HFM

Barry Gibb - In The Now

cd07082018 005

Season of Mist 2017

Muzyka: k4
Realizacja: k3 

Historia Bee Gees, jednej z najsłynniejszych popowych grup wszech czasów, zakończyła się kilkanaście lat temu. W roku 2001 ukazał się ostatni album braci Gibb – „This Is Where I Came In”. Dwa lata później, w 2003 roku, zmarł Maurice Gibb, a w 2012 – Robin. Najstarszy z braci, Barry, po nagranej wspólne z Barbrą Streisand wspaniałej płycie „Guilty Pleasures” (2005) i serii solowych koncertów (2014), też jakby odszedł na zasłużoną emeryturę. W roku 2016 światło dzienne ujrzał jednak zupełnie nowy album, który poruszył serca miłośników Bee Gees oraz indywidualnych dokonań braci Gibb. Trudno uwierzyć, ale „In The Now” jest dopiero drugą solową płytą Barry’ego Gibba. Pierwsza – „Now Voyager” – pochodzi z roku… 1984. Wszystkie 12 utworów 70-letni artysta przygotował wraz z synami – Stephenem i Ashleyem – a nagrał z grupą świetnie dobranych muzyków. Ciekawostką niech będzie fakt, że w składzie zespołu towarzyszącego artyście znalazł się grający na saksofonie barytonowym Ed Maina, znany ze współpracy z Oscarem Petersonem i Nelson Riddle Orchestra. Staranną orkiestrację zapewnił Doug Emery. Barry Gibb śpiewa piosenki z pogranicza popu, country, bluesa i soft rocka. Kilkakrotnie eksponuje nawet swój legendarny falset. Jest w tych utworach dużo osobistych refleksji, emocji i zadumy. „In The Now” to muzyka inteligentna i wyrafinowana, nie kojarząca się z dzisiejszą produkcją pop. Stara, dobra szkoła. Szkoda, że podobnych piosenek powstaje dziś tak mało. W wersji winylowej album wydano na dwóch 180-gramowych krążkach, umieszczonych w skromnej, nierozkładanej okładce. Obie płyty znajdują się w specjalnych antystatycznych insertach, a te – w solidnych ilustrowanych kopertach. Dołączony kupon umożliwia pobranie płyty w wersji cyfrowej.

Robert Ratajczak
Źródło: HFiM 07-08/2018

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

 

The Alan Parsons Symphonic Project - Live In Colombia

cd032018 002

earMusic 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k3 

Alan Parsons Project to studyjna formacja, w którą przez lata angażowało się wielu muzyków. Jej trzon stanowili: realizator dźwięku i producent Alan Parsons oraz, zmarły w 2009 roku, Eric Woolfson. Po albumie „Gaudi” z 1987 roku, kolejne Parsons firmował już bez dopisku „Project”. Po blisko 30 latach zdecydował się jednak odświeżyć formułę i przygotował koncerty z orkiestrami symfonicznymi. Stąd The Alan Parsons Symphonic Project. Jeden z takich występów odbył się w Kolumbii, z udziałem orkiestry tamtejszej filharmonii pod dyrekcją Alejandro Posady. Ten właśnie koncert wypełnia trzy longplaye. W wersji CD materiał zmieścił się na dwóch krążkach. Utwory Alan Parsons Project już w oryginalnych wersjach były nasycone przestrzennym, niemal orkiestrowym brzmieniem. Dlatego udział kolumbijskich filharmoników nie wpłynął na efekt tak znacząco, jak to się dzieje w przypadku symfonicznych projektów innych grup. Poza kilkoma fragmentami (suita „The Turn of a Friendly Card”, „Old and Wise”) można wręcz nie dostrzec specjalnie przygotowanych orkiestrowych aranżacji. Co do repertuaru, mamy tu przegląd zarówno największych przebojów zespołu, jak i form koncepcyjnych. Skoro jest to rejestracja koncertowa, oczekiwałbym przeniesienia choćby namiastki klimatu występu na żywo. Tymczasem utwory brzmią, jakby muzycy starali się je upodobnić do wersji studyjnych. Z kolei brawa zostały wyciszone i robią wrażenie dobiegających z oddali albo wręcz doklejonych. Płyty wytłoczono starannie na krążkach o standardowej gramaturze i umieszczono w rozkładanej kopercie. Szeroka baza nagrania pozwala dostrzec rozmaite efekty stereofoniczne. Także szerokość pasma i skala dynamiki spełniają oczekiwania.

Robert Ratajczak
Źródło: HFiM 03/2018

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

 

Helge Lien Trio - Guzuguzu

cd032018 006

Ozella Records 2017

Muzyka: k4
Realizacja: k3 

Norweski pianista i kompozytor Helge Lien należy do grona najpopularniejszych skandynawskich muzyków jazzowych. Oprócz prowadzenia własnego tria, angażuje się w przedsięwzięcia solowe. W Polsce jest kojarzony głównie ze współpracy z Adamem Bałdychem. Dziewiąty już album Helge Lien Trio zawiera materiał zarejestrowany w prestiżowym Rainbow Studio w Oslo. Zarówno tytuł płyty, jak i tworzących ją kompozycji to japońskie słowa dźwiękonaśladowcze (onomatopeje). Także melodyka jest tworzona na bazie brzmień niektórych wyrazów. Wydaje się, że każdy kolejny album składu przewyższa poprzednie. Tak też się dzieje w przypadku „Guzuguzu”. Płyta wciąga klimatem, pomysłowością i pięknem kompozycji Liena. Kontrabasista Frode Berg coraz śmielej sięga po smyczek. Perkusista Per Oddvar Johansen nie tylko zapewnia rytm, lecz kreuje partie niemal pejzażowe. Podobnie jak na poprzednich albumach tria, na okładkę wykorzystano zdjęcie zrobione przez samego pianistę. Płytę wytłoczono na 180-gramowym krążku, z nieco zmienionym wobec CD układem nagrań. Kameralna, akustyczna muzyka z analogu brzmi znakomicie. Ton jest głębszy, a barwa – pełniejsza w porównaniu z wersją CD. Umieszczony na okładce link umożliwia pobranie z sieci dodatkowego utworu.

Robert Ratajczak
Źródło: HFiM 03/2018

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

 

Kamasi Washington - Harmony of Difference

cd012018 002

Young Turks 2017

Muzyka: k4
Realizacja: k3 

Saksofonista i kompozytor Kamasi Washington jeszcze do niedawna był wziętym muzykiem sesyjnym. Wydany w 2015 roku album „Epic” znacząco zmienił jego status. Krytycy porównywali go do Johna Coltrane’a, a płytę uznali za najważniejsze z dotychczasowych wydarzeń jazzowych w tym stuleciu. Kolejną płytą Washingtona jest „Harmony of Difference”, która powstała z myślą o biennale w nowojorskim Whitney Museum of American Art. Impreza dotyczyła różnic społecznych i kulturowych. Pierwsza strona longplayu to pięć połączonych ze sobą utworów, z elementami hard bopu, funku i muzyki latynoamerykańskiej. Następujące po sobie motywy są lekkie i łatwo wpadają w ucho. Całość robi wrażenie bogatą aranżacją na orkiestrę. Każdy utwór został zilustrowany przez Amani Washington – siostrę saksofonisty, odpowiedzialną także za projekt graficzny okładki. Druga strona płyty to rodzaj wariacji na temat oryginalnych kompozycji. Zostały przetworzone w uduchowiony monument, z orkiestrowym rozmachem i udziałem dziewięcioosobowego chóru. Muzyka zaciekawia klimatem i specyficzną atmosferą. Łączy elementy ambitnego jazzu z przyswajalnymi melodiami. W zakresie bazy stereo płyta winylowa brzmi zadowalająco, umożliwiając dostrzeżenie instrumentów rozstawionych pomiędzy głośnikami. Niestety, ubogo wypada zakres pasma i dynamika nagrań, co wobec aranżacyjnego przepychu i bogatej instrumentacji doskwiera w czasie słuchania. Oprócz książeczki z reprodukcjami obrazów, do płyty dołączono kod, umożliwiający pobranie muzyki w formacie MP3.

Robert Ratajczak
Źródło: HFiM 01/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

 

Bartok - Concerto For Orchestra, Dance Suite

cd012018 006

Decca 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k3 

Muzyka Beli Bartoka znacznie wyprzedzała swoje czasy. Ogromna wiedza kompozytora mieszała się z prawdziwą pasją badania folkloru, a wnioski z owych poszukiwań z wielkim wyczuciem oraz inteligencją tłumaczył on na nowoczesny język sztuki i wplatał w swoje utwory. Bartok to jednak nie tylko wątki ludowe. To przede wszystkim znakomita muzyka współczesna. Dla współczesnych mu – mało czytelna. Dla pokoleń powojennych – cudowna podróż w krainę wyobraźni. Taki też jest ten koncert, skomponowany w roku 1943. To jedno z ostatnich dzieł wielkiego Węgra, który odszedł dwa lata później. Nagranie pochodzi z roku 1965. Jakość nie powala, ale wykonanie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej pod batutą Georga Soltiego to prawdziwy wyraz uznania dla twórczości Bartoka. Orkiestra z wdziękiem przechodzi od pejzażowego piano do emocjonalnego forte. Z jednej strony, prezentuje brylantowo czytelny profesjonalizm; z drugiej – wielkie uczucie i budowanie struktury pełnej kontrastów i zwrotów akcji. Sir Georg Solti również pochodził z Węgier. Dobór dyrygenta jest więc nie tylko znakomity, ale i symboliczny. W świadomości masowej ów koncertmistrz nie jest tak popularny, jak choćby Herbert von Karajan, ale melomani doskonale znają tę postać. Zmarły dwadzieścia lat temu dyrygent zgarnął aż 31 statuetek Grammy. To pięć razy więcej niż Madonna! Masywny winyl z minimalistyczną kopertą nawiązuje do wydania z lat 60. XX wieku.

Michał Dziadosz
Źródło: HFiM 01/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

 

Nagroda roku - Płyty roku 2017 - winyl

5865012018 001Nagroda roku - Płyty roku 2017 - winyl

 

Czytaj więcej...