HFM

artykulylista3

 

Adam Palma - Good Morning

120 10 2009 AdamPalma

2009

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Autorem „Good Morning” jest Adam Palma. Pochodzący z Włocławka gitarzysta ukończył Instytut Jazzu AM w Katowicach i dotąd działał głównie jako muzyk sesyjny. Współpracował w wieloma wykonawcami w Polsce i za granicą (m.in. z Chrisem de Burghiem); koncertował w Europie i USA. W tym roku został zaproszony do udziału w CAAS w Nashville, najważniejszej imprezie, skupiającej gitarzystów grających techniką fingerstyle. Polega ona na jednoczesnym prowadzeniu linii melodycznej, harmonii i rytmu przez jednego muzyka tak, by powstawało złudzenie, iż wykonawców jest kilku. Techniką tą posługuje się także na swej debiutanckiej płycie.
Repertuar albumu obejmuje dziesięć kompozycji. Znajdziemy tu utwory Adama Palmy, jazzowy standard „Mercy, Mercy, Mercy” J. Zawinula, temat grupy Average White Band, z którą Palma współpracował, muzykę filmową i przebój Wasowskiego „Bo we mnie jest seks”. Mimo takiego rozrzutu, płyta jest wyrównana tak stylistycznie, jak i brzmieniowo. Na pewno przyczyniły się do tego aranże oraz znakomity warsztat solisty. Palma wykorzystuje wszelkie możliwości (kolorystyczne, fakturalne, artykulacyjne) swojego instrumentu, wzbogacając muzykę ciekawymi improwizacjami oraz elementami bluesa, swingu, country i folku. Szczególnie polecam: „Rocky Mountains”, „Inspector Gadget” oraz „Pick Up The Pieces”.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

The XX - XX

120 10 2009 TheXX

YoungTurks 2009
Sonic

Interpretacja: k5
Realizacja: k4

Czyżby Brytyjczycy doczekali się kolejnej rockowej nadziei? Obserwując, co się w ostatnich latach stało z muzyką gitarową na Wyspach, trudno się dziwić zachwytom nad debiutem londyńskiego The XX.
Moda na granie w stylu Joy Division dokonała spustoszenia w umysłach wielu młodych artystów, którzy byli smętni i melancholijni, nadużywali efektu reverb oraz syntezatorów i automatów perkusyjnych. Ale jeszcze nie wszystko stracone – na albumie „XX” znajdziemy te wszystkie elementy, tyle że odświeżone w kameralnej atmosferze studia za sprawą produkcji w stylu r’n’b, głębokich brzmień dubstepu i intrygujących harmonii wokalnych damsko-męskiego duetu. Najmocniejsze akcenty to miarowe „Basic Space”, „Crystalised”, z umiejętnie budowaną dramaturgią, oraz „Islands”, w którym równie mocno wyczuwa się wpływy rockowej grupy Interpol, co elektronicznej Hot Chip.
Chociaż słuchając całości, nie znajdujemy utworów, które szczególnie by się wyróżniały – tworzą one raczej całość z bardziej wyciszonymi i oszczędnymi, jak np. pozbawione rytmu „Fantasy”.
Teksty dotykające problemów emocjonalnych młodych ludzi składają się na smutny i mocno klaustrofobiczny obraz współczesnego życia w metropoliach. To idealny album na zbliżającą się jesień. Obyśmy tylko nie zapomnieli o nim na wiosnę.

Autor: Jacek Skolimowski
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Moby - Wait For Me

120 12 2009 Moby

EMI 2009

Interpretacja: k3
Realizacja: k4

Moby to artysta kojarzony głównie ze znaną z teledysków rysunkową postacią i z wyjątkowym, melancholijnym nastrojem. Obu tych rzeczy nie zabrakło i tym razem. Na okładce znajdziemy charakterystycznego ludzika, a na płycie 16 utworów, utrzymanych w typowej dla Moby’ego stylistyce.
Usłyszymy tutaj ścieżki znane z singli „Shot In The Back Of The Head”, „Pale Horses” czy „Mistake”. Bogactwo brzmień i melodii sprawia, że stanowią one najciekawszy składnik tej płyty.
Większość nowych kompozycji pozostaje neutralna i stonowana. Ciekawa jest tytułowa „Wait For Me”, z interesującym głosem Kelli Scarr. Niestety, nie zabrakło też utworów nieudanych, jak na przykład „Study War”, którego partie wokalne są wręcz irytujące.
Album jako całość nie zaskoczy nas ani brzmieniem, ani stylistyką. Wszystko tutaj kontynuuje znaną od lat konwencję. Istotną wadą jest również brak wyróżniających się utworów, z których większość, prócz wymienionych powyżej, raczej nie zapada w pamięć.
Lekkie brzmienia i nastrojowe kompozycje sprawiają, że „Wait For Me” jest idealnym tłem nocnych podróży czy domowego relaksu. Sama muzyka może jednak pozostawić niedosyt, szczególnie u osób, które liczyły na przełom.

Autor: Rafał A. Janus
Źródło: HFiM 12/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Black Heart Procession - Six

120 12 2009 BlackHeartProcession

Temporary Residance 2009
Dystrybucja: Gusstaff

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Ponurą tradycję ballad Leonarda Cohena do dziś wspaniale podtrzymują Nick Cave, Tom Waits czy Mark Lanegan. Nie brakuje też zespołów niezależnych, takich jak chociażby Black Heart Procession z Kalifornii, które sumiennie od ponad dziesięciu lat śpiewają w równie przejmujący sposób o miłości i śmierci. Album „Six” nie będzie zaskoczeniem dla wiernych fanów. Jest w nim znany mroczny klimat, który podkreśla baryton wokalisty oraz aranżacje, bazujące na partiach fortepianu, instrumentów smyczkowych, gitary elektrycznej i basu. Ale to bez wątpienia najciekawszy zbiór piosenek Palla Jenkinsa i Tobiasa Nathaniela od czasu „Three” z 2000 roku.
Przebojowości „Rats” czy „Witching Stone” mógłby im pozazdrościć sam Nick Cave, a diabelskie „Wasteland” idealnie pasowałoby do jednego z horrorów Roberta Rodrigueza. Natomiast te żywsze utwory są idealnie równoważone przez spokojne, nastrojowe ballady, jak wspaniała otwierająca „When You Finish Me”, przejmująca „Drugs”, opisująca wspomnienia narkomana na odwyku, czy „Iri Sulu” rodem z filmów Davida Lyncha.
Jedynym mankamentem może być to, że twórczość Black Heart Procession przez cały czas pozostaje zamknięta w pewnej konwencji. W związku z tym wysłuchanie albumu w całości wymaga odpowiedniego nastawiania, ale na dłuższą metę może męczyć.

Autor: Jacek Skolimowski
Źródło: HFiM 12/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Ptaki powrotne - Wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego z muzyką Janusza Lipińskiego

120 12 2009 PtakiPowrotne

Monoplan 2009

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Kto pamięta lata 70., na pewno kojarzy słynną wówczas piosenkę „Słońce, słońce w ramionach”. Utwór ten, w nowej wersji, znalazł się na płycie „Ptaki powrotne”. Nie jest to zwykły album, raczej pakiet multimedialny – całość zawiera CD z muzyką, krążek DVD z dwoma teledyskami, teksty (wiersze Baczyńskiego, esej socjologa Jana Strzeleckiego) oraz grafiki Łukasza Rayskiego.
Projekt Lipińskiego to udana próba ponownego odczytania poezji Krzysztofa Kamila, przypomnienia tej postaci (mija 65. rocznica jego śmierci w powstaniu) oraz zwrócenia uwagi słuchaczy na gatunek zwany niegdyś poezją śpiewaną, dziś niemal zupełnie wyrugowany z mediów przez „niewidzialną rękę rynku”.
Repertuar CD obejmuje 17 melodyjnych utworów utrzymanych w jednolitej konwencji. Idealnie równoważą muzykę i słowo. Za ciekawą aranżację odpowiada Jarosław Kordaczuk. Jednym z największych walorów albumu jest śpiew Basi Raduszkiewicz – wokalistki wręcz zjawiskowej. Jej głos o czystej intonacji, eterycznej, zmysłowej barwie i pięknej dykcji kompletnie zniewala słuchacza.
Ważną rolę odgrywają muzycy towarzyszący, których zebrało się tu pokaźne grono. Udział Krzysztofa Herdzina, Cezarego Konrada, Roberta Majewskiego i Grzecha Piotrowskiego powoduje, że muzyka nabiera czasem lekko jazzującego charakteru. Lektura obowiązkowa.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 12/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Nouvelle Vague - 3

127 01 2010 nouvellevague

Pias 2009 ISound

Interpretacja: k3
Realizacja: k4

Ten sam żart powtarzany po raz trzeci nie śmieszy już tak jak na początku. Podobne wrażenie można odnieść, słuchając kolejnego albumu francuskiego duetu producenckiego Nouvelle Vague.
Wsławił się on tym, że przerobił piosenki nowofalowe i postpunkowe na styl bossa nova. Na album „3” trafiły takie przeboje, jak „Master & Servant” Depeche Mode, „Road To Nowhere” Talking Heades czy „God Save the Queen” Sex Pistols. Problem w tym, że Marc Collin i Olivier Libaux, razem z zaproszonymi wokalistkami, nie odkryli nic nowego. Wiadomo, że każdy z tych utworów przetrwał próbę czasu i niezależnie od tego, czy zagra się go w rytmie bluesa, reggae, czy w stylu metalowym, słuchacze zawsze go rozpoznają.
Bardziej przekonująco wypadają mniej znane piosenki: „Heaven” Psychedelic Furs, ponure „All My Colours” z repertuaru Echo & The Bunnymen z udziałem Iana McCullocha czy „Parade” Magazine, wyśpiewane przez Barry’ego Adamsona. To one pokazują grupę bardziej na poważnie, chętną do zapuszczania się w rejony balladowe i folkowe, a nawet pozwalającą sobie na podniosłe aranżacje.
Lepiej, żeby członkowie Nouvelle Vague rozwijali się właśnie w tym kierunku, zamiast serwować kolejną dawkę popu, który wpada jednym uchem i wypada drugim.

Autor: Jacek Skolimowski
Źródło: HFiM 01/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF