jest fascynująca do tego stopnia, że niechętnie się wraca na nowojorskie autostrady.
Najgorsze jednak, że płyty Northwood Improvisers, a w szczególności te wydawane przez włoską Qubico Records, niełatwo kupić. Podstawową formą ich rynkowego istnienia jest winyl, będący kunsztownie wytłoczonym „picture dyskiem” w boleśnie limitowanej edycji 500 egzemplarzy. Sam wszedłem w posiadanie kompaktu, zrobionego „na odczep się”, ale za to na złotym „cedeerze” i cieszę się jak dziecko. Mam jeden z 300.

Autor: Maciej Karłowski
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Michael Wollny - Piano Works VII Hexentanz

140-141 11 2009 MichaelWolny

ACT 2009
Dystrybucja: GiGi

Interpretacja: k4
Realizacja: k5

Niemiecka wytwórnia ACT Music ma kilka obliczy. Ich wspólną cechą jest znakomita jakość nagrania. Sposób, w jaki Siegfried Loch nagrywa i produkuje płyty, bardzo mi przypadł do gustu. Dźwięk jest klarowny, plany i rozmieszczenie źródeł pozornych – wzorowe, a jednocześnie nie ma tu chłodu i przesadnego pogłosu, które pojawiają się w realizacjach konkurencyjnego ECM-u.
Od pewnego czasu Loch wydaje serię nagrań na fortepian solo, których autorami są uznani i dobrze zadomowieni na światowych scenach muzycy, a także ci dopiero zdobywający uznanie.
Do tych drugich należy zaliczyć młodego niemieckiego pianistę Michaela Wollny’ego. Trzeba jednak powiedzieć, że nie jest to postać anonimowa – w Niemczech jest traktowany jako nadzieja jazzowej pianistyki. Powoli także zdobywa sławę poza granicami swojego kraju.
Zawdzięcza ją głównie nagraniom w trio. Teraz jednak przyszła kolej na próbę dla każdego pianisty najtrudniejszą – recital solo. Wybrnął z niej chytrze. „Hexentanz” (taniec czarownic) to mroczny, można rzec, że „gotycki” album. Wollny położył nacisk na odpowiedni nastrój, którego źródeł można szukać w klasycznych horrorach, a w materii muzycznej – w sporej części romantycznej literatury fortepianowej.
Powstała płyta jednorodna, robiąca spore wrażenie, a jednocześnie pozbawiona taniego efekciarstwa.

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Michael Wollny, Tamar Halperin - Wunderkammer

140-141 11 2009 MichaelWollnyTamarHalperin

ACT 2009
Dystrybucja: GiGi

Interpretacja: k3
Realizacja: k5

Niemiecki pianista Michael Wollny ma głowę pełną pomysłów. Nie wszystkie przynoszą równie dobre efekty, ale przecież każdy artysta ma prawo poszukiwać nowych dróg.
„Wunderkammer” nie jest złą płytą. Wielokrotnie gościła w moim odtwarzaczu. I to bynajmniej nie tylko z powodu recenzenckiej rzetelności. Po prostu – fragmentami to piękna muzyka.
Skąd jednak wątpliwości i dlaczego tylko trzy gwiazdki? Nowy album Niemca to spotkanie z izraelską klawesynistką (grającą także na czeleście), specjalizującą się w repertuarze barokowym. Sam Wollny obsługuje tu, prócz fortepianu, także czelestę, klawesyn, harmonium i piano Fendera.
Na płycie dominuje nastrój niesamowitości, to po trosze wspomnienie minionego dzieciństwa, a po trosze wywoływanie duchów przeszłości.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie momentami dość naiwne, repetytywne środki, jakich do tego użyto. Odnoszę wrażenie, jakby dwoje młodych ludzi po prostu bawiło się dźwiękami. Są tu jednak również fragmenty o nieodpartym wdzięku, świadczące o talencie ich twórców.
Czasem naprawdę udaje się Wollny’emu i Halperin uzyskać nastrój arkadyjskiego szczęścia, jakie przypisujemy wspomnieniom niewinnego dzieciństwa. Wtedy muzyczna naiwność staje się wartością samą w sobie, bo przecież dzieciństwo bez naiwności nie miałoby uroku.

Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF