Vassilis Tsabropoulos - The Promise
- Kategoria: Jazz
ECM 2009
Dystrybucja: Universal
Vassilis Tsabropoulos zasłynął jako jeden z najlepszych greckich interpretatorów XIXi XX-wiecznej literatury pianistycznej. Podobnie jak spore grono klasycznie wykształconych pianistów zainteresował się jednak rozszerzeniem swojej palety środków wyrazu o improwizację.
Od razu warto zaznaczyć, że jazz w wykonaniu konserwatoryjnie wytrenowanych Europejczyków to zupełnie inna para kaloszy niż to, co się pod tym pojęciem rozumie w USA. O ile jednak pierwsze nagrania Tsabropoulosa dla ECM-u nosiły jeszcze znamiona jazzowej interakcji i tradycyjnie rozumianej improwizacyjności, to na „The Promise” ze świecą ich szukać.
Najnowszy album Greka to właściwie zbiór etiud na fortepian solo. Jego język muzyczny wywodzi się z europejskiej tradycji romantycznej, poszerzonej o impresjonistyczne skale całotonowe. Jak to często w przypadku płyt monachijskiej wytwórni bywa, muzyką rządzi przestrzeń. Rozumiana nie tylko jako miejsce nagrania i jego pogłos, ale także odległość pomiędzy dźwiękami, w której mogą one swobodnie wybrzmiewać.
Na płycie dominują krótkie, jakby niedokończone frazy, sprawiające wrażenie niedopowiedzenia, szkicu, ulotności. I takie było zamierzenie autora, choć w dużej dawce, niestety, muzyka Tsabropoulosa staje się przewidywalna, by nie powiedzieć: nużąca. Są tu jednak momenty, które potrafią zachwycić swoją szlachetną prostotą.
Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 10/2009
Etno Funky Show - Ekle
- Kategoria: Jazz
Luna Music 2009
Czego tu nie ma! Jest tytułowe etno – bałkańskie, afrykańskie, cygańskie i kto wie, jakie jeszcze. Jest funky, soul, hip-hop; jest i jazz (fantastyczna wersja wokalna „Take Five” Paula Desmonda). Jest nawet fragment poezji wieszcza („Grób Agamemnona” Słowackiego). Chętny znajdzie tu również co niemiara innych gatunków, rodzajów i tropów. Lepiej jednak tego nie robić, tylko oddać się czystej, nieskrępowanej zabawie.
Taka bowiem uroda inspiratora projektu – Sambora Dudzińskiego. Ten aktor, performer, perkusjonista, a przede wszystkim – wokalista nie znosi żadnych granic, szufladek ani klasyfikacji. Każdy, kto miał przyjemność uczestniczyć w jego „one man show”, wie, że rozmaite dziedziny sztuki potrafi bezkonfliktowo łączyć w całość przepełnioną swoistym poczuciem humoru.
Tak też się dzieje w przypadku tej płyty. Nie ma przy tym znaczenia, że oprócz Dudzińskiego gra tu cała plejada świetnych polskich muzyków. Nieposkromiona i pełna energii aura Sambora działa na wszystkich.
Mało mam na półce nagrań, które zawsze i w każdych okolicznościach są w stanie poprawić mi nastrój. Jakoś tak więcej zebrało mi się muzyki dosmucającej, a nawet mrocznej. Nowy album Sambora Dudzińskiego z pewnością pomoże mi wypełnić tę lukę.
Od czasu, gdy wpadł mi w ręce, opuszcza szufladkę mojego odtwarzacza tylko na chwilę, by wkrótce powrócić i zawsze swoje zadanie spełnia bezbłędnie!
Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 10/2009
ACT 2009
Dystrybucja: Gigi
Po doskonale przyjętym „Audiofeelingu” (ARMS Records 2007) Paweł Kaczmarczyk znów zaskoczył fanów. Jego najnowsza płyta – „Complexity in Simplicity” została wydana pod szyldem prestiżowej ACT Music. W wytwórni tej nagrywali m.in. Esbjorn Svensson Trio oraz Lars Danielsson z Leszkiem Możdżerem. Kaczmarczyk jest jednak pierwszym polskim muzykiem, który wydał tam swój album jako lider.
Repertuar obejmuje 11 utworów, wszechstronnie prezentujących Kaczmarczyka w roli kompozytora, aranżera, pianisty i szefa zespołu. Muzyka jest zróżnicowana pod względem stylistycznym (nowoczesny jazz akustyczny z elementami europejskimi), wyrazowym i brzmieniowym. Kaczmarczyk wykorzystuje różne składy: trio fortepianowe, kwartet z saksofonem lub klarnetem basowym, kwintet, septet oraz dwie sekcje rytmiczne.
Owa różnorodność pozostaje jednak doskonale zorganizowana, zaś płyta ma wyrazisty charakter i logiczną strukturę z introdukcją, rozwinięciem, mocnym finałem i kodą, pozostawiającą słuchacza w stanie pewnego zawieszenia. Ta konstrukcja sprawia, że album stanowi spójną całość i najlepiej wysłuchać go przy jednym podejściu.
„Complexity in Simplicity” to ważny moment w rozwoju młodego artysty, postrzegającego sztukę dźwięku w sposób kompleksowy, syntetyczny i bardzo świadomy. Gorąco polecam!
Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2009
2008 Qubico Records
Dystrybucja: www.qubicorecords.com
Przyszedł czas, że pisze się hymny dla żyjącego muzyka. Całe szczęście, że nie poszło w stronę budowania pomników, bo takie gloryfikowanie za życia może adresata onieśmielić, a publiczność zdezorientować. Tak czy owak, Denis Gonzalez – trębacz, którego wcale niedawno gościliśmy w Polsce, zdecydował się uhonorować Tomasz Stańkę. Towarzyszą mu muzycy znani jeszcze mniej niż on sam, choć pamiętajmy, że na łamach „Hi-Fi i Muzyki” recenzje ich płyt pojawiały się już wcześniej.
Mamy więc mariaż instrumentalistów z Denver i Dallas, a więc z jazzowej prowincji. Pewnie także dlatego ich muzyka brzmi niespotykanie. Niby zaczepiona w wielkich coltrane’owskich czy dalekowschodnich tradycjach i wybornie zaimprowizowana, ale jednak słychać, że powstała z dala od jazzowych stolic. I co tu kryć, podróż z Gonzalezem i Northwood Improvisers, choć odbywa się drogami drugiej kolejności odśnieżania, jest fascynująca do tego stopnia, że niechętnie się wraca na nowojorskie autostrady.
Najgorsze jednak, że płyty Northwood Improvisers, a w szczególności te wydawane przez włoską Qubico Records, niełatwo kupić. Podstawową formą ich rynkowego istnienia jest winyl, będący kunsztownie wytłoczonym „picture dyskiem” w boleśnie limitowanej edycji 500 egzemplarzy. Sam wszedłem w posiadanie kompaktu, zrobionego „na odczep się”, ale za to na złotym „cedeerze” i cieszę się jak dziecko. Mam jeden z 300.
Autor: Maciej Karłowski
Źródło: HFiM 11/2009
Michael Wollny - Piano Works VII Hexentanz
- Kategoria: Jazz
ACT 2009
Dystrybucja: GiGi
Niemiecka wytwórnia ACT Music ma kilka obliczy. Ich wspólną cechą jest znakomita jakość nagrania. Sposób, w jaki Siegfried Loch nagrywa i produkuje płyty, bardzo mi przypadł do gustu. Dźwięk jest klarowny, plany i rozmieszczenie źródeł pozornych – wzorowe, a jednocześnie nie ma tu chłodu i przesadnego pogłosu, które pojawiają się w realizacjach konkurencyjnego ECM-u.
Od pewnego czasu Loch wydaje serię nagrań na fortepian solo, których autorami są uznani i dobrze zadomowieni na światowych scenach muzycy, a także ci dopiero zdobywający uznanie.
Do tych drugich należy zaliczyć młodego niemieckiego pianistę Michaela Wollny’ego. Trzeba jednak powiedzieć, że nie jest to postać anonimowa – w Niemczech jest traktowany jako nadzieja jazzowej pianistyki. Powoli także zdobywa sławę poza granicami swojego kraju.
Zawdzięcza ją głównie nagraniom w trio. Teraz jednak przyszła kolej na próbę dla każdego pianisty najtrudniejszą – recital solo. Wybrnął z niej chytrze. „Hexentanz” (taniec czarownic) to mroczny, można rzec, że „gotycki” album. Wollny położył nacisk na odpowiedni nastrój, którego źródeł można szukać w klasycznych horrorach, a w materii muzycznej – w sporej części romantycznej literatury fortepianowej.
Powstała płyta jednorodna, robiąca spore wrażenie, a jednocześnie pozbawiona taniego efekciarstwa.
Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 11/2009
ACT 2009
Dystrybucja: GiGi
Niemiecki pianista Michael Wollny ma głowę pełną pomysłów. Nie wszystkie przynoszą równie dobre efekty, ale przecież każdy artysta ma prawo poszukiwać nowych dróg.
„Wunderkammer” nie jest złą płytą. Wielokrotnie gościła w moim odtwarzaczu. I to bynajmniej nie tylko z powodu recenzenckiej rzetelności. Po prostu – fragmentami to piękna muzyka.
Skąd jednak wątpliwości i dlaczego tylko trzy gwiazdki? Nowy album Niemca to spotkanie z izraelską klawesynistką (grającą także na czeleście), specjalizującą się w repertuarze barokowym. Sam Wollny obsługuje tu, prócz fortepianu, także czelestę, klawesyn, harmonium i piano Fendera.
Na płycie dominuje nastrój niesamowitości, to po trosze wspomnienie minionego dzieciństwa, a po trosze wywoływanie duchów przeszłości.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie momentami dość naiwne, repetytywne środki, jakich do tego użyto. Odnoszę wrażenie, jakby dwoje młodych ludzi po prostu bawiło się dźwiękami. Są tu jednak również fragmenty o nieodpartym wdzięku, świadczące o talencie ich twórców.
Czasem naprawdę udaje się Wollny’emu i Halperin uzyskać nastrój arkadyjskiego szczęścia, jakie przypisujemy wspomnieniom niewinnego dzieciństwa. Wtedy muzyczna naiwność staje się wartością samą w sobie, bo przecież dzieciństwo bez naiwności nie miałoby uroku.
Autor: Marek Romański
Źródło: HFiM 11/2009