HFM

artykulylista3

 

Muzyka – Dama z rosiczką?

96-98 11 2012 01Starożytni Grecy przypisywali muzyce niezwykłe właściwości „oczyszczająco-tonizujące”, jak głosi określenie na opakowaniach kosmetyków. Sokratesowi śniło się zalecenie Platona: „Rób i uprawiaj muzykę”. Arystoteles twierdził: „Muzyka wpływa na uszlachetnienie obyczajów”, a zdanie to w 1969 roku powróciło jako tytuł słynnego cyklu felietonów Jerzego Waldorffa: „Muzyka łagodzi obyczaje”. XIX-wieczny historyk sztuki Walter Pater uważał, że „każda sztuka zawsze dąży do tego, by stać się muzyką”, zaś popularny prezenter Lucjan Kydryński prowadził programy telewizyjne pod hasłem „Muzyka lekka, łatwa i przyjemna”.

Muzyka jako pocieszycielka duszy, rozjemczyni konfliktów, towarzyszka chwil uroczystych i tapeta sytuacji sentymentalnych. Muzyka – kraina łagodności? Dama z muzyczką jak dama z łasiczką? A może to łagodność tygrysa? Muzyczka-rosiczka? Wszak łoskot bębnów i ekstatyczne wokalizy towarzyszą najkrwawszym rytuałom plemiennym, a werble i trąbki zagrzewają rycerzy do rąbanki na polu bitwy.

Fikcja i dźwięki
Muzyka zastosowana do opowiedzenia fikcyjnych historii, zawartych choćby w wątkach scenariusza filmowego czy libretta operowego, często styka się z tematem okrucieństwa, bólu, śmierci w męczarniach czy mordu. Opisuje motywy i przebieg zbrodni. Może też posłużyć do podżegania do mordu, choć sama nie jest podżegaczem. Jest tylko projekcją zbrodniczego umysłu postaci; narzędziem w ręku kompozytora, librecisty, śpiewaka, tancerza, aktora.
Umysł chory, owładnięty demoniczną ideą lub poddany działaniu opiatów skłonny jest odczytać bodźce muzyczne jako zew mordu. Tak się stało w roku 1995, kiedy trzech nastolatków torturowało, zamordowało i zgwałciło (w tej kolejności) koleżankę, Elyse Pahler. Zafascynowani satanizmem, chcieli tą zbrodnią uwiarygodnić swoje oddanie złym mocom. Rodzice zabitej dziewczynki oskarżyli o jej śmierć… muzykę, a konkretnie – zespół trashmetalowy Slayer, który był ulubioną grupą młodych oprawców. Argumentowali, że agresywna muzyka i teksty utworów, a mianowicie piosenek „Dead Skin Mask”, „Postmortem” i „Necrophiliac”, wyzwoliły w chłopcach morderczy instynkt. Sąd oddalił te zarzuty, uzasadniając, że idąc tym tropem, można by oskarżyć bibliotekę o podżeganie czytelników do popełniania przestępstw.

Seryjny morderca w Nowym Orleanie
Czy do zbrodni zachęca Sting w spokojnej, nastrojowej piosence „Moon over Bourbon Street”? Urokliwa aranżacja wersji oryginalnej (na płycie „The Dream of the Blue Turtles”, 1985) budzi raczej skojarzenia ze staroświeckim Kabaretem Starszych Panów niż dzikim Slayerem, ale bohaterem utworu jest obsesyjny, nieuleczalny morderca. Wampir lub wilkołak, tu zdania są podzielone. Z jednej strony, jako wilkołak nie mógłby raczej niezauważony mijać przechodniów, nawet w świetle lamp ulicznych; z drugiej, jako wampir nie mógłby się pokazywać w południe swojej ukochanej, ponieważ o tej porze wampiry śpią w trumnie wypełnionej ziemią. Natomiast aktywność tylko przy księżycu przemawia za wilkołakiem. Zresztą na końcu nagrania studyjnego słychać cichy skowyt. Na dwoje babka wróżyła.
Jeden z pierwszych swoich solowych przebojów Sting określa jako „piosenkę na Halloween”. Napisał ją pod wpływem lektury powieści „Wywiad z wampirem” Anne Rice oraz osobistych przeżyć we francuskiej dzielnicy Nowego Orleanu. Miał tam wrażenie, że ktoś idzie za nim w mroku nocy.
Bohater cierpi katusze fizyczne i moralne. Modli się, ale bezskutecznie – ma twarz grzesznika i dłonie księdza. Ukąszony przed laty, z niewinnego baranka przeistoczył się w bestię i po prostu musi polować. Jego kroki, gdy skrada się za ofiarą, ilustrują rytmiczne dźwięki kontrabasu. Efektowna solowa partia klarnetu wypełnia przestrzeń między zwrotkami. To właśnie wtedy bestia poluje, atakuje, kąsa i morduje. Łagodny, ciepły, krągły dźwięk instrumentu świetnie się wciela w skruszonego seryjnego mordercę.
Sting wciąż powraca do tej piosenki, prezentując nowe aranżacje i interpretacje. W jednej z nich solo na trąbce wykonuje Chris Botti, a Sting stylizuje wokal na Toma Waitsa; to wersja bardziej mroczna, niegrzeczna. Istnieje też wersja pikantnie przewrotna – Stingowi, naśladującemu cukierkowo aksamitny śpiew Nat King Cole’a, akompaniuje pianistka klasyczna Katia Labèque, zaś partia fortepianu przypomina w klimacie „Gnossiennes” (1890-97) Erika Satie.

96-98 11 2012 03     96-98 11 2012 04

Perpetuum mobile zbrodni
Muzyka francuska z nieco późniejszej epoki towarzyszy też odorowi zbrodni w filmie „Sznur” Alfreda Hitchcocka (1948). Jako jeden z czynników pomaga zdemaskować zbrodnię. Wcześniej była jej świadkiem. Motyw, który pojawi się potem w oryginalnej wersji fortepianowej, występuje w czołówce w aranżacji orkiestrowej. Kamera pokazuje wtedy ulicę, ale widz rychło się orientuje, że jednocześnie trwa zadzierzgiwanie tytułowego sznura.
W pierwszej scenie dwaj studenci elitarnej uczelni duszą najlepszego kolegę. Z niedomówień można wywnioskować, że są parą gejów; nie mogli wybaczyć przyjacielowi, że znalazł sobie dziewczynę. Wyrafinowani esteci, traktują mord niemal jak dzieło sztuki; akt, na który jednostki wybitne powinny mieć przyzwolenie. Zwłoki zostają włożone do ozdobnej skrzyni w salonie, zaraz pojawia się obrus, świeczniki i zastawa do kameralnego przyjęcia, zaplanowanego na wieczór. Mózg operacji, Brandon, bardziej cyniczny z tej pary, nie kryje rozbawienia: oto urządzili zaimprowizowany ołtarz i składają na nim prawdziwą ofiarę. Drugi z morderców, Philip, boi się zdemaskowania i konsekwencji. Staje się rozkojarzony, rozgorączkowany. Jako artysta jest nadwrażliwy – to utalentowany pianista, czekający na wielki debiut w prestiżowej sali koncertowej.
Wśród zaproszonych na kolację gości znajdują się rodzice i narzeczona ofiary, a także profesor Rupert Cadell, filozof, który zafascynował swoich studentów nietzscheańską koncepcją nadczłowieka. To on pierwszy zaczyna podejrzewać, że wychowankowie zbyt dosłownie potraktowali rozważania teoretyczne.
Philip przypuszcza, że skoncentrowanie się na grze i ćwiczeniu palców uspokoi jego rozwibrowane nerwy. Wie, jaka muzyka pomoże w wyrównaniu pulsu i oddechu. Wybiera „Mouvement perpetuel” nr 1 Francisa Poulenca (1918) – miniaturę fortepianową opartą na jednostajnym rytmie, w umiarkowanym tempie. To utwór nieprogramowy, neutralny emocjonalnie. Początkowo dobrze działa na Philipa i mężczyzna zaczyna odzyskiwać panowanie nad sobą. Ale w salonowej rozmowie pojawiają się tematy i sytuacje, które znów go rozstrajają. Sięga więc ponownie po wypróbowany sposób na nerwy. Siada przy fortepianie i zamiast poddać się kojącej monotonii utworu Poulenka, przenosi swoje rozdygotanie na nuty. Podsyca to wątpliwości Cadella. Filozof nastawia metronom, chcąc pomóc Philipowi. Pianista zupełnie gubi rytm, zwalnia, przerywa i trzaska klapą. Cadell jest już pewien, że stało się coś strasznego.

96-98 11 2012 05

Kamienne wniebowzięcie
Śmierć jest, by tak rzec, stałym elementem gry w operze. W klasycznych dziełach gatunku trup ściele się gęsto, poza sceną i na scenie, często tuż przed śmiercią śpiewając efektowne arie. Desdemona ginie uduszona przez Otella w dziele Verdiego. Tosca z opery Pucciniego zagłębia sztylet w piersi Scarpii, a potem asystuje plutonowi egzekucyjnemu w rozstrzelaniu Cavaradossiego. U Bizeta Don Jose zarzyna Carmen, a Salome u Straussa czeka, aż strażnicy obetną głowę Jochanaanowi.
Mord to kulminacja akcji, a więc – zgodnie z regułami dramaturgii – napięcie, wyrażane muzyką, powinno rosnąć aż do mordu. Tak skonstruowana jest opera Karola Szymanowskiego „Hagith” (1912-13) do libretta Feliksa Dörmanna (przekład polski: Stanisław Barącz). Młody król przejmuje władzę, kiedy ojciec czuje się coraz słabszy. Ale stary król nie chce się żegnać ze światem. Wierzy, że obcowanie z młodą kobietą okaże się dla niego cudownym lekarstwem. Kapłani przyprowadzają mu piękną Hagith. Dziewczyna wie, że za nieposłuszeństwo spotka ją kara śmierci. Kocha młodego króla i nie chciałaby, żeby jego ojciec powrócił do władzy. Pod tym warunkiem gotowa jest oddać się starcowi. Ale on ani myśli paktować. Upokorzona Hagith nie kryje pogardy wobec pysznego, lubieżnego władcy. Prowokuje: „Chcesz mnie mieć, a zabić nie śmiesz”. Stary król myśli, że wstępują w niego życiodajne siły, ale jest to tylko finał agonii. Pada bez tchu. Hagith zostaje oskarżona o zabicie starca i skazana na ukamienowanie. Odbiera ten wyrok jak najpiękniejszy dar losu. Woła: „Niech przyjdzie zgon, gotowam już na śmierć”. Jest szczęśliwa, mogąc złożyć siebie w ofierze miłości, dla dobra kariery młodego króla. Ekstaza i apoteoza Hagith mają wspaniałą ilustrację muzyczną – wznosząca się w niebiosa (aż do słowa „zgon”) linia melodyczna, narastająca jasna ściana dźwięku, potężne współbrzmienie chóru i orkiestry, fanfary waltorni, a następnie perkusyjne akcenty przy słowach „Kamieniem w nią” i zmiana kolorystyki na ciemną, ciężką, posępną. Stopienie ofiary i ekstazy zostało podkreślone w inscenizacji Opery Wrocławskiej z 2007 roku, wydanej na DVD. Reżyser Michał Znaniecki uczynił z Hagith mniszkę, która kładzie się na podłodze krzyżem. W tej interpretacji młody król staje się oblubieńcem i jemu Hagith składa śluby. Odchodzi jak niepokalana męczennica wiary, jedna z biblijnego panteonu dumnych kobiet, bohaterek wielu dzieł muzycznych.
Muzyka łagodzi obyczaje? Wszystko jest kwestią dobrowolnej decyzji tych, którzy jej słuchają.

Autor: Hanna Milewska
Źródło: HFiM 11/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF