HFM

artykulylista3

 

Wild Wylde

8283072016 001
„Dziki Wylde” to pseudonim Zakka Wylde. Pasuje jak ulał, bo Zakka na scenie rozpiera energia. Na gitarze gra w sposób iście ekwilibrystyczny, nawet gdy trzyma ją nad głową czy za plecami. Bywa też, że szarpie struny zębami.

 

 

 


 


Naprawdę nazywa się Jeffrey Phillip Wielandt i jest amerykańskim muzykiem rockowym. Wyróżnia się jako gitarzysta, ale gra też na innych instrumentach, śpiewa i komponuje.
W 1987 roku odkrył go Ozzy Osbourne, wokalista Black Sabbath, kiedy nagrywał swój piąty album solowy „No Rest for the Wicked” (1988). Zainteresowało go demo, które otrzymał od 20-letniego wówczas Wylde’a (można je znaleźć w internecie), więc zaprosił go na przesłuchanie. Jak nietrudno się domyślić, wypadło korzystnie. Współpraca z legendarnym specem od mrocznych przebojów była tak owocna, że Wylde zagrał nie tylko na „No Rest for the Wicked”, ale również na kilku kolejnych albumach Osbourne’a, w tym na przedostatnim – „Black Rain” (2007). Dopiero na krążku „Scream” (2010) zastąpił go Gus G. Zakk bowiem zdążył zyskać międzynarodowe uznanie i miał inne zobowiązania.

8283072016 002


Jeszcze zanim nawiązał współpracę z Osbourne’em, grał w paru zespołach, działających w okolicach jego rodzinnego miasta Bayonne (w stanie New Jersey). Trzy lata po nagraniu z frontmanem Black Sabbath płyty „Ozzmosis” powołał do życia heavymetalową formację Black Label Society (1998). Grupa do tej pory nagrała dziewięć studyjnych albumów. Kompozytorem niemal całego repertuaru jest Wylde.
O ile ich debiutancki krążek „Sonic Brew” (wydany w 1999 roku w Japonii) zawierał jeszcze trochę klimatów spod znaku rocka z amerykańskiego południa, o tyle w dodanym do amerykańskiej edycji utworze „Lost My Better Half” zagrzmiało już jak na płytach ortodoksyjnych metalowców.
I tak jest do dziś. Melomani, którzy śledzą dyskografię Black Label Society, wiedzą, na jak ostre kawałki ją stać. Zresztą trupie czaszki w logo zespołu i na sygnecie lidera mówią same za siebie. A czego Wylde słucha w przerwach od pracy z Black Label Society? „Rzeczy, które podobały mi się w młodości – Eltona Johna, Savage, Zeppelinów, Bad Company. Właściwie słucham wszystkiego – od Crowded House do Ministry. Czasami coś mocniejszego, to znów „Harvest Moon” Neila Younga. Innym razem przerzucam się na stację radiową, nadającą (jazzowe utwory) Joe’ego Passa. Później oddaję się muzyce Johna McLaughlina i tak dalej… Wreszcie wracam do Robina Trowera. To jeden z facetów, których uwielbiam. Czasami włączam coś nowych artystów. To bardziej pod kątem spraw producenckich; żeby podsłuchać, jak to wszystko teraz brzmi. Najlepsze pomysły chcę zastosować na swoich płytach. Chodzi o jakość dźwięku.”

8283072016 002


Zakk Wylde wystąpił niedawno w Łodzi. Na scenie potrafi wykrzesać z siebie ogromne pokłady energii, a chwilami wybucha niczym wulkan w momencie erupcji. Jego gitarowe popisy bywają karkołomne. Kiedyś za mistrza szybkiego grania uważano nieżyjącego Alvina Lee. Teraz ekwilibrystów takich jak on jest sporo, a Wylde z pewnością do nich należy. Żeby widzowie mogli łatwiej śledzić jego nietuzinkowe umiejętności, ma do dyspozycji, obok statywu z mikrofonem, specjalny podest, na który ochoczo wskakuje, kiedy przychodzi mu dłużej popisywać się instrumentalnym kunsztem. W połowie łódzkiego występu wpadł w taki trans, że zszedł ze sceny na platformę dla widzów i wmieszał się w tłum, cały czas, przez jakieś 10 minut, grając skomplikowane solówki. To się nazywa mistrzostwo!
Mimo że uwielbia gitarowe szaleństwa, Wylde ma w sobie również melancholijną duszę. Czasem lubi nawet zastąpić gitarę elektryczną instrumentem akustycznym albo śpiewać przy fortepianie. Stąd zrodził się pomysł, aby nagrać kilkanaście melodyjnych piosenek, trochę w stylu Bruce’a Springsteena czy Neila Younga, ale ostrzejszych. Bo trzeba wiedzieć, że utytułowanego mistrza heavymetalowego łojenia inspiruje również łagodniejsza muzyka rockowa: „Rano zwykle zaczynam od spokojnych akordów. Dopiero później przechodzę do ostrzejszych riffów”.
W 1996 roku Wylde, znany już i ceniony jako gitarzysta i akompaniator Osbourne’a, nagrał solowy album „Book of Shadows”, który zawierał wyłącznie jego kompozycje. Wielkim zaskoczeniem dla fanów był melodyjny, rockowy śpiew Wylde’a, a także repertuar. Piosenki z tego albumu to w większości... ballady. Nie znajdziemy tu również tak typowego dla Black Label Society metalowego pazura i agresji, za to często pojawiają się skomplikowane, grane w wirtuozerskim tempie i na gitarze akustycznej, partie solowe.

8283072016 002


Do takiej wprawy Wylde doszedł ciężką pracą. Pierwszy raz zetknął się z gitarą w wieku ośmiu lat. Od razu złapał muzycznego bakcyla. Ćwiczył po 12 godzin na dobę. Bywało, że zaczynał zaraz po przyjściu ze szkoły, a kończył nad ranem. Nieprzespane z tego powodu noce odsypiał w ciągu dnia. Jego upór przyniósł efekty, a od gitary trudno mu się oderwać do dziś. W czasie wywiadów często trzyma instrument na kolanach i mimochodem wtrąca solówki, słuchając pytań dziennikarzy. Potrafi sensownie mówić na różne tematy, nie przerywając grania.
Preferuje instrumenty z hebanowymi deskami i klonowymi gryfami. Zwykle zamawia własne wersje, projektując indywidualne kształty i zdobiącą je wymyślną szatę graficzną.
Po sukcesach z Osbourne’em i udanych albumach z Black Label Society, Wylde jest zaliczany do grona najlepszych gitarzystów heavymetalowych. Za zasługi dla show businessu, w 2006 roku jego nazwisko znalazło się w słynnej hollywoodzkiej Alei Gwiazd.
Niedawno do sklepów trafiła druga część „Book of Shadows”, nagrana niemal po dwudziestu latach od pierwszej. Autorem wszystkich piosenek znowu jest Wylde, który zagrał prawie na wszystkich instrumentach, zaśpiewał i wyprodukował całość. Towarzyszą mu jedynie dwaj instrumentaliści – John „DJ” DeServio, grający na basie, i Jeff Fabb na perkusji.

8283072016 002


Płyta zawiera aż 14 rockowych ballad z popisowymi partiami gitary. Polecam zwłaszcza „Lay Me Down” i „Darkest Hour”. Przy nich adepci gry na gitarze uświadamiają sobie, jaki dystans dzieli ich od mistrzowskiego poziomu.
Jeżeli chodzi o źródła inspiracji kompozytorskiej, Wylde mówi: „Muzyka nie ma końca. To właśnie jej piękno. Jest zawsze jakaś piosenka do napisania, jakiś nowy riff, którego trzeba się nauczyć. Ta obfitość jest najlepsza, najbardziej kreatywna. Żeby się czymś zainspirować, mogę słuchać Neila Younga czy nagrań Led Zeppelin. Pomysłów nie brakuje”.
A jakie rady ma mistrz dla muzyków próbujących iść w jego ślady? „Miejcie gitarę we krwi i… ćwiczcie gamy!” Proste, ale najwyraźniej skuteczne. W przypadku Zakka Wylde’a te wskazówki się sprawdziły.

8283072016 002


Dyskografia studyjna:
Solowa:
1996: Book of Shadows
2016: Book of Shadows II

Z Ozzym Osbourne’em:
1988: No Rest for the Wicked
1991: No More Tears
1995: Ozzmosis
2001: Down to Earth
2007: Black Rain

Z Pride & Glory:
1994: Pride & Glory

Z Black Label Society:
1999: Sonic Brew
2000: Stronger Than Death
2001: Alcohol Fueled Brewtality Live!! +5
2002: 1919 Eternal
2003: The Blessed Hellride
2004: Hangover Music Vol. VI
2005: Mafia
2006: Shot to Hell
2009: Skullage
2010: Order of the Black
2011: The Song Remains Not The Same
2013: Unblackened
2014: Catacombs of the Black Vatican


Grzegorz Walenda
Źródło: HFM 07-08/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF